Dobić do setki

Świat piękniejszy i pełen miłości

Gdy sięgałam po Strażników Alana Moore’a, wydawało mi się, że wiedziałam, czego się spodziewać. Postaci poznałam już wcześniej, kiedy bodajże w liceum obejrzałam film Watchmen. Strażnicy. Z jakiegoś powodu za bardzo mi się nie spodobał, chociaż teraz już nie pamiętam, dlaczego. W każdym razie wiedziałam, że fabuła będzie rozwijała się głównie wokół Laurie, Dana, Rorschacha, Jona oraz Adriana Veidta – wątpliwych herosów na emeryturze.

Wbrew moim przewidywaniom powieść graficzna okazała się niesamowicie interesująca, ponieważ wszystko w niej, łącznie z postaciami, wydało mi się niezwykle wielowymiarowe. Nie zdołałabym opisać całej fabuły ani wszystkich wątków i nie umiałabym oddać głębi kreacji bohaterów, dlatego też w typowy dla siebie egocentryczny sposób skupię się na własnych emocjach.

Kiedy wyprowadziłam się z domu, okazało się, że lubię być sama, ale nie lubię zdawać sobie sprawy ze swojej samotności. Stąd też zrodziła się we mnie pewna mroczna fascynacja, której nie potrafię do końca wytłumaczyć. To zainteresowanie prawdziwymi zbrodniami. Niedawno jednak przeszłam swego rodzaju odwyk. Istnieje wiele powodów, dla których postanowiłam przestać słuchać tych okropnych historii, ale jednym z nich było to, że zaczęłam zmieniać się w Rorschacha i już-już cisnęły się mi na usta słowa: „Teraz cały świat stoi na krawędzi, patrząc na krwawe piekło w dole” (s. 1). I choć mimo wszystko nadal zasadniczo się różnimy – z pewnością mogłabym nazwać swoje poglądy liberalnymi i nie znoszę rasistów – to połączył nas pesymizm i nienawiść do całego świata. Ciężko nie nienawidzić świata, kiedy słucha się o pedofilach, mordercach i siejących nienawiść radykalistach.

Kiedy Rorschach wspominał o Kitty Genovese, dokładnie wiedziałam, o kim mówi. Kiedy poznałam postać Jona, od razu pomyślałam o tym, co John Oliver mówił na temat składowania odpadów nuklearnych w Ameryce. Kiedy dowiedziałam się o tym, co przydarzyło się Sally Jupiter, matce Laurie, pomyślałam o wszystkich kobietach, którym przydarzyło się coś podobnego. A słodko-gorzkie zakończenie wydało mi się nieco zbyt optymistyczne, choć w rzeczywistości wcale takie nie było.

Wspomniałam wcześniej, że nazwałabym swoje poglądy liberalnymi, najbardziej więc zaciekawiło mnie to, że (spróbuję ująć to w taki sposób, żeby nie zdradzić zakończenia, ale ostrzegam – może mi się to nie udać) złoczyńca okazał się liberałem. Przecież superłotr zawsze był nietolerancyjnym łajdakiem, który potrafił patrzeć na świat tylko z własnej perspektywy, prawda? Jakim cudem ktoś, kto chce równości dla wszystkich, chce zakończyć wszelkie konflikty, chce tolerancji i miłości, dopuszcza się tak okropnego czynu na ogromną skalę?

W pewnym momencie (nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc nie nakreślę sytuacji) Jon doznał olśnienia, mówiąc o tym, jak wspaniałe jest życie ludzkie samo w sobie, jak cudownie, że przychodzimy na świat z przypadku, że każdy człowiek to cud. Ja jednak nie potrafiłam przestać myśleć o tych wszystkich okropnych rzeczach, o których słyszałam. Nie mogłam przestać zadawać sobie pytania „Naprawdę? Czy na pewno?”. Ludzie potrafią robić wspaniałe, niesamowite, dobre rzeczy, a mimo to często świadomie wybierają zło. Czy tak wyglądają cuda Ziemi?

Liberalny łotr ze „Strażników” zrobił coś okropnego, licząc, że w ten sposób zjednoczy ludzi. I muszę przyznać, że ten plan wydał mi się całkiem płonny. Ludzie to jednostki, które lubią żyć w grupach. A jednostki zawsze pozostaną jednostkami działającymi dla dobra jednostek, nawet jeśli nie lubią być same. Ciekawe, że nawet najbardziej szczodry gest człowieka może wypływać z egoistycznych pobudek. W końcu często czynimy dobro po to, żeby poczuć się lepiej. Czyż to nie wspaniały przykład działania na rzecz jednostki?

Chcę skończyć nieco pozytywniej, napomknę więc o jeszcze jednej rzeczy. W ramach odwyku – zamiast słuchać podcastów o prawdziwych zbrodniach – zaczęłam słuchać podcastów o astrologii. Proszę mnie nie oceniać, nie zamierzam nikomu mówić, że to prawda albo że to działa. W każdym razie dzięki temu „niecodziennemu” hobby od razu wiedziałam, że minimalistyczny symbol, jaki Jon wypalił sobie na czole, oznacza Słońce. To niezwykle ciekawe, że niebieska, chłodna istota miałaby reprezentować najgorętsze ciało niebieskie. Sądzę, że nie dzieje się tak bez powodu, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele. Kolejną interesującą sprawą jest ucieczka Jona na Marsa, jak wiadomo, planetę wojny i agresji. Ale w astrologii Mars wiąże się też z pociągiem fizycznym i seksualnością, co wydaje się ciekawe, jeśli pomyśli się o rozmowie, jaką przeprowadza tam Jon z Laurie. Sally Jusperczyk natomiast zmieniła swoje nazwisko na Jupiter, ponieważ nie chciała, żeby ludzie wiedzieli o jej polskich korzeniach. Jupiter to po polsku Jowisz, który w astrologii symbolizuje między innymi wiedzę, nierzadko pozyskaną dzięki trudnym doświadczeniom życiowym, co jak mi się zdaje, sprawdza się w przypadku tej postaci.

Nie wiem, czy to wszystko było zamierzone, ale po prostu uznałam to za ciekawe i chciałam podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Proszę, nie krzyczcie na mnie, że zajmuję się takimi głupstwami. To lepsze niż słuchanie cały czas o okrutnych zbrodniach.

Dość mało napisałam o samej fabule oraz o swoich odczuciach względem samej powieści graficznej. Przepraszam za to. Skondensuję to wszystko tutaj. Jest piękna, wspaniale skonstruowana, uwielbiam jej symbolikę i interseksualność oraz to, jak wszystko się łączy (och! ten komiks o piratach przeplatający i wręcz komentujący różne wątki! cudo!). Chylę czoła przed tłumaczem, Jackiem Drewnowskim, który mistrzowsko prowadzi czytelnika przez świat przedstawiony. Polecam szczególnie tym, którzy chcą odprężyć się przy nieco bardziej wymagającej lekturze.

P.S. Wydaje mi się, że dzieło to zasługuje na dogłębną analizę stworzoną przez prawdziwego fana, dlatego też sama się takowej nie podjęłam. Poza tym chciałam po prostu wylać wiadro swoich żali. Okazało się bez dna.


autor: Alan Moore (scenariusz), Dave Gibbons (rysunek)

tytuł: Strażnicy

przekład: Jacek Drewnowski

wydawnictwo: Egmont

miejsce i data wydania: Warszawa 2018

liczba stron: 410

format: 170 x 260 mm

druk: kolorowy

oprawa: twarda

Marzy o zostaniu zawodową degustatorką czarnej herbaty lub opiekunką do kotów, ale lubi wszystkie zwierzątka. Stara się walczyć ze swoim neurotyzmem, chociaż pisanie o sobie w trzeciej osobie nieco zaburza jej i tak osłabioną już psychikę.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %