EkranObejrzeliśmyRecenzjeRóżności

Związki literatury z muzyką – na przykładzie musicalu „Upiór w operze” Andrew Lloyd Webbera oraz rock opery „Tommy” zespołu The Who

Muzyka daje duszę wszechświatowi, skrzydła umysłowi, lot wyobraźni, a wszystkiemu życie.

Platon

Muzyka i literatura przenikały się niemal od zawsze. Wystarczy wspomnieć antycznych śpiewaków dionizyjskich, dzięki którym narodził się teatr, lub średniowiecznych trubadurów, wyśpiewujących historie miłości i walk zacnych rycerzy, by zrozumieć, iż te dwie dziedziny są sobie niezwykle bliskie.

Muzyka i literatura już w starożytnej Grecji były ze sobą ściśle powiązane. Już akcent toniczny greki sprawiał, że mowa nabierała pewnej śpiewności. Recytację uważano więc za rodzaj muzyki. Towarzyszyły jej emocje i stanowiła pewnego rodzaju katharsis. Gdy do muzyki dodawano słowo, wtedy łatwo można było zauważyć zależność muzyki od języka[1].

Nie inaczej jest we współczesnej sztuce, która coraz bardziej poszerza zakres słowno-muzyczny, w nowatorski sposób wykorzystując zdobycze najnowszej techniki.

W tym tekście jednak chciałabym się skupić na dwóch nieco starszych, bo pochodzących z drugiej połowy dwudziestego wieku, aranżacjach literacko-muzycznych. Pierwszą z nich jest musical Andrew Lloyd Webbera zatytułowany Upiór w Operze, na podstawie powieści autorstwa Gastona Leroux pod tym samym tytułem wydanej w 1910 roku; drugą zaś słynna opera rockowa kultowego już zespołu The Who o tytule Tommy, wydana w 1969 roku, na podstawie której w roku 1975 powstał film muzyczny. Oba te dzieła znakomicie obrazują połączenie literatury (powieści i poezji) z muzyką (dźwiękami i instrumentami). Poprzez muzyczne opracowanie ukazują historię zawartą w słowach, a także obrazach (zarówno wyobrażonych, jak i rzeczywistych – filmowych). 

[Na poniższych fotografiach znajdują się: okładka polskiego wydania Upiora Opery oraz plakat do filmu Tommy (1975).]

                                                    *

Warto pamiętać o roli odbiorcy w takim doświadczeniu. W przypadku musicalu widz bezpośrednio doświadcza opowiadanej, a raczej wyśpiewywanej, historii, widząc ją, a przede wszystkim – słysząc, czy to na żywo, czy oglądając zarejestrowane oryginalne nagranie. Gdy mówimy o rock operze, przeniesionej czy to na srebrny ekran, czy na płytę, doświadczenie odbiorcy jest zawsze pośrednie, jednostkowe i subiektywne – nie bierze on czynnego udziału w kontemplacji dzieła słowno-muzycznego, lecz jedynie biernie przysłuchuje się dźwiękom. Dzięki temu oba dzieła na różny sposób zawłaszczają odbiorcę do swojego mniej lub bardziej wyobrażonego świata. Kluczowe jest pytanie, na ile świadomie słuchacz pozwala sobie na tego typu podróż…?

Paradoksalnie główny bohater opery rockowej, tytułowy Tommy, jest osobą niewidzącą i niesłyszącą. W ten sposób zostaje podana w wątpliwość teza o tym, jak można doświadczać dzieła szeroko pojętej sztuki – przy użyciu wszystkich zmysłów, czyli przede wszystkim: wzroku i słuchu, ale także dotyku (zwłaszcza, gdy jesteśmy w eleganckiej operze, filharmonii lub teatrze), smaku (dzieło literackie i muzyczne pozostawia w odbiorcy nieodpartą chęć kosztowania sztuki w wysublimowanej formie) oraz węchu (piękne wystąpienia na żywo pozostawiają wokół wiele zapachów, które zapadają w pamięć). Najważniejszym jednak zmysłem jest wyobraźnia, która pozwala z zacisza własnego domu lub fotela teatralnego przenieść się w miejsca doprawdy wyjątkowe, ale nierzadko także dzikie, dziwne i nieznane.

W tym momencie trzeba zadać sobie pytanie, jak osoby niewidome i/lub niesłyszące odbierają sztukę oraz czy rzeczywiście można mówić wówczas o jej doświadczeniu. Rock opera niejednoznacznie odpowiada na te wątpliwości, pokazując bierność takiej osoby w działaniach i jej niemoc oraz silną zależność od innych ludzi. Fakt, iż jest to także uwarunkowanie na tle psychicznym (spowodowane traumą z dzieciństwa), a nie fizycznym (Tommy nigdy nie uległ żadnemu poważnemu wypadkowi, który pozostawiłby go niewidzącym i niesłyszącym), udowadnia, że do właściwego odbioru sztuki potrzebna jest świadomość, która pozwala na odróżnienie takiego doświadczenia od tysięcy innych, dobrych i złych, codziennych i wyjątkowych wydarzeń.

Nieco inna, choć w pewnym stopniu podobna, okazuje się sytuacja tytułowego Upiora w Operze, który z powodu swojej (być może wyimaginowanej) maskarady, zmuszony jest ukrywać się w podziemiach paryskiej opery. Jego doświadczanie sztuki jest jednak w pełni świadome, choć ukryte. Upiór, będący muzycznym geniuszem, kreuje talent młodej dziewczyny, przejawiającej silną fascynację ową tajemniczą, a przez to także egzotyczną,  postacią. Można odczytać to jako metaforę losu, kierującego człowieka na drogi, o których ten nawet nie marzy. Kluczowa w tej kwestii jest zdolność odbiorcy do oddania kontroli nad opowiadaną historią, będącą w domyśle jego własnym życiem.

Taką umiejętność nabywa główny bohater rock opery, który, w momencie odzyskania wzroku i słuchu, zaczyna w pełni przejmować kontrolę nad swoim losem, co więcej – staje się także przewodnikiem dla rzesz ludzi, którzy go odwiedzają. Swoją wolność zawiera w znamiennych słowach: I’m free!. Zmienia się pod względem (samo)świadomości, zyskując nowe możliwości kształtowania swojego życia. Ostatecznie, po wielu błędach i walkach z przeciwnościami, Tommy osiąga pełnię – metaforycznie wspina się na wyżyny własnej osobowości, tym samym stając się najlepszą wersją siebie.

[Na fotografii: odtwórcy głównych ról w filmie w reżyserii Kena Russella z 1975 roku: Ann-Margret, Roger Daltrey i Olivier Reed.]

                                                                               *

     Takiej szansy nie otrzymuje tytułowy Upiór Opery, który – degradowany od początku swojego życia do roli plugawej maskotki, bawiącej rzesze gawiedzi – z powodu swojej odmienności jest zmuszony do nieustannego ukrywania się. Muzyka staje się dla niego zatem jedyną drogą rozwoju oraz możliwością przekazania światu targających nim niszczących uczuć. Ta postać, niczym romantyczni bohaterowie, jest skazana na cierpienie i niezrozumienie ze strony innych, którzy osądzają go, zupełnie nie poznając jego prawdziwej twarzy – tej skrywanej pod maską. Sam Upiór jednakowoż nie zachęca ,,zwykłych” ludzi do obcowania z nim – jego psychika wydaje się mocno nadszarpnięta przez traumatyczne doświadczenia, postrzeganie rzeczywistości zaś ograniczone do murów więzienia, w którym świat go zamknął. Dowodem na to jest chociażby tytułowa piosenka, która, śpiewana w duecie, ujawnia manię Upiora na punkcie ukochanej muzyki i kobiety[2].

[Na fotografii: kadr z filmu z 2004 roku pod tym samym tytułem. W tytułowej roli występuje Gerard Butler.]

*

Zestawiając oba omawiane dzieła, można dojść do konkluzji, iż skupiają się one na bohaterach nieoczywistych, nieidealnych, niejednoznacznych. Zarówno Tommy, jak i Upiór mają swoje wady, słabości oraz walki, które muszą stoczyć – ze światem oraz z samym sobą. Od nich zależy, jaki będzie ostateczny wynik tych pojedynków, toczonych wszak każdego dnia, także i przez zwykłych, ,,nieliterackich” ludzi. Muzyka oraz literatura mogą stać się świadkami, a także – jeśli na to pozwolimy – ważnymi czynnikami tej walki, tak, jak dzieje się to w przypadku wymienionych bohaterów. Są oni mężczyznami, jednak wyłamują się z klasycznego oraz nieco stereotypowego schematu męskości – noszą długie włosy, ukrywają twarz za maskami, poddani są wpływom innych ludzi, zmuszani nierzadko do silnej podległości względem nich. Ich literackie historie opisane przez autorów – Gastona Leroux oraz poetę Pete’a Townshenda, głównego twórcę tekstów do piosenek zespołu The Who – doskonale współbrzmią  z muzyką, która obrazuje to, czego nie zdołały zwykłe słowa, a także nadaje wartość emocjonalną w miejscach, gdzie czytelnik nierzadko nie spodziewa się jej znaleźć.

Współpraca słowa i dźwięku wydaje się oczywista – także w codziennej mowie artykułujemy nasze myśli za pomocą werbalnych komunikatów – jednak to zjawisko, zaadaptowane na potrzeby szeroko pojętej sztuki, okazuje się ciekawym i fascynującym polem badawczym dla interpretatorów. Pogranicze literatury i muzyki od lat cieszy się stosunkowo dużą popularnością, angażując uwagę zarówno literaturoznawców, jak i muzykologów[3]. Tam, gdzie kończą się słowa, zaczyna się muzyka – trafnie pisał Heinrich Heine, niemiecki poeta epoki romantyzmu,.

Nieprzypadkowo w tym omówieniu znalazły się musical oraz opera rockowa – gatunki te doskonale obrazują zależności, jakie panują pomiędzy słowem, dźwiękiem a obrazem. Jak pisze jeden z badaczy, studia muzyczno-literackie w szerokim rozumieniu należy traktować jako badania interdyscyplinarne, które – podejmowane z perspektywy prymarnego oglądu literatury – pokazują przynależność do komparatystyki literackiej[4].

Utwory:

  1. Wersja polska: 1 Upiór w Operze – CDA.
  2. Wersja angielska (filmowa): The Phantom of the Opera – Emmy Rossum, Gerard Butler | The Phantom of the Opera Soundtrack – YouTube.
  3. Upiór w Operze, reż. Joel Schumacher, USA/ Wielka Brytania, 22 grudnia 2004.
  4. Tommy, reż. Ken Russell, Wielka Brytania, 26 marca 1975.
  5. The Who, Tommy, Wielka Brytania, 23 maja 1969.
  6. Gaston Leroux, Upiór w Operze, przekł. Hanna Świerzyńska, Andrzej Wiśniewski, Wydawnictwo Vesper, Poznań 2019.

Teksty krytyczne:

7. Golec M., Dwa żywioły? O strategii badań i związkach literatury z muzyką, Radzyński Rocznik Humanistyczny, tom 16, 2/2018.

8. Hejmej A., Muzyka w literaturze (perspektywy współczesnych badań), Teksty Drugie 2000.

9. Seweryn A., Poezja „nutami niesiona”. O muzycznej recepcji twórczości Juliusza Słowackiego, Warszawa 2008.


[1] Monika Golec, Dwa żywioły? O strategii badań i związkach literatury z muzyką, Radzyński Rocznik Humanistyczny, tom 16, 2/2018, s. 594.

[2] Wersja polska: 1 Upiór w Operze – CDA.

Wersja angielska (filmowa): The Phantom of the Opera – Emmy Rossum, Gerard Butler | The Phantom of the Opera Soundtrack – YouTube.

[3] Agata Seweryn, Poezja „nutami niesiona”. O muzycznej recepcji twórczości Juliusza Słowackiego, Warszawa 2008, s. 59.

[4] Andrzej Hejmej, Muzyka w literaturze (perspektywy współczesnych badań), Teksty Drugie 2000, 4, s. 35.

Studentka poznańskiej polonistyki, miłośniczka rocka, dobrych książek i ciekawych filmów. Samotniczka, dla której największą frajdą jest zakopanie się wieczorem w łóżku przy angażującym serialu, układanie puzzli oraz rozmowy o poezji. Cicha dusza, próbująca odkryć wiele tajemnic (nie tylko literackich!). Fanka musicali oraz opery. Według niej muzyka, literatura i filmy sprawiają, że świat jest kompletny i bogaty w kolory, których na co dzień brakuje. Z zaangażowaniem śledzi rynek literacki w Polsce, nie tylko z racji badań naukowych, lecz także z własnego zainteresowania.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %