Szorstka egzotyka

Barto’cut12. Orkiestra bez dyrygenta

24 na 7 myślę tylko o jednym, 24 na 7 myślę o tym by kreślić
24 na 7 słychać szklane butelki, 24 na 7 w głowie tylko mętlik

I stało się. Parę tygodni temu pisałem o Barto’cucie12 jako o jednym z Młodych Wilków, na których lepiej mieć oko, a już ukazała się jego epka Piruet. Mamy dzięki niej pełny obraz obecnej formy byłego reprezentanta Lekter Records. Na myśl przychodzą mi dwa stwierdzenia: orkiestra bez dyrygenta oraz tytuł recenzji debiutu Żabsona na nieistniejącym już portalu t-mobile music: Stylowo o niczym.

Bo mimo jego młodego wieku (urodzony w 1997!) Barto nie można odmówić stylu, zarówno w produkcji jak i w rapie. Postawiłem we wcześniejszym tekście tezę, że będzie szedł bardziej w nowoszkolne brzmienia i cóż, myliłem się: Piruet to dalej ta osobliwa synteza podkładów opartych na samplach i szalonych basów (w różnych proporcjach: 360, Harpaggiano albo Dumbo). Na uwagę zasługuje właściwie każdy bit, a momentami jest on nawet ciekawszy niż warstwa rapowa.



To właśnie rap, a raczej rapowane teksty, jest najsłabszym elementem krążka. Case study: Buffalo, kawałek o jedzeniu, w którym bit transformuje się chyba pięć razy, a zgadza się w nim absolutnie wszystko. I kawałek ani na moment nie nudzi, mimo absolutnej tektury, która służy za tekst. Nie da się ukryć, że Barto tę tekturę ładnie przyprawia efektami, zalewa soczystym sosem różnych flow i przyśpiewek. W tej konwencji jest naprawdę wiele miejsca na zabawę słowem albo chociaż jakiś sensowny autoportret, w którym jedzenie posłuży za eksponaty. A dostajemy cheeseburger i shake, parę oklepanych porównań z sosem i Madzią Gessler. No i środkowy palec w kierunku wegetarian na końcu pierwszej zwrotki. Niestety nie jest to wyjątek od reguły: na albumie znajdziemy niewiele linijek, które przykują uwagę słuchacza zmyślnością czy osobistym ciężarem.



Tutaj przychodzi mi na myśl właśnie ta orkiestra bez dyrygenta. Nie chodzi o to, że płyta to kakofonia – Barto’cut12 ma bardzo dużo instrumentów, którymi potrafi się sprawnie posługiwać, ale brakuje w tym wszystkim jakiegoś kierunku. Na ośmiu kawałkach porusza klasycznie przyziemne tematy: kobiety/groupies w Dat’ass z wulgarnie wyluzowanym Janem-Rapowanie, który przypomina trochę wczesnego Mesa; rozhulane pijackie bragga w Harpaggiano, w której Barto prezentuje szalone flow; zmiany w życiu związane z karierą rapową (Piruet, 360); powolne i introspekcyjne (z refleksją równą ciężarowi wypalonego jointa) Dumbo oraz ostatnie na trackliście buntownicze Struktury, w których w końcu coś mówi o sobie i o swoich poglądach, a nie o tym, że nie lubi jakichśtam panien, a lubi dobrze wypić i zjeść.



Z drugiej strony, może taki dobór tematów i ich płytka interpretacja to prostu naturalny wynik młodego wieku autora, który do tego bardziej porusza się w formach niż w treści. Rap nie musi wyrywać sobie serca z piersi w egzaltowanym ekshibicjonizmie, żeby być wartościowy, choć akurat Barto’cut12 mógłby wiele zyskać, gdyby bardziej zadbał o to, jak pisze swoje teksty oraz poprawił nieco dykcję (i nie mówię tu o niewymawianiu „R”!), bo pod względem flow i podkładów jest naprawdę dobrze. Jeśli będzie w ten sposób kontynuował swoje poczynania, to może naprawdę dużo zyskać na scenie. Może mu także pomóc bliższa współpraca z kolektywem Hashashins, na którą zresztą wiele wskazuje. Mam nadzieję, że dzięki temu uniknie kolejnych nietrafionych decyzji, jak uwikłanie się w bezsensowny beef. Pytanie brzmi, czy przez to Barto faktycznie wypłynie poza pannę, bity, osiedle i kwit*.

*alternatywnie: pad nabity, osiedle i kwit. Nie wiem, co ważniejsze.


Czego jeszcze warto posłuchać?

Barto’cut12 – Rookie

Rookie to debiutancki krążek wydany w Lekter Records ‒ wytwórni, w której Karwel wydał swój ostatni album. Mordercze owieczki specjalizują się w wyszukiwaniu podziemnych perełek. Tam wydany był też pierwszy materiał Otsochodzi, który potem przeszedł do Asfaltu i stał się nowym idolem nastolatków. Zresztą wyłapany przez nich duet Skipa i Łaga też jest niczego sobie. No, ale dość o innych: Rookie to pierwszy krążek naszego niewymawiającego „R” gospodarza, który (jak na totalny debiut) odbił się całkiem szerokim echem. Na pewno zawdzięcza to bardzo ciekawemu brzmieniu. Barta docenił Marcin Flint, w wywiadzie przepytywał go Filip Kalinowski. Co oni w nim wiedzieli? To Proste.


Polub Z CYKLU na Facebooku, żeby wiedzieć, kiedy ukaże się kolejny tekst (o, tutaj), a nic nie stoi na przeszkodzie, by sprawdzić nasze inne ciekawe artykuły, na przykład recenzję nowego Predatora albo podsumowanie tego, co działo się na Festiwalu w Gdyni.


Album:  Piruet EP

Artysta: Barto’cut12

Label: BUMP12

Rok wydania: 2018

Absolwent translatoryki i filologii angielskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Od zawsze miłośnik dziwnych mieszanek; fan hip-hopu, science-fiction z twarzą Philipa K. Dicka, a także anime. Pisuje opowiadania i tłumaczy różne różnostki. Uczy się absurdu od Kafki, Camusa i Gombrowicza. Można go śledzić jako @tl3vis na Instagramie.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %