Angelus profanus
Częściej wykorzystywano niegdyś aspekt opiekuńczy, wprowadzano element niejako komiczny –bohaterów nagabywały małe postaci impulsywnego diabełka oraz Anioła Stróża, głosu rozsądku. Potęga cherubów (przedstawicieli jednego z wyższych kręgów) została zdeprecjonowana, kiedy artyści zaczęli przedstawiać je jako pulchne niemowlęta z małymi skrzydełkami. Posłańcy Jahwe stali się mniej groźni, a nawet sympatyczni.
Konsekwencją
tego stopniowego strącania aniołów z piedestału są liczne, najpierw kinowe, a
później książkowe i serialowe, historie miłosne. Co łączy Miasto aniołów, dylogię Wima Wendersa zapoczątkowaną Niebem nad Berlinem oraz
beletrystycznych kontynuatorów Zmierzchu
(serie: Upadli, Dary Anioła, Szeptem i
całą resztę)? Miłość niebiańskiej istoty do zwykłego śmiertelnika. W pierwszych
dwóch przypadkach jest to uczucie poetyckie i poruszające, w pozostałych – zazwyczaj
na poziomie romansidłowatych Pamiętników
wampirów stacji The CW. Kły krwiopijców i wilkołacze szpony zwyczajnie
przestały wystarczać. Teraz nieśmiertelne byty rezygnują ze swojej potęgi, aby
pozostać na ziemi ze swymi drugimi połówkami i cieszyć się krótko prawdziwą
miłością.
Odgrzecznianie aniołów to zresztą ciekawsza z praktyk stosowanych współcześnie. Nie ma już mowy o statusie sacrum, o obliczu sztywnego, do bólu dobrego bojownika sprawiedliwości. To się nie sprzeda. To dlatego coraz częściej stawia się na waleczną naturę skrzydlatych zastępów, wykorzystując je jako część armii w grach komputerowch. Inną metodą dodania aniołom charakteru jest skłonienie ich do wewnętrznych niesnasek za pomocą prostej, niezawodnej taktyki – pozbawienia Ojca. Kiedy Stwórca usuwa się dobrowolnie w cień w sobie tylko wiadomym celu, wśród jego opuszczonych sług budzą się wątpliwości, które już wcześniej doprowadziły obrońców człowieka do upadku. Czy ludzie są godni statusu ukochanych kreacji demiurga? Czy zasłużyli na władzę nad światem doczesnym?
Zastanawiające,
iż w kilku przypadkach wojnę z rasą homo sapiens podejmuje Gabriel – to on
zwiastował Maryi Narodzenie Pańskie. Zarówno w Armii Boga (1995), gdzie przybiera twarz Christophera Walkena, jak
i kiepskim Legionie (2010) to ten niebianin jest głównym antagonistą. Druga z
wymienionych produkcji doczekała się nawet serialowej realizacji, która usiłuje
rozwijać i jednocześnie wzbogacać oryginalny koncept. Na razie udaje się to
połowicznie, z pewnością dobrym pomysłem okazało się wprowadzenie do gry – co
rzadkie – aniołów z najwyższych kręgów. Zastanawia również koncept opętania
ciał przez niższe duchy, a więc proceder przypominający nieco praktyki demonów
z popularnego Supernatural a.k.a. Nie z tego świata.
Podobną
ścieżkę obrała Maja Lidia Kossakowska w Siewcy
wiatru i innych książkach z cyklu Anielskie
zastępy. Również jej anioły, na współczesną modłę, są niepokorne, widać
jednak olbrzymią inspirację pierwotnymi źródłami, genezą tych istot. To
podrasowany hołd szeroko pojętej angelologii – tym bardziej przez to wart
lektury.
Ze
względu na swoją zgoła nieanielską naturę, buntowniczość oraz zepsucie Lucyfer stał
się na przełomie wieków bodajże najpopularniejszym łotrem popkultury: od Boskiej komedii Dantego przez Sagę o Ludziach Lodu, Sandmana Neila Gaimana aż po Kłamcę Jakuba Ćwieka, pomijając już
wiele wymienionych wcześniej tytułów. Warto zwrócić uwagę, iż Saga, norweska epopeja w 47 tomach,
nawiązuje luźno do ciekawej legendy, która głosi, że upadłego zgubiła nie tylko
pycha, lecz także miłość do ludzkiej kobiety. Choć Bóg zgodził się, aby
odstępca wyszedł z otchłani, zakpił sobie z niego okrutnie przez wprowadzenie jednego
ograniczenia: mógł to czynić raz na sto lat. W międzyczasie ukochana Jutrzenki umarła.
Jak widać, anioły przechodzą coraz to kolejne zmiany: na lepsze, ale i na gorsze. To proces, który bez dwóch zdań może nas frapować, ale warto z uwagą go śledzić, gdyż końcowego rezultatu ewolucji motywu naprawdę nie sposób przewidzieć. Pewne jest, że postaci te nadal będą silnie obecne w szeroko pojętej kulturze. Wygląda na to, że już na stałe zstąpiły z niebios i zadomowiły się na tym padole łez.