Nie tylko Owidiusz radzi, jak kochać
Europa ma rewolucję seksualną już za sobą. Niektóre krainy geograficzne wzięły w niej udział wcześniej, inne – nieco później, jeszcze inne – dużo później. Można mówić o seksie publicznie, należy opowiadać o sposobach kontrolowania zapłodnienia i trzeba przekazywać wiedzę na temat chorób przenoszonych drogą płciową. Jednak nie edukacja ma być teraz najważniejsza.
W 1976 roku dyrektor wydawnictwa Iskry dostał od ministra kultury wytyczne: „Tu na okładce zrobi pan pana młodego w muszce i pannę młodą w wieńcu, i to będzie para ślubna z welonem. I już nie będą gadać, że to jest takie rozpustne, bo jak dla małżeństw, to dla małżeństw”. Dzięki tej, ostatecznej już, decyzji oraz pomimo wystąpienia wielu problemów na linii cenzura – wydawnictwo została opublikowana książka, która zapoczątkowała wielki przełom. Na księgarnianych półkach pojawiła się Sztuka kochania – pierwsza książka napisana przez polskiego lekarza seksuologa, Michalinę Wisłocką. Jako rewolucyjna jawiła się przede wszystkim treść. Autorka kładła nacisk na uczucie między partnerami, wzajemny szacunek i czułość: to właśnie współgranie tych trzech elementów miało umożliwiać osiągnięcie przyjemności podczas fizycznego zbliżenia.
Oczywiście, na naszym rodzimym rynku wydawniczym nie była to pierwsza książka o podobnej tematyce. Już wcześniej, bo w latach czterdziestych XX wieku, ukazała się publikacja Małżeństwo doskonałe napisana przez Theodora Hendrika van de Velde (co ciekawe, niemal momentalnie wpisano ją do papieskiego Indeksu ksiąg zakazanych). W swych ideach Małżeństwo doskonałe niezwykle przypomina Sztukę kochania. Obie książki przedstawiają fizjologiczne aspekty miłości. Jest w nich zawarta wiedza biologiczna, którą każdy wyedukowany człowiek powinien posiadać: budowa narządów rodnych obu płci, działanie tych organów, a także erotyczne prawidła i pozycje mające zbliżyć kochanków do upragnionej rozkoszy. Tabu nie istnieje.
I chociaż to ten fragment każdego poradnika seksuologicznego budzi w czytelniku największą ekscytację i wywołuje – czasem z nieśmiałości, czasem z rozochocenia – wypieki na jego twarzy, stanowi on niewielką część całej publikacji. Wisłocka co chwila przypomina swoim odbiorcom, jak bardzo ważne dla większej satysfakcji seksualnej jest wszystko to, co w związku właśnie seksualne nie jest. Nakłania pary do rozmawiania o miłości i bliskości, do szczerości – szczególnie gdy uczucia już brak. Pisze jednoznacznie, że w toksycznych związkach nie należy trwać, choćby nie wiadomo co miało za tym przemawiać. Autorka dobrze znała taką sytuację z autopsji.
Życie Michaliny Wisłockiej obfitowało w zawirowania, zwroty akcji, wyraziste emocje. Wszystkiego tego możemy dowiedzieć się z biograficznej książki Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki autorstwa Violetty Ozminkowski. Na nieco ponad trzystu stronach Ozminkowski opisała zagmatwane życie miłosne oraz zawodowe niezwykle atrakcyjnej lekarki o wrażliwym sercu. Z książki tej możemy dowiedzieć się wiele także o mężu Wisłockiej, z którym bohaterka biografii przez pewien czas tworzyła trójkąt (trzecim kątem była przyjaciółka Wisłockiej ze szkolnych lat). Z tego złożonego związku narodziło się dwoje dzieci – obie kobiety urodziły niemal równocześnie. Sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana, o czym też przeczytamy w Sztuce kochania gorszycielki.
Po rozwodzie (ale też, jak miało się okazać później, po każdym rozstaniu) Wisłocka przez pewien czas nie mogła się odnaleźć, traciła sens życia, zamykała się w sobie, aby na nowo rozkwitnąć u boku kolejnego kochanka. Miała wiele burzliwych romansów, raz nawet z żonatym mężczyzną. Dobrze wiedziała, czym kończą się takie związki, dlatego tak bardzo podkreślała w Sztuce kochania, żeby nie popełniać identycznego błędu. Sama nie potrafiła się go ustrzec. Nie do przecenienia jednak jest udział kochanków w tworzeniu Sztuki kochania. To właśnie jeden z mężczyzn otworzył Wisłockiej drogę do świata pełnego rozkoszy i spełnienia, drogę, której były mąż nie umiał odnaleźć.
Za jeden z elementów pracy pisarza, lecz także i seksuologa Wisłocka uważała testowanie tego, co sama poleca swoim pacjentkom i pacjentom. Lekarka sprawdzała na sobie skuteczność upowszechnianych ówcześnie metod antykoncepcyjnych. Dowodem na brak tejże skuteczności było kilka niechcianych ciąż. W Sztuce kochania gorszycielkimożemy przeczytać fragmenty listów, które Wisłocka pisała do swoich kochanków. W jednym z nich pojawia się kwestia aborcji, na którą bohaterka decydowała się niemal za każdym razem, gdy spodziewała się dziecka. Wisłocka wyznaje w swojej korespondencji, że żadna aborcja nie była tak bolesna jak ta, której poddała się, będąc w ciąży z prawdziwie kochanym mężczyzną.
Wszystkie biograficzne perypetie znajdują swoje przełożenie w Sztuce kochania. Można powiedzieć, że Sztuka kochania gorszycielki poniekąd rozjaśnia te wątki, tłumacząc, dlaczego Wisłockiej zależało na podkreślaniu takich, a nie innych aspektów. Sztuka kochania gorszycielki jest książką wydaną prawdopodobnie z myślą o tych, którzy czytali Wisłocką w pierwszych kilku wydaniach, czyli na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Wskazują na to wyraźnie wielkość i rodzaj czcionki. Niby szczegół, a naprawdę ułatwia czytanie! Jednak nie należy się tym zrażać, podobnie jak tym, że okładka wcale nie zachęca nas do sięgnięcia po książkę. W środku znajdziemy świetnie opracowaną i opisaną historię kobiety ekscentrycznej, seksownej i (na swój pokrętny sposób) wierzącej w cel swojej pracy, niezwykle odstającej od przeciętnego mieszkańca Polskiej Republiki Ludowej. Warto o tym pamiętać, patrząc w księgarni na półkę pełną książek z dziedziny seksuologii – gdzieś musiało się to wszystko zaczynać, ktoś musiał przecierać szlaki, którymi dumnie kroczą teraz kolejne pokolenia tych jakże ważnych specjalistów.
autor: Violetta Ozminkowski
tytuł: Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
miejsce i rok wydania: Warszawa 2014
stron: 304 format: 168mm x 240mm
oprawa: twarda