Nie tak wielkie zło, które było dobrem
Pierwsze kadry ukazują nam świat komiksowej opowieści: krainę o nazwie
Tutaj, w której wszystko jest… tutejsze, swojskie, znane. W Tutaj panuje
porządek, a schludność stanowi najwyższą wartość, dającą mieszkańcom poczucie
komfortu i bezpieczeństwa. Krajobraz, przypisani do niego ludzie i otaczająca
ich rzeczywistość to najlepsze przykłady ilustrujące powtarzalność, rytuał,
uniformizację. Jednakże nie wszystko jest tak proste i klarowne, jak chcieliby
niektórzy.
W zasadzie od początku przeczuwamy, że pod fasadą normalności kryje się coś niepokojącego. Pierwszym tego zwiastunem jest mapa Tutaj – wyspy o perfekcyjnym kształcie, na której już wszystko zbadano, poznano, odarto z tajemnic. Tutaj znajduje się w samiutkim centrum, tyle że kompletnego chaosu, ciemnej otchłani oceanicznej, nieprzeniknionej i nieodgadnionej krainy Tam. Później zdajemy sobie sprawę, że i wyspy Tutaj nie można uznać za nieskazitelne miejsce: Tuż pod powierzchnią wszechrzeczy kryje się nieznane (s. 13). Przecież nawet porządek, z definicji wartościowany raczej pozytywnie, wywołuje w ludziach swego rodzaju pierwotny lęk, gdy mamy go za dużo. Idealny ład nie jest wszak naturalny, a historia nauczyła nas, że może on na dodatek maskować bardzo niepokojące idee (od razu narzuca się konotacja z zsynchronizowanymi paradami chińskiej armii).
Dzięki przykładowi głównego bohatera Dave’a dowiadujemy się także, że winą za wszystkie te ponure skojarzenia autochtoni obarczają bliską, milczącą obecność Tam oraz że mieszkańcy radzą sobie z posępnymi refleksjami w sposób niepochwalany przez Freuda – spychają je do podświadomości, narażając się tym samym na konfrontację z nimi tylko w nieporządnych snach. Co więcej, wszystkie rytuały – choćby tak skomplikowane jak codzienna praca – również wydają się stworzone tylko po to, aby odpędzić złe myśli (w firmie Dave’a nikt właściwie nie wie, czym dokładnie się zajmuje; spory wywołuje nawet sama nazwa korporacji).
Opisany stan rzeczy nie trwa długo. Szwy pozorów zaczynają pękać i do głosu dochodzi zło. Symbolicznych przepowiedni nadchodzącego chaosu mamy wiele: jest nią chociażby wykres w pracy, niedający się zanalizować, czy pojedynczy włos nad Dave’ową wargą, który wprawdzie wygląda nieco ekstrawagancko, lecz – póki pozostaje sam jeden – wciąż jeszcze można nad nim panować. Włos ten jednak zapowiada „niesamowite” (znów kłania się ojciec psychoanalizy), ponieważ od zawsze był… tam. No wie pan. Jak… jak Tam (s. 60). Powiedzmy wprost: zapowiada BRODĘ.
Gigantyczna broda, która była złem, bierze swój początek od jednego
niesfornego włosa, a potem zmienia życie Dave’a, jego sąsiadów i wszystkich
mieszkańców Tutaj. Najpierw wyklucza naszego brodatego bohatera ze
społeczeństwa, odizolowuje go od normalnych, porządnych obywateli, a później
zakłóca spokój publiczny swą nieujarzmioną i wciąż wzrastającą objętością,
ingerując we fryzjersko-higieniczno-estetyczne przyzwyczajenia mieszkańców.
Szybko jednak wychodzi na jaw, że choć broda jest zjawiskiem nie stąd, a
skądinąd, to jednak pozwala potwierdzić hipotezę o odwiecznej obecności Tam w
Tutaj, znajdującej ostateczne ujście w Davie.
Starcie z brodą, która w dużym stopniu – także fizycznie jako dzikie, nieokiełznane kłębowisko materii – przypomina morską otchłań Tam, doprowadziło do serii zmian w zachowaniu i psychice mieszkańców. Wydawało się wspólnie śnionym koszmarem, mocno jednak osadzonym w jawie, skutkującym falą niedoskonałości objawiającej się w każdym aspekcie życia, zmuszającym do wyjścia poza strefę komfortu. Przede wszystkim jednak „incydent z brodą” (w taki eufemistyczny sposób mieszkańcy Tutaj określają historię Dave’a) sprawił, że zło ujrzało światło dzienne. Chaos i nieporządek przeistoczyły się w zwykłe, znane elementy codzienności, pozwoliły się oswoić, a co za tym idzie, zniwelowały strach wiecznie czyhający w ukryciu i prześladujący sny obywateli wyspy.
Okazuje się, że nie takie zło straszne, jak je malują: wszak motyw, który można przypisać do trójcy Dave – broda – Tam, nie jest wcale nowy – już w Fauście Goethego mogliśmy przeczytać o części tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro. Mamy więc do czynienia z pomysłem nie najoryginalniejszym, ale podanym w świeżej formie, pozwalającym na zajęcie się aktualnymi problemami (takimi jak na przykład etyka mediów czy moralność wynosząca korzyść większości ponad dobro jednostki), a także kreującym jedną z ciekawszych wersji happy endu, kwestionującą arbitralność szczęścia, dobra i zła. Dzięki temu opowieść poddaje się różnym interpretacjom i zachęca do wykraczania poza sztywno ustanowione schematy myślowe.
Starożytni mieli zatem dużo słuszności, gdy za pomocą aforyzmów walczyli
ze stereotypami brodaczy-filozofów, niemal automatycznie obdarzonych dostępem
do wyższej mądrości. Broda bowiem, a także wszystko, co się z nią wiąże w
komiksie Stephena Collinsa i co możemy jej przypisać w rozleglejszej
perspektywie interpretacyjnej, zawsze może okazać się złem, które w
rzeczywistości jest dobrem, albo wręcz zupełnie inną kategorią, wykraczającą
poza czarno-biały ogląd rzeczywistości.
autor: Stephen
Collins
tytuł: Gigantyczna
broda, która była złem
przekład: Grzegorz
Ciecieląg
wydawnictwo: Komiksowe
miejsce i rok
wydania: Warszawa 2015
stron: 240
format: 215 x 295
mm
oprawa: twarda
druk: czarno-biały