Bogobójczyni. Recenzja
Na początku moją uwagę zwróciła piękna oprawa. Trzeba to przyznać – okładka Bogobójczyni Hannah Kaner przyciąga i zachwyca dbałością o detale. Intrygująco brzmiał również opis – powieść o świecie, w którym król zabronił oddawania czci bogom oraz nakazał ich wymordowanie, a jedną z głównych postaci jest bogobójczyni. Debiut Kaner porównuje się do Wiedźmina, ale czy słusznie?
Zacznijmy od początku, który jest obiecujący. Akcja rozgrywa się piętnaście lat przed właściwymi wydarzeniami. Kissen, przyszła bogobójczyni, ma kilkanaście lat, a jej rodzina cieszy się opieką jednego z bogów. I wszystko mogłoby się dobrze ułożyć, gdyby nie fakt, że współplemieńcy postanawiają złożyć tę rodzinę w ofierze innemu bóstwu. I spalić ich żywcem. Z opresji ratuje się jedynie Kissen. Otwarcie historii jest wstrząsające, zapowiada również brutalny świat, do którego (ochoczo) wkraczamy.
Dorosła już Kissen żyje w czasach, w których wiara w bogów jest zabroniona. Oczywiście nie wszystkim się to podoba, choć jej akurat – pasuje. Nie wierzy, że zemsta na konkretnym bóstwie, które zniszczyło jej życie, jest możliwa, więc bierze to, co dają. Specjalizuje się w mordowaniu bogów, a fakt, że w wyniku próby złożenia w ofierze straciła jedną nogę, nie przeszkadza. Nadaje to nawet jej postaci dodatkowej ostrości oraz charakterku. Los łączy ją z pewną dziewczynką o imieniu Inara, skrywającą boską tajemnicę – po pierwsze widzi ona kolory otaczające każdego człowieka, które oddają aurę jego nastroju, a po drugie jest połączona ze Skedim, bogiem niewinnych kłamstewek. I to złączona magiczną więzią, zbytnie oddalenie się od siebie bowiem sprawia im obojgu dokuczliwy, fizyczny ból. Kissen niechętnie bierze pod opiekę Inarę, która straciwszy dom i rodzinę w podejrzanym pożarze, znajduje się w trudnej sytuacji. Postanawiają wybrać się na pielgrzymkę do jednej z krain, by tam szukać odpowiedzi na pytanie, jak rozłączyć tę parę, unikając śmierci dziewczynki.
Z drugiej strony mamy Elogasta, dawnego rycerza i przyjaciela króla Arrena. To Arren zakazał wiary w bóstwa, czym naraził się mieszkańcom. Od pewnego czasu krążą plotki o zbliżającym się buncie, ponieważ ludowi nie podobają się rządy nowego monarchy. Co gorsza, Arren z każdym dniem słabnie, a serce – dar od pewnej bogini – zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Elo porzuca wygodne i spokojne życie piekarza, by wyświadczyć ostatnią przysługę przyjacielowi, któremu naprawdę wiele zawdzięcza. Dołącza do grupy pielgrzymów z nadzieją, że uda mu się znaleźć rozwiązanie problemu. Jak łatwo się domyślić, jego losy splatają się z losami Kissen i dziewczynki z bożkiem.
I niestety mam mieszane uczucia.
Bogobójczyni zawiera wiele ciekawych elementów, które powinny być przepisem na świetną powieść. Jest obiecująco wykreowany świat, w którym bogowie rodzą się w odpowiedzi na potrzeby ludzi, wystarczy tylko sensowna ofiara i jakaś świątynia, a wierzący mogą – oczywiście w granicach rozsądku – wyprosić to i owo. Następnie zakaz wiary i próba eliminacji bóstw, co doprowadza do buntu i problemów społecznych. Motyw drogi, który sprawdził się w wielu powieściach fantastycznych i jest jednym z ważniejszych. Zróżnicowani bohaterowie, mający różne pochodzenie, historię oraz cele. Warto też wspomnieć o reprezentacji osób z niepełnosprawnościami – przecież Kissen straciła nogę i posługuje się protezą, co nie przeszkadza jej w byciu dobrą wojowniczką. Dodatkowo kwestie społeczne: rola religii w społeczeństwie, jak daleko powinna sięgać władza, czy wybaczenie i pogodzenie się z utratą bliskich jest możliwe, czy myślenie o sobie zawsze jest wyrazem egoizmu. A to wszystko spajają niebezpieczeństwa, tajemnice, zdrady oraz klątwy.
Powieść jednak nie potrafiła mnie zaangażować, przez dłuższy czas los bohaterów był mi obojętny. I choć rozumiałam pobudki Kissen, to mimo wszystko trudno było ją polubić. Do gustu przypadł mi Elo, a zwłaszcza jego wspomnienia z „minionego życia”, z okresu wojny z bogami i czasów rycerstwa. Tym samym miewałam wrażenie, że autorka bardziej skupia się na jego przeszłości i portretuje go na podstawie przeżytych doświadczeń, a nieco mniej zwraca uwagę na teraźniejszość. Ciekawą postacią jest również Inara, która mimo młodziutkiego wieku ma wiele do zaoferowania. Kaner pokusiła się jednak o dodanie wątku romantycznego, co w moim odczuciu było zupełnie zbędne. Relacja romantyczna między osobami, które dopiero co pałały do siebie w najlepszym razie niechęcią, wypada nierealnie i nieco groteskowo, można było zdecydowanie z tym poczekać, ponieważ w tym momencie romans jest po prostu wepchnięty na siłę.
Akcja powieści bywa też nierówna. Po mocnym początku mamy równie mocny zjazd, przez co fabuła znacząco zwalnia. I o ile rozumiem, że autorka chciała zapoznać czytelnika ze światem przedstawionym, w którym wiele się dzieje, to często było po prostu nudnawo i czytanie bardziej przypominało brnięcie przez tekst niż zatapianie się w opowieści. Pod koniec powieści za to dzieje się bardzo dużo, chwilami wręcz trudno nadążyć za wydarzeniami. Choć muszę przyznać, że zakończenie zachęca do sięgnięcia po kolejny tom.
Reasumując, Bogobójczyni to powieść, która będzie mieć tyle samo zwolenników, co przeciwników. Ja osobiście na ten moment plasuję się gdzieś pomiędzy – niektóre elementy mi się podobały, lecz całość nie porwała. Widać, że jest to debiut powieściowy, bo jednak nie wszystko zagrało, a historia nie zawsze potrafi zaangażować czytelnika, problematyczne jest również nierówne tempo. Trzeba jednak przyznać, że autorka wykazała się ogromną pomysłowością w kreowaniu świata. Faktycznie wiedźmiński vibe jest wyczuwalny, choć do samej serii według mnie jeszcze daleko. Czy sięgnę po drugi tom? Czas pokaże.
autorka: Hannah Kaner
tytuł: Bogobójczyni
przekład: Jacek Drewnowski
wydawnictwo: Wydawnictwo Jaguar
miejsce i data wydania: Warszawa 2024
liczba stron: 368
format: 150 × 230 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami