Muzyczne inspiracje – lipiec 2021
Lipcowe słońce przypieka skórę. Raduje, ładuje energią i dodaje entuzjazmu. To czas na szczyptę szaleństwa, na którą nie mogliśmy sobie pozwolić przez pandemię. Latem dni płyną inaczej – korzystajmy z tego. Pozwólmy sobie na odrobinę wariactwa, spacery bez butów, tańce hulańce, nieskrępowany śpiew – i to wszystko pomimo krzywych spojrzeń innych ludzi. Bawmy się swoim życiem, nie dajmy odebrać wolności naszemu wewnętrznemu dziecku.
Faye Webster I Know I’m Funny haha (2021)
Faye Webster sprawia wrażenie smutnej dziewczyny, jednak niewątpliwie w jej twórczości drzemie pewien przebojowy potencjał. I Know I’m Funny haha to jej czwarty album, który oszałamia swoim brzmieniem, powolnym rytmem i delikatnym głosem artystki. I choć ktoś mógłby powiedzieć, że nie jest to album na letnie dni, to moim zdaniem znajdzie on swoich zwolenników na wieczory przy zachodach słońca.
Hildegard Hildegard (2021)
Dwie muzyczki z Montrealu, Helena Deland (wspominana przeze mnie tu) i Ouri, połączyły siły w kobiecym duecie. Projekt Hildegard daje artystkom wolność i możliwość wydobycia tego, co w ich twórczości najlepsze. Osiem kolejnych utworów to osiem dni, podczas których nagrywały płytę. Stopniowo zawiązuje się ich więź i muzyczne porozumienie, zamykając się w zmysłowym albumie.
Amythyst Kiah Wary + Strange (2021)
Amythyst Kiah nie baczy na cudze oczekiwania wobec kolejnej płyty. Utalentowana wokalistka i gitarzystka pochodząca z Tennessee wykorzystuje na Wary + Strange swój zmysł muzyczny, tworząc folk z rockowym zacięciem. Odkrywa się na własnych zasadach, dokumentując swoje doświadczenia afroamerykańskiej kobiety LGBTQ+.
Sinéad O’Connor The Lion and the Cobra (1987)
Debiutancki album Sinéad O’Connor jest naprawdę zadziorny. Artystka w bezkompromisowy sposób zagłębia się w skrajne emocje, wykorzystując swój niezwykły głos. Dźwięki, instrumentarium i inspiracje, którymi operuje na The Lion and the Cobra, choć bywają pozornie odległe jak tradycyjna muzyka irlandzka czy reggae, stanowią niezwykłe spektrum w rockowym świecie.
Sznur Dom człowieka (2021)
Ze śląskiego zagłębia znów wynurzył się dobry black metalowy zespół. Ich trzecia płyta Dom człowieka nie napawa optymizmem, oddaje za to poczucie wszechogarniającego braku nadziei, zgnilizny i pożogi. Tutaj brud wylewa się uszami i atakuje mocnymi dźwiękami. Nie pozostawia słuchaczowi miejsca na tlące się światełko nadziei.