Konflikt tragiczny – rozmowa z Łukaszem Najderem
Zacząłem sobie zadawać pytania. Czy to wszystko moja wina? Czy to my jesteśmy winni 20% bezrobociu? Lata mijają, a sytuacja wielu grup społecznych kompletnie się nie poprawia, choć podobno Polska odniosła tak ogromny sukces gospodarczy – czemu?
O kapitalizmie, Adasiu Miauczyńskim, zawodowych celebrytach i życiu po prostu rozmawiam z Łukaszem Najderem, autorem zbioru Moja osoba. Eseje i przygody.
Michał Ciemniewski: Jakiś czas temu odświeżyłem sobie Dzień świra. Następnego ranka po seansie obudził mnie hałas wiertarki. Ktoś w sąsiednim mieszkaniu borował dziury! Żyjemy w rzeczywistości Miauczyńskiego i łatwo nam się z nim utożsamić, a nawet go polubić. Tymczasem Ty, analizując jego postać, dostrzegasz przede wszystkim sfrustrowanego mizogina, ślepego na przyczyny sytuacji, w której się znalazł. Wszyscy zatem odnajdujemy się w kimś takim? Przyznam, że to dosyć przerażające.
Łukasz Najder*: Bo Miauczyński proponuje bardzo efektowne, wygodne rozwiązanie. Jesteś przytłoczony codziennością, nieudanym życiem, fatalną pracą i brakiem kasy? Wyżyj się na sąsiedzie, nabluzgaj pani z pieskiem, zobacz wszędzie chamów, debili i „głupie krowy”. Twoja sytuacja społeczno-zawodowa od tego się nie polepszy, ale poczujesz się lepiej. I już możesz recytować Mickiewicza i napawać się swoją wyjątkowością.
M.C.: Miauczyński to ofiara systemu, który wmawia nam, że za nasze sukcesy i porażki jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie my sami. Przeciwny biegun przedstawiasz w tekście o Kubie Wojewódzkim pozwalającym sobie nie zauważać pozycji z jakiej startował do landrynkowo-beztroskiego świata celebrytów. Dlaczego tak łatwo łykamy ten pogląd? Może jednak jest w nim odrobina prawdy?
Ł.N.: Oczywiście są ludzie, którzy wiele, być może wszystko, zawdzięczają sobie. Sami wyrwali się z toksycznego domu, uciekli z podupadłej prowincji czy pomimo różnych deficytów zdobyli świetne wykształcenie, pracę etc. Ale żeby być latami na topie szołbiznesu i kosić miliony trzeba po prostu korzystać z całej sieci aliansów, wpływów i ważnych person. Trzeba wiedzieć gdzie być i z kim być – a z kim już nie być. Komu wpakować nóż w plecy, z kogo się nabijać, a komu masować stopy. Bezkompromisowy, samowystarczalny, pracowity i hiperambitny Bubu Wójewódzki to bajęda tłustego salonowego kota.
Michał Ciemniewski: W Mojej osobie sporo jest o tym, jak toksyczny potrafi być kapitalizm. Ale sam nie od początku to dostrzegałeś. Kiedy zacząłeś rozumieć, że coś z tym systemem jest nie tak?
Ł.N.: Jak wielu z mojego pokolenia, urodzonych w schyłkowym PRL-u, kiedy nadszedł Przełom i nowa, fajna III RP, nie zadawałem sobie pytań, czy ta nowa, fajna III RP mogłaby wyglądać inaczej. Zewsząd było słychać, że jest, jak jest, bo to konieczność, naturalny, logiczny porządek, nie ma alternatywy, a i tak przecież mamy tysiąc razy lepiej niż za „socjalizmu”. Żyłem więc, uczyłem się, dorastałem. I raptem po ukończeniu studiów, kiedy w pierwszej dekadzie lat zerowych tułałem się od pracy do pracy z dłuższymi przerwami na bezrobocie, zacząłem sobie te pytania jednak zadawać. Czy to wszystko moja wina? Czy to my jesteśmy winni 20% bezrobociu? Lata mijają, a sytuacja wielu grup społecznych kompletnie się nie poprawia, choć podobno Polska odniosła tak ogromny sukces gospodarczy – czemu? Wtedy to się zaczęło.
M.C.: Mój ulubiony artysta słowa, Michał Hoffmann – Legendarny Afrojax nagrał album Niestety nie da się olać systemu. Jednocześnie Hoffmann jest piewcą frajeryzmu. Frajer to dla niego figura pozytywna. To chyba koresponduje z twoimi poglądami. W jednym z tekstów, który nie trafił do Mojej osoby piszesz, że bycie przegrywem mogłoby być sposobem na życie. Może więc cała nadzieja w przegrywach?
Ł.N.: „Przegrywizm” jest dla mnie strategią przetrwania, sposobem na uniknięcie najcięższych ciosów systemu, hokus-pokus – zniknięciem, ale nie pomysłem na całe życie, bo wtedy by ono musiało wyglądać jak egzystencja Dude Lebowskiego – powyciągany cwiter, trawa, kręgle z kumplami. Populacja takich Lebowskich na pewno niczego jednak by nie stworzyła i nie doprowadziła do żadnej zmiany.
M.C.: A skoro mowa o esejach, które nie znalazły się w książce. Czternaście tekstów składających się na Moją osobę to dość niewielki wycinek twojego dorobku. Jaki był klucz ich doboru?
Ł.N.: To nie tak. Wybrałem 7 z mojego dotychczasowego dorobku eseistycznego, które uznałem za najciekawsze, najlepsze i pasujące do książki i napisałem 7 nowych, premierowych wyłącznie do książki.
M.C.: Ostatni tekst opowiada o twoim brnięciu przez sześć ksiąg Mojej walki Karla Ove Knausgårda. Z tego co wiem, nieprzypadkowo znalazł się na końcu. Czym on jest dla Mojej osoby?
Ł.N.: To autokomentarz – czy tam komentarz meta. Wykorzystuje dylematy i niepokoje Knausgårda do zadania sobie podobnych pytań – czy pisząc o innych, byłem szczery, czy miałem prawo do opisania ich postaw i życia, kto decyduje o tym, ile można powiedzieć publicznie o własnym ojcu? A zarazem nie da się opowiedzieć o swoim życiu bez opowiadania o życiu osób, które ci towarzyszyły, „konflikt tragiczny”.
M.C.: Moja osoba nie jest twoją pierwszą książką. Wcześniej był e-book Transmisje. To zbiór pełen zgierskiego realizmu anegdotycznego. Dziś już tyle o tym mieście nie piszesz. Dlaczego? Zmienił się Zgierz czy Ty?
Ł.N.: To ja się zmieniłem – prowadzę od dłuższego czasu osiadły tryb życia, nie spaceruję z pieskiem, nie jeżdżę tramwajem nr 46 do Łodzi, nie mam zatem kogo podsłuchać i podpatrzeć.
M.C.: I ostatnie pytanie, na które czekały wszystkie grzeczne dzieci. Czy planujesz kolejne zbiory esejów? A może jakaś dłuższa forma?
Ł.N.: Teraz dla odmiany będę pracował nad zbiorem opowiadań.
*Łukasz Najder (ur. 1976) – redaktor Wydawnictwa Czarne, eseista, felietonista, prozaik.