Przeczytaliśmy

Bliskość – na cito! Zyta Rudzka, „Tkanki miękkie”. Recenzja

Oto mamy dwóch lekarzy. Ojciec i syn. Obaj już nie pierwszej młodości, za to jeden na ostatnich nogach i bez piątej klepki gada trzy po trzy. Na cztery ręce grają opowieść o erozji męskości i miłości. Wszystko to napisane tak, że będą na was bić siódme poty. Droga czytelniczko, drogi czytelniku, z tą książką nie ma żartów, choć żartów w niej sporo.

Kto Zytę Rudzką czyta, ten wie, na co się pisze. Kto nie zna, ten pozna na własnej skórze, a raczej na własnej głowie, czym jest językowy wpierdol. Jej pisarstwo to kanciasta swada i akrobatyczna erudycja, w której powtórzenia, zbitki słowne, paronimy i aliteracje jak ciasto na turbodrożdżach wyrastają poza formę zabiegów stylistycznych i ściekają po brzegach. Tak, Rudzka definiuje się językiem, w języku i przez język, którego nie można pomylić z żadnym innym, a Tkanki miękkie są niewątpliwie tego potwierdzeniem. Język nie służy tu tylko przekazaniu historii, ale też staje się autonomicznym tworem, któremu należy poświęcać tyle samo uwagi co bohaterom.

Oczywiście łatwo w tym ugrzęznąć, pogubić się, zaplątać, bo nie jest to proza łatwa w czytaniu. Rudzka ma w sobie coś z Burroughsa, który swoimi połamanymi, męczącymi wzrok zdaniami zmuszał odbiorcę do ciągłego skupienia. Warto jednak podjąć wysiłek, choćby po to, by docenić specyficzne dla tego dzieła przenikanie się nomenklatury medycznej z mową potoczną. Albo tę szaleńczą narrację, dzięki której nawet opis wymiany tradycyjnych listów zyskuje dynamikę rozmowy na Messengerze (z wysyłaniem nagich zdjęć włącznie). No i, rzecz jasna, charakterystyczne poczucie humoru, które z odpowiednich zestawień znaczeń bucha prosto w twarz. Ludzie ze szczególną słabością do warstwy językowej będą się tą powieścią zaciągać, aż ich w płucach zakłuje. Ale niech was Bóg pokarze, a Czart w diabły pośle, jeśli pomyślicie, że Tkanki miękkie to tylko słowa, słowa, słowa. Bo rakietowym paliwem powieści jest to, co spala się w przedstawionej relacji ojca i syna.

Ludwik i Michał Prokopiukowie. Obaj doktorzy, ale żaden już nie Żywago. Starzy i coraz mniej zdolni utrzymywać lekarską estymę z lat świetności. A i wtedy daleko im było do szlachetnego Judyma, bo zawód uprawiali raczej z miłości własnej niż z miłości bliźniego. Ten starszy – lekarz wiejski. Szanowny Pan Doktór, co przed dekadami, w czasach sławojek, dla miejscowych musiał być jak cudotwórca. Ale teraz już go do chorych nie wołają, choć leczyć mu się chce. Ten młodszy – lekarz miejski. Pediatra. Za młodu donżuanił wśród matek małych pacjentów. Dziś już tylko zasłania ogólnoustrojowy uwiąd wytworną modą włoską.

Na ów etap schyłkowy z uczuć zostało im już tylko to pierwsze i jedyne wspólne – miłość ojca do syna i vice versa. Trudna, szorstka i po lekarsku aseptyczna, ale jest. W przeciwieństwie do miłości wobec kobiet. Ludwik uparcie trwa niekochany i niekochający przy jawnie zdradzającej go żonie. Bez uczuć, tak że nawet żoniną próbę samobójczą traktuje z klinicznym sarkazmem. Wraca do domu jak na czyśćcową pokutę za dawne kobieciarstwo. I owszem, pokutuje, ale za znacznie większy grzech-tajemnicę, związany z osobą, do której adresuje swoją narrację. Michał zaś dopiero co wziął ślub, a już owdowiał. Nieoczekiwany jak na tak stary piec ogień do pewnej Reginy zza wschodniej granicy zgasiła mu jej śmierć. A przecież to ona, dużo młodsza, miała mu dać szansę dożyć dni w miłości, skoro z matką Ludwika nie wyszło. Snuje się teraz sam po domu, mieszając czas z Reginą i bez Reginy. Szuka jej po okolicznych polach, wypatruje z drogi i opowiada o żonie w czasie teraźniejszym, by za chwilę przetrząsać dom i rozkopywać ogród, poszukując swojego pistoletu, którym chciałby się „puknąć” dla zakończenia rozpaczy.

Rudzka robi z tych dwóch mężczyzn wzajemnych świadków usychania, przy czym jeden nie podlewa drugiego, gdyż, jak Hipokrates przykazał, po pierwsze: nie szkodzić (marnym podnoszeniem na duchu). Dawkują sobie tylko to synowsko-ojcowskie chłodne przywiązanie, co ledwo wykracza poza opiekę paliatywną. Można się więc pogubić w tym, kto tu kogo wyprawia w ostatnią drogę.

Nie da się tej sytuacji nie skojarzyć z Krótką wymianą ognia, poprzednią książką autorki, gdzie taką samą uczuciową zajadłość widzieliśmy między starzejącą się pisarką i jej matką. Z tym że tam, w miarę upływu czasu i otrząsania się z traum życia w męskim świecie, kobiety swoją godność powoli odzyskiwały. W Tkankach miękkich na odwrót – mężczyźni resztki godności starają się ratować, ale stopniowo odpływa ona w niebyt wraz z kruszącym się patriarchatem. Zyta Rudzka obala tu mit wiecznej męskiej omnipotencji. Lekarz Pan, Lekarz Król, mundurowy medycyny, za którym panny sznurem. Cały ten obraz sypie się i degeneruje. Jednocześnie pisarka ma wobec obu swoich bohaterów mnóstwo uczucia. Ani Doktor Michał, ani Doktor Ludwik nie są Doktorem No – czujemy wobec nich empatię, choć raczej nie chcielibyśmy się u nich leczyć.

Bohaterowie Tkanek miękkich cierpią na obłożną samotność, na którą jako lekarze zaordynowali sobie bezwzględną bliskość. Ale pacjenci z nich trudni. Nie słuchają, grymaszą, wiedzą lepiej, co im pomoże. Swoją obecność przełykają więc z trudem, jak gorzką pigułę, wykręcając się przy tym jeden od drugiego. Lecz innej recepty nikt im już nie wypisze. Ojciec zażywa syna, syn aplikuje sobie ojca – terapia eksperymentalna o nazwie więzi rodzinne. I tylko w tej obecności jest dla nich jeszcze jakakolwiek nadzieja. Bo wiadomo, że w samotności to ludzie umierają.


autorka: Zyta Rudzka
tytuł: Tkanki miękkie
wydawnictwo: W.A.B.
miejsce i rok wydania: Warszawa 2020
liczba stron: 288
format: 145 × 230 mm
okładka: twarda

warto przeczytać

Macie ochotę na więcej polskiej prozy? Polecamy Poufne Mikołaja Grynberga, Chciałbym nigdy cię nie poznać Wiktora Krajewskiego i Zimowlę Dominiki Słowik. Recenzje tych książek przygotowali Artur Baranowski, Monika Jasek i Anna Mirkowska.

(Ur. 1991) Poeta, prozaik, felietonista. Wzrost - 176 cm. Szczupły. Oczy koloru szarozielonego. Bez nałogów i obciążeń finansowych. Jego ulubiona liczba to 100000000. W przyszłości chce zostać samolotem.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %