PrzeczytaliśmyRecenzje

Na granicy dwóch światów, czyli oniryzm i magia w

Tony Sandoval to postać zdecydowanie znana w komiksowym światku – także polskim, o czym świadczy chociażby to, iż był on zarówno gościem niedawnego festiwalu Komiksowa Warszawa, jak i wykonawcą plakatu promującego tę imprezę – a jego dotychczasowe albumy (wszystkie wydane przez Timofa) sprawiły, że oczekiwania względem kolejnych znacząco rosną. Czytelnikowi nie grozi jednak rozczarowanie: Wąż wodny pozytywnie wyróżnia się na tle uprzednich dokonań rysownika.
Warto zacząć od strony estetycznej. Już na początku należy pochwalić samą edycję – komiks wydano w ekskluzywnej twardej oprawie. Poza tym, że zapobiega to prędkiemu zniszczeniu stosunkowo obszernego dzieła, okładka stanowi prawdziwą ucztę dla oczu – wyeksponowano na niej chyba jeden z najlepszych kadrów. Dodatkowym smaczkiem są rysunki wewnątrz obwoluty, które znakomicie wprowadzają w klimat opowieści, a także cudowne szkice na samym końcu publikacji, przybliżające kunszt procesu twórczego autora.

Styl nie uległ najmniejszej zmianie i jeśli ktoś już przyzwyczai/przyzwyczaił się do pozornie niestarannego zarysowywania tła oraz konturów postaci plus zaakceptuje/zaakceptował ich nieco burtonowską budowę – wysmukłe ciała, duże głowy, cienkie ręce i niekiedy karykaturalne zaczerwienione nosy oraz policzki rodem z filmów rodaka Sandovala, Sylvaina Chometa – nie pozostaje mu nic innego, jak tylko rozkoszować się wizualną oprawą tej powieści graficznej. Robią wrażenie zmyślne zabawy perspektywą, dynamiczne sekwencje walk, całostronicowe obrazy. Bawią ukryte w różnych zakamarkach, zupełnie jak elementy jakiejś łamigłówki, maleńkie figury zwierząt. A wszystko to, co chyba najistotniejsze, idealnie zazębia się z warstwą fabularną.

Nie należy bowiem zapominać, że w komiksie – owocu mariażu słowa z obrazem – tym łatwiej o dysharmonię. W Wężu jednak do niczego podobnego nie dochodzi, wprost przeciwnie: dzięki onirycznym wizjom rysownika podkreślona zostaje fundamentalna baśniowość historii. A jest to baśń mroczna, tajemnicza, pełna niedopowiedzeń, śmierci, zwieńczona cokolwiek gorzkim happy endem.

W centrum akcji znajdują się dwie dziewczynki: Mila, protagonistka, córka dentysty, chyba nieco znudzona własną normalnością, oraz Agnieszka – enigmatyczna i szalona, wciąż opowiadająca niestworzone historie o swoich przepięknych zębach, które budzą fascynację niemal równie silną jak w Berenice Edgara Allana Poego. Bohaterki bawią się razem, płatając figle kempingowiczom, lecz z czasem okazuje się, że wskutek wydarzeń sprzed wielu lat nowej znajomej Mili grozi wielkie niebezpieczeństwo. Z początku zwyczajna opowieść o przyjaźni (ewentualnie odkrywaniu własnej seksualności) przeradza się w iście lovecraftowską opowieść o koszmarze i grozie, a granica między światem snu a światem jawy, pomiędzy którymi zawieszona jest Agnieszka, zaciera się, aby w krwawym finale niebezpiecznie zachwiać przyrodzoną równowagą rzeczy.

W nowym komiksie autora Nocturno wprost niesłychanie wyraźnie obecna jest magia. Stanowi fundament historii, kryje się w jej pomniejszych epizodach (chociażby genialnej scenie odejścia lata). Jest, zdaje się sugerować utwór, czymś instynktownie odczuwalnym, utajoną cząstką odległej przeszłości, zakorzenioną we wszystkim i w każdym. Pulsującą w takich miejscach jak omijane przez ludzi z okolicy mroczne ruiny, gdzie rozpoczyna się wędrówka Mili w głąb krainy snu.

To właśnie tam logika traci swoją moc – w muszlach mieszkają spersonifikowane mleczne zęby, kamienne schody prowadzą do podwodnych komnat, a martwe psy, przypominające stworzenia z obrazów zmarłego niedawno H. G. Gigera, nękają niewinne dzieci. Tam pocałunek dwóch płaskorzeźb ratuje życie. Tam ważą się losy dziewczęcia-ducha.

Sprzyja to również rozlicznym kulturowym nawiązaniom. Nad obrończyniami Agnieszki zawisają zębowe ogniki, zupełnie jak nad apostołami w dzień Pięćdziesiątnicy. Ścierające się zastępy dobra i zła w sposób ewidentny (ale niebanalny) nawiązują do Władcy Pierścieni. Koegzystujące ze sobą światy: nasz oraz duchów, uosabianych przez zwierzęta, a także podobne do nich sylwetki, przywodzą na myśl filmografię Hayao Miyazakiego, a w szerszym kontekście – po prostu mitologię Wschodu (świetnym pomysłem była zabawna ostatnia scena, nawiązująca do tego aspektu świata przedstawionego).

Całość składa się na dzieło ze wszech miar intrygujące, nietuzinkowe oraz godne uwagi. Nie jest to oczywiście komiks doskonały, choć jego największe wady mogą być równie dobrze postrzegane jako zalety. Zgrzytają niektóre wątki, rażą też konieczne uproszczenia, ale podkreślają one zarazem umowność świata przedstawionego, gdzie przecież praktycznie wszystko może się zdarzyć. Możliwe, że niektórych zbulwersuje scena pocałunku dwóch dziewczynek, innych zaś mogą irytować zamierzone luki fabularne, otwarte furtki, pytania bez odpowiedzi. To już kwestia indywidualnej wrażliwości oraz preferencji literackich. Nie jest to więc pozycja dla każdego. Warto jednak dać się oczarować tej niesamowitej baśni, mającej bez dwóch zdań wszelkie pozytywne cechy gatunku.    


autor: Tony Sandoval
tytuł: Wąż wodny
przekład: Katarzyna Sajdakowska
wydawnictwo: Timof i Cisi Wspólnicy
miejsce i rok wydania: Warszawa 2014
stron: 144
format: 195 × 270 mm
oprawa: twarda

Tłumacz z zawodu, pisarz z ambicji, humanista duchem. W wolnych chwilach pochłania nałogowo książki, obserwuje zakręcone losy fikcyjnych bohaterów telewizyjnych i ucieka w światy wyobraźni (z powrotami bywają problemy). Wielbiciel postmodernizmu, metafikcji oraz czarnego humoru. Odczuwa niezdrową fascynację szaleństwem i postaciami pokroju Hannibala Lectera. Uważa, że w życiu człowieka najważniejsza jest pasja.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %