Zaburzenia. Sny o igłach
Z moim stylem życia koreluje tylko kaktus,
Wszystkie roztocza na mnie, nie jestem tu z przypadku,
I wie to kilku świadków moich wzlotów i upadków.
Pod koniec listopada 2015 roku w polskim rapie wydarzyło się coś niezwykłego i nie chodzi mi o czwarty mixtape Prosto ani o album Soboty. Premierę miał drugi krążek zespołu Zaburzenia w składzie Kuba Witek oraz Szatt. Ten, który pozwolił im w jakiś sposób zaistnieć w świadomości przeciętnego słuchacza, choć wcale nie było to łatwe. Igły bowiem to krążek bardzo emocjonalny, biograficzny, uderzający w swoich obrazach, ale daleki od łatwej płaczliwości, a do tego ambitny muzycznie, gdyż łączy hip-hop z bardzo przyjemną elektroniką oraz jazzem.
To samo można powiedzieć właściwie o większości albumów rapującej części zespołu – Kuby Witka, wcześniej znanego pod pseudonimem Tusz Na Rękach. A powstało ich sporo, począwszy od Get fejm or die tryin’ z 2010, które obwołano debiutem roku, ale przepadła w cieniu Kilku numerów o czymś Małpy, produkcji z roku poprzedniego, nowego klasyka polskiego podziemia, który pozwolił autorowi grać koncerty przez dobre osiem lat, zanim ten nagrał kolejny krążek. Fakt, że Witek nie odniósł podobnego sukcesu – nawet mimo udziału w Młodych Wilkach Popkillera – można przypisać temu, że był zajęty życiem na Wyspach, gdzie kończył studia z inżynierii dźwięku, i nie grał koncertów w Polsce, wykorzystując hype i zbierając pieniądze. Nie znaczy to, że porzucił wtedy rapowanie, zdecydowanie nie: założył swój label, Gruby Kot, i wydał w nim kilka swoich płyt, a także płytę producencką Nocnych Nagrań, duetu producenckiego tworzonego przez Szatta oraz Nowoka. Projekt upadł, gdy w 2013 ukazał się album Tusza w UrbanRecords, wówczas mainstreamowej wytwórni inwestującej w newschool, a napędzającej te inwestycje sukcesem Donatana. Niestety, nie przełożyło się to na wzrost popularności i Witek ostatecznie zmył tusz z rąk i po jakimś czasie uzewnętrznił się już w Zaburzeniach.
Witek po debiucie zawsze starał się wyprzedzać swoje czasy, jeżeli chodzi o stylistykę, i często skręcał w elektronikę. Idealnie się to złożyło przy produkcji albumu z Szattem, który zjadł zęby na muzyce będącej wypadkową delikatnej, organicznej elektroniki i hip-hopu: zaczął od bardziej kameralnej płyty producenckiej jako Nocne Nagrania oraz jednego krążka nagranego pod tym szyldem z Tuszem (Kurz ma słodki smak), potem wyprodukował Plastikowy kosmos Ciry, czy niezależne Future Voices i Bloom, wydany w labelu Flirtini. Takie samo brzmienie dał w Snach, w których ginę oraz Igłach, w których wspiął się na wyżyny swoich umiejętności, a podkłady do Śniegu czy Strachu to muzyczna poezja: po prostu trzeba jej posłuchać. Wśród tego wszystkiego znalazły się wciąż tempa i akcenty hip-hopowe (Stary Nowy Jork czy błąkająca się trąbka w Krótkiej historii o miłości do… najlepiej tego dowodzą). Na pewno o sukcesie Igieł zadecydowała fantastyczna warstwa muzyczna, mająca tu równe prawa, co rap.
Jestem uciekinierem. Oswajam swoje lęki,
Bezwład ciała, zaglądając im w szczęki,
Ciarki, które spływają na koniec ręki,
Aż kapie z opuszków atramentu błękit
Lub czerń. Myśli część w nią spowita,
Jabłka, jabłonie – metafory o stereotypach,
Uwarunkowaniach, skłonnościach i deficytach.
Czytasz między wersami albo sens zanika,
Mijam korowód ciał w marszu, choć martwych,
Obraz się wtapia w tęczówki szarej barwy.
Niemniej jednak należy cieszyć się z tego, że Igły pozwoliły Zaburzeniom się przebić na tyle, że zagrali w końcu trasę koncertową poza granicami wyobraźni członków zespołu, a także sprzedali pewnie trochę więcej płyt, niż zwykle. Gratyfikacja finansowa z kolei prawdopodobnie pozwoliła Witkowi na wyjazd na Islandię, a z niego, jak widać, zdołał już wykuć kolejny sukces. W natłoku innych zajęć Zaburzenia przycichły muzycznie, choć ostatnio pół żartem, pół serio pojawił się post czyniący aluzję do premiery kolejnego projektu w tym roku. Warto trzymać rękę na pulsie, byle tylko nie trzeba było czekać na jesień.
Debiutancki album w tym składzie. Taki sam ładunek emocjonalny w tekstach, trochę mniej spektakularne bity. Niewiele brakuje mu do kontynuacji, zabrakło tylko szczęścia przy odbiorze.
Bardzo dobrze oceniany debiut instrumentalny Szatta, cieplejszy od produkcji z Zaburzeń, ale kompozycyjnie używający tych samych narzędzi i trochę bardziej bogatszy aranżacyjnie.
Jeden z moich ulubionych albumów. Nocny, klimatyczny, bogato czerpiący z sampli i cutów ze starych polskich filmów, bardziej hip-hopowy i klasyczny niż reszta wymienionych pozycji, ale niezdominowany przez rapujących gości.
Artysta: Zaburzenia
Label: independent
Rok wydania: 2015
Jeżeli posiadasz konto na Instagramie, możesz tam śledzić autora: tl3vis.