Dobić do setki

Miłość w czasach zarazy

Jaka jest miłość w czasach zarazy? Powolna i trwająca lata pomimo przeciwności losu oraz powstałych zadr. Jest to coś zupełnie innego od miłości instant, przypadkowych romansów i przelotnych zauroczeń, jakże odradzanych teraz, w czasach zarazy.

Tak więc Miłość w czasach zarazy Márqueza może posłużyć współczesnemu poszukiwaczowi miłości za poradnik. Nauczy go, jak odnaleźć i pielęgnować miłość trwającą.

Pierwszym i zarazem najtrudniejszym kryterium takiej miłości jest to, że trzeba mieć do niej predyspozycje. Czy zdarzało Ci się, drogi czytelniku, nie spać w nocy, ponieważ dręczyły cię obrazy ukochanej lub ukochanego? Czy pisałeś sonety, wiersze białe lub nawet haiku z myślą o konkretnej osobie, która w sercu twoim wznieciła nie żar, lecz pożogę? Czy chodziłeś w pewne miejsca z nadzieją, że spotkasz w nich pewną osobę? Jeśli tak, to witam w klubie. Dołączyłeś do zacnego grona romantyków, czasem znanych również jako stalkerzy. Granica jest cienka i zamazana, a przekroczenie jej – bardzo niebezpieczne.

Florentino Ariza, beznadziejnie zakochany w Ferminie Dazie, spełnia nasze pierwsze kryterium. Jest to chłopak wyrafinowany, dojrzały i nad wyrost wrażliwy. Poeta, skrzypek, telegrafista. Sam niejeden raz ociera się o tę cienką granicę stalkingu, choć zawsze robi to z urokiem i gracją lwa salonowego, którym wszak nie jest. Przychylność dam zyskuje często nie swym urokiem, lecz tym, że jest im go żal. I właśnie dlatego udaje mu się z początku poznać z Ferminą Dazą. Jej ciotka, a zarazem stróż jej cnoty, widzi w Florentinie Arizie biednego chłopaka i dlatego też namawia swoją bratanicę, żeby ta nawiązała z nim kontakt listowny.

Drugim kryterium jest upór (dla niektórych wytrwałość). Ogień niepodtrzymywany gaśnie, a żeby podtrzymać ogień, trzeba go pragnąć. Trzeba wiedzieć, czego się chce, i dążyć do tego z uporem maniaka. Można zboczyć z głównej ścieżki, ale nie należy zapominać, dokąd ona biegnie, a biegnie do upragnionej wiecznej miłości. Trochę jak w tej jednej piosence The Police. Na początku myślisz sobie „O, jak uroczo”, a później zmienia się to w „O, jak przerażająco”. Ale, niestety, żeby kochać długo, powoli, trzeba mieć w sobie trochę, a może nawet więcej niż trochę, z emocjonalnej niestabilności gwiazdy rocka.

Florentino Ariza często zbaczał z obranej przez siebie ścieżki, szukając ukojenia w przelotnych miłostkach, zapełniając dziurę w sercu pełnymi żaru, właśnie, li tylko żaru, romansami. I tutaj winszuję talentu Márquezowi, który mnie nie zawiódł i stworzył mnóstwo niezwykle barwnych bohaterów, a każdy jest na tyle wyjątkowy, że aż trudno mi uwierzyć, że jedna osoba mogła wymyślić tyle historii oraz postaci, wspaniale ożywiając je typowymi tylko dla nich dziwactwami.

Trzecim, ostatnim, kryterium jest życie dla miłości. Miłość powinna być integralną częścią twojego życia. Nie chodzi o życie dla osoby, którą się kocha, lecz dla samego uczucia. To ono jest tu najważniejsze. Powinno się być tak pochłoniętym odczuwaniem miłości, żeby czasem zapomnieć o ukochanym lub ukochanej. Oczywiście nie zapomina się o tej osobie kompletnie, lecz po prostu przypisuje się jej cechy, których nigdy nie miała, tak żeby lepiej wpasowywała się w ideał, formując ją w kogoś, kim od dawna już nie jest albo kim wręcz nigdy nie był.

Narrator mówi na to „nieograniczona umiejętność łudzenia się” (s. 322). Ten talent jest niezbędny do idealizowania swojego ukochanego lub swojej ukochanej i dlatego też Florentino Ariza jest w nią, naturalnie, wyposażony. Nie tylko przypisuje Ferminie Dazie cechy, których nie ma, lecz również nagina rzeczywistość, żeby pasowała do jego wyobrażenia o jego wybrance serca. Myśli o niej tak wiele, że wydaje mu się, że zna ją na wylot, kiedy w rzeczywistości nie zna jej wcale lub zna ją tylko powierzchownie.

No tak, obiecałam przepis na miłość, a wyszła farsa. Bo tak naprawdę tytuł jest, wydaje mi się, celowo zwodniczy. Otóż moim zdaniem Miłość w czasach zarazy jest powieścią nie tyle o miłości, ile o różnych niedopowiedzianych, niezrozumiałych i nielogicznych więzach międzyludzkich, i zostały one przedstawione ze wspaniałym realizmem. Relacje te, tak jak nieraz w życiu, często są wybielane, ponieważ prawda okazałaby się zbyt przerażająca lub ohydna.

A skąd się bierze ten realizm? Cóż, źródeł z pewnością jest kilka. Wydarzenia są niezwykle dokładnie opisywane i przenoszą nas w odpowiednią epokę i miejsce, a tło historyczne pomaga wczuć się w fabułę. Realistyczne jest też to, jak relacje międzyludzkie ewoluują wraz z upływającym czasem. Wszystko dzieje się w ciągu wielu lat, więc to naturalne, że te relacje się zmieniają. Trzecim źródłem realizmu są postaci. Prawda jest taka, że według mnie żadnej z nich nie da się lubić, ponieważ zna się je ze wszystkich stron, włączając w to ich wady i dziwactwa. Zaskakujące jednak jest to, że nadal chce się wiedzieć, jak potoczy się ich los.

Czy poleciłabym Miłość w czasach zarazy? Jako książkę opisującą meandry życia trojga osób jak najbardziej, ale jako romans z pewnością nie. Co do filmu powstałego w 2007 roku, który określa to dzieło mianem „największej opowieści miłosnej, jaka została opowiedziana”: NIE. Tylko tyle mam do powiedzenia. Idę robić caponatę.


autor: Gabriel García Márquez
tytuł: Miłość w czasach zarazy
przekład: Carlos Marrodán Casas
wydawnictwo: Muza
miejsce i data wydania: Warszawa 2008
liczba stron: 502
format: 210 × 297 mm
oprawa: twarda

Marzy o zostaniu zawodową degustatorką czarnej herbaty lub opiekunką do kotów, ale lubi wszystkie zwierzątka. Stara się walczyć ze swoim neurotyzmem, chociaż pisanie o sobie w trzeciej osobie nieco zaburza jej i tak osłabioną już psychikę.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %