Henryk Tomaszewski w pigułce
Najnowsza publikacja poświęcona Henrykowi Tomaszewskiemu zawiera w sobie wszystko to, co niezbędne, by powstał dobry album poświęcony sztuce. Mamy więc: mnóstwo dobrej jakości reprodukcji dzieł twórcy, sporo zdjęć i archiwaliów oraz kilka nie za długich, ale bardzo interesujących tekstów autorstwa wybitnych znawców tematu.
I już samo to w zasadzie by wystarczyło, żeby uznać album za udane przedsięwzięcie. Nie bez znaczenia jest jednak fakt, że wspomniana publikacja to największe (jak dotychczas) opracowanie twórczości Tomaszewskiego, ponadto wydane specjalnie na stulecie urodzin grafika. Zarówno owa okoliczność, jak i połączona czasowo z wydaniem książki wystawa w Zachęcie (również poświęcona artyście) wydają się przejawami pewnej większej tendencji polegającej na przypominaniu Polsce i światu o naszych wybitnych twórcach.
W historii polskiego plakatu i polskiej grafiki Henryk Tomaszewski odgrywa rolę szczególną. Jego plakaty są rozpoznawalne również poza granicami Polski, podobnie jak twórczość Rosława Szaybo, Waldemara Świerzego, Jana Lenicy, Jana Młodożeńca i wielu innych grafików zaliczanych do trudno definiowalnego tworu, jakim jest Polska Szkoła Plakatu. Jego styl był innowacyjny, a sposób przekazywania treści – nowatorski, podobnie jak jego podejście do nauczania i grafiki (którą traktował jednocześnie jako rodzaj sztuki i specjalistycznego rzemiosła). Ów nestor Polskiej Szkoły miał ogromy wpływ na twórczość swoich młodszych kolegów i wpływa dalej na kolejne pokolenia plakacistów i projektantów graficznych, zwłaszcza tych związanych ze środowiskiem warszawskiej ASP.
Oczywiście tezę, jakoby Tomaszewski był rozpoznawalny na świecie i wpływał na światową grafikę, należy traktować z pewną dozą dystansu. Niegdyś faktycznie uznawano go za bardzo wpływowego twórcę, w dzisiejszych czasach funkcja plakatu jest jednak zupełnie inna niż w PRL-u, podobnie jak warunki ekonomiczno-polityczne. Na dobrą sprawę ktoś niezainteresowany tematem raczej nie będzie kojarzył twórczości Henryka Tomaszewskiego. Współcześnie plakat artystyczny to zjawisko bardzo niszowe. Kiedyś, w związku z wysokim statusem artystów-plastyków i szeroką dozą swobody, którą władze obdarzyły grafików, intrygujące i niebanalne rozwiązania graficzne stanowiły istotny element polskiej kultury wizualnej. W latach 60. czy 70. każde duże miasto posiadało własny styl graficzny, osobistą atmosferę związaną z miejscowym środowiskiem tego rodzaju. A ponieważ plakat to „sztuka ulicy”, ów styl odmieniał również w pewnym stopniu tkankę samego miasta.
Mało prawdopodobne, by w czasach komunizmu istniały w Polsce inne uczelnie poza warszawską i poznańską ASP (oraz łódzką „Filmówką”), do których studenci z Europy Zachodniej starali się dostać na stypendium – i to nie ze względu na fascynację dzikimi i obcymi krainami bloku sowieckiego, ale z powodu rozwijanego tam sposobu myślenia i nauczanych umiejętności posługiwania się wyjątkowym językiem wizualnym, który w owych czasach był czymś niepowtarzalnym w skali światowej. Ów język (podobnie jak osiągnięcia Polskiej Szkoły Filmowej) szczęśliwie miał możliwość (wypłynąć poza granice szaro-burej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i zrobić furorę na świecie.
Owe pochwały i zachwyty nie mają na celu wzbudzenia sentymentalnej dumy z niegdysiejszych osiągnięć polskiej kultury. Owa pochlebcza notka była mi potrzebna do zaznaczenia szerszego kontekstu dotyczącego najnowszej publikacji o Tomaszewskim. Należy ponadto pamiętać, że Polska Szkoła Plakatu to nie tylko historia – jej wpływ na polskie projektowanie graficzne, animacje, ilustracje itd. jest nie do przecenienia. Polska tradycja wciąż ma wśród młodego pokolenia grafików swoich zwolenników oraz niezwykle silne grono przeciwników, które pragnie na zawsze zerwać z jej przemożnym wpływem na artystyczną i akademicką sferę grafiki.
Twórcy najnowszej publikacji o Tomaszewskim zaliczają się raczej do grona tych pierwszych – starają się przybliżyć osiągnięcia Henryka Tomaszewskiego i przy okazji wspomnieć Polską Szkołę Plakatu. Ciężko przyczepić się do efektu ich pracy. Teksty badaczy takich jak Iwona Kurz czy Piotr Rypson stanowią bardzo interesującą lekturę, z kolei notki biograficzne i archiwalia tworzą jej ciekawe uzupełnienie (ale nie dominują nad resztą elementów). To, co chyba najistotniejsze – reprodukcje – zostało przygotowane w wysokiej jakości, a ponieważ Henryk Tomaszewski to księga sporego formatu (większy niż A4), wszystkie obrazki są na tyle dużych rozmiarów, by czytelnik mógł się nimi spokojnie nacieszyć.
Ja sam miłośnikiem Tomaszewskiego nie jestem i mimo szacunku do osiągnięć jego rąk i umysłu nie potrafię zachwycić się praktykowanym przez niego językiem wizualnym. Mimo to dla każdego fana tego wybitnego grafika album może być nie lada gratką i niezłym źródłem inspiracji. Cena (niemal sto złotych) – jak na tak profesjonalnie przygotowany album – wydaje się jak najbardziej racjonalna.
tytuł: Henryk Tomaszewski
redakcja: Agnieszka Szewczyk
projekt graficzny: Iwo Rutkiewicz
wydawnictwo: BOSZ
miejsce i rok wydania: Lesko 2014
stron: 368
format: 230 mm x 300 mm
oprawa: twarda