Przeczytaliśmy

Baśnie dla intelektualistów

Hanna Krall sprzed 37 lat, a jakby sprzed chwili. Wszystko jest w tej książce nietypowo-typowe. Bo pomyślmy: polska genialna reporterka zaczyna publikować w Wiadomościach Wędkarskich wywiady z przedstawicielami polskiej inteligencji. Rozmawia oczywiście o rybach, ale trzeba być naiwnym, żeby spodziewać się przepisów kulinarnych czy opisu metod połowu. Jestem pewien, że jeśli jakiś wędkarz postanowił zabrać ze sobą na ryby egzemplarz Wiadomości Wędkarskich i po zarzuceniu wędki wczytał się w te teksty, sam został złowiony. I to bez zanęcania, bo choć Hanna Krall we wstępie informuje, że to teksty dla żon wędkarzy, to przecież nie mówi tego serio. Wyobraźcie sobie, że teraz Mariusz Szczygieł zaczyna publikować swoje felietony w jakimś poradniku dla działkowców, a Wojciech Tochman – reportaże z końca świata w leksykonie majsterkowicza. Wciąż pozostaną sobą i wierni zasadom.

Hanna Krall znalazła w magazynie wędkarskim swoją zatoczkę na kilkanaście miesięcy, kiedy odeszła z Polityki w czasie stanu wojennego. Użyła doskonałego sposobu, żeby wciąż opowiadać o człowieku i świecie. Krall wypływa swoją łódką ze stałego – zwariowanego w tamtych czasach – lądu i na każdą wyprawę zabiera ze sobą kogoś interesującego. Pokład staje się na czas rozmowy strefą niemal wolną od cenzury. A my  podczas lektury przenosimy się na drugą stronę lustra… wody. Zanurzamy się w rozważania filozoficzne, historyczne, antropologiczne, literackie, a nawet astrologiczne. Przy odrobinie dobrej woli możemy sobie wyobrazić Henryka Samsonowicza, Jerzego Szackiego, Agnieszkę Morawińską czy Stefana Kuczyńskiego siedzących w nieprzemakalnym płaszczu obok autorki i z radością, swobodnie wyłapujących ryby ze swoich dziedzin naukowych, a nawet z wieczornego nieba i szlacheckiego herbu.

Lektura tych rozmów przynosi czytelnikowi radość i satysfakcję w odczytywaniu odniesień do ówczesnej sytuacji w Polsce. Chociaż jak twierdzi pisarz Jerzy Putrament:

„[…] ryby nie są metaforą, nie. Ani metafizyką. Dają obraz, spięcie, namiastkę dramatu – bo każde branie jest dramatem, ale to już wszystko. Na tym polega smutek ryb – że dno jest bardzo blisko i nie ma miejsca na metaforę” (s. 31).

Nieduża książeczka, pięknie zilustrowana przez Izabelę Zychowicz, bardzo przypomina na pierwszy rzut oka bajkę o złotej rybce. Ryby głosu nie mają, ale mogą być świetnym tematem rozmów o symbolach, gwiazdach, dwuznacznościach i losach świata. Wydawca zamienił nieco książkę w papierowe akwarium, wkładając w środek rysunki baśniowych ryb. Warto nabrać powietrza i zanurzyć się w świat intelektualnych rozważań. Na pewno są to wywiady, które doskonale pasują do dziwnych czasów, bez względu na ich kalendarzowe występowanie. Całe szczęście, że ukazały się w 2020 roku, wciąż w erze ryb.

Szkoda, że decydenci tak szybko postanowili usunąć Hannę Krall z Wiadomości Wędkarskich. Okazało się, że reporterka potrafi wywoływać szkodliwą dla ustroju refleksję o otaczającym świecie nawet pisząc o rybach.


autor: Hanna Krall
tytuł: Smutek ryb
wydawnictwo: Dowody na Istnienie
miejsce i rok wydania: Warszawa 2020
liczba stron: 104
format: 165 x 195 mm
okładka: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %