Przedwieczne bóstwo, mężny rycerz i koty w czapeczkach
Wzięłam do rąk komiks Rycerz Janek. Przeczytałam pierwsze dwie strony, czyli pierwszych dziesięć kadrów. I tak się podekscytowałam, że od razu zapełniłam notatkami zeszyt, napstrykałam fotek i wrzuciłam pean na Instagrama.
To jest po prostu piękna rzecz! Już sam początek daje nam świetny wgląd we wspaniałości czekające na kolejnych kartach. Po pierwsze kolory. Zaczyna się niby od samych zieleni, beżów i brązów (z przewagą tych pierwszych), a i tak z kadrów bucha na czytelników bogactwo barw i ich odcieni.
Po drugie szczegóły. Niemal wszystkie kadry charakteryzuje nieprawdopodobna drobiazgowość. Najlepiej przyglądać się każdej ilustracji niczym dzieciak szukający na skomplikowanych obrazkach tego nicponia Wally’ego w biało-czerwonej czapce. Przecież nikt nie chciałby przegapić majestatycznej żaby z berłem (a może szczoteczką do zębów?). Tu w każdym zakamarku i półcieniu czai się jakiś detal czekający na odkrycie.
A po trzecie – świat przedstawiony. Już na tych dwóch stronach (bo przypominam, że nie wyszliśmy jeszcze poza pierwsze dwie strony) intryguje swoją fantastycznością i patchworkowością. Oto bowiem tytułowy rycerz, który ma komplet rycerskich atrybutów: miecz, pelerynę, elementy zbroi, brodę i szlachetne oblicze. Rycerz przemierza pierwotny bór, więc niby wszystko jest na miejscu – ale! Ale w tym gęstym lesie znajdziemy też przyczepę kempingową, radio, neony i girlandę lampek.
Z jaką zatem rzeczywistością mamy do czynienia? I do jakiej historii zapraszają nas autorzy Rycerza Janka?
No więc jest tytułowy bohater, który zalicza typowy rycerski quest, ale sam nie zalicza się do typowych przedstawicieli swojego środowiska. Owszem, prawość i męstwo to jego podstawowe cechy, ale za pomocą i wybawieniem, które niesie, podążają zniszczenie i ogólny chaos. Można po prostu powiedzieć o Janku, że jest cokolwiek nierozgarniętym (prawie) rycerzem. Zjawia się on dla własnych biznesów w Zacnymstawie. W królestwie tym władzę dzierży książę Mścigniew, a jego planów nie sposób nazwać pokojowymi – dość wspomnieć, że obejmują one zapomniane bóstwo i machinę do składania masowych ofiar (jak wskazuje podtytuł komiksu), a także dosyć nietypową ekspansję.
Janek zostaje zatem wplątany w polityczno-religijną intrygę. Krew leje się strumieniami, księżniczki realizują swoje ukryte cele, mordobicie wybucha za mordobiciem, jedne machiny przewyższają swoją potęgą drugie, nerwowi archeolodzy zdają sobie sprawę z obrzydliwości kompotu, do którego wpadli jak ta przysłowiowa śliwka. Dzięki temu przed oczami czytelnika przewija się cała masa wspaniałych i pokręconych postaci pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych, nie wspominając już o figurach epizodycznych czy zwyczajnie tworzących tłum (to znowu pochwała drobiazgowości oraz pysznych Easter eggów!).
W tym pokręconym świecie chciałoby się spędzić jeszcze więcej czasu i na pewno będzie ku temu sposobność. Przygody rycerza Janka nie zaczęły się bowiem w tym tomie. Jak dowiadujemy się z „lekcji historii”, czyli dodatku na końcu komiksu, nasz sympatyczny bohater już sześć razy pojawiał się na kartach różnych zinów i antologii, a jedna z tych historii została niedawno przypomniana z okazji Dnia Darmowego Komiksu (dowiedzcie się, czemu Janek to jednak taki nie do końca rycerz). Na pewno możemy się spodziewać kolejnych tomów – w końcu potencjał na całą masę nowych wariactw jest ogromny.
I bardzo dobrze! Takiej polskiej serii – lekkiej, ale wartościowej, przystępnej, ale jakościowej, sympatycznej, ale brutalnościowej – to ja jeszcze nie widziałam. Panowie komiksiarze pięknie się spisali, ale nie ma co się dziwić: nazwiska na okładce robią wrażenie w pojedynkę, a co dopiero zebrane w jednym projekcie.
Ach! No i koty! Koty w czapeczkach, kapelutkach, kaszkiecikach! Jeśli jeszcze Was nie przekonałam do Rycerza Janka, to może przekonają Was koty w czapeczkach.
autorzy: Igor Wolski (rysunek), Robert Sienicki i Jan Mazur (scenariusz), Tomasz Grządziela (kolory)
tytuł: Rycerz Janek i instrukcja prawidłowego składania ofiar zapomnianym bóstwom
wydawnictwo: Kultura Gniewu
miejsce i rok wydania: Warszawa 2020
liczba stron: 72
format: 230 × 320 mm
okładka: twarda
Tak się dziwnie złożyło, że o polskim komiksie już dawno nie pisałam, ale ten ostatni z polecanych przeze mnie na portalu to świetna rzecz, więc zajrzyjcie do recenzji Pana Żarówki. Jeśli natomiast chodzi o zagraniczne tytuły, to od jakiegoś czasu można dostać w łapki całe mnóstwo czystego dobra, chociażby doskonale zniuansowane Śmiech i śmierć, biografię architektki Eileen Gray czy jedną z lepszych historii miłosnych (i surfingowych) – Fale.
[…] szczęście do dobrych komiksów, więc mogę polecić jeszcze kilka całkiem świeżych tytułów: Rycerza Janka, który niesie pomoc i zniszczenie jednocześnie, Wilka, który musi walczyć o terytorium z […]