Czy stara perwersja nie rdzewieje?
W przyszłym roku minie dwadzieścia lat od pierwszego wydania Namiętnika. Sięgnąłem po niego w 1998 roku, bo Manuela Gretkowska wręcz perwersyjnie podrażniła mój mózg swoimi poprzednimi książkami. Uprawiała eseistykę z elokwencją wywołującą intelektualne podniecenie. I właściwie po Namiętniku nie napisała nic, co potrafiłoby doprowadzić moje szare komórki do orgazmu. Poczułem niedawno chęć sprawdzenia, czy stara perwersja nie rdzewieje.
Zanim wyobraźnię czytelników swoimi erotycznymi pomysłami rozpalił Christian Grey, była Fanny Hill, siedemnastowieczna angielska kurtyzana. Potem szokował Donatien Alphonse François de Sade, markiz, od którego nazwiska nazwano sadyzm. Od nazwiska pisarza Leopolda von Sachera Masocha pochodzi nazwa innego odchylenia – masochizmu (sięgnijcie koniecznie po jego Wenus w futrze). Potem był Nabokov ze swoją Lolitą, powieścią o obsesji nimfetek. W literaturze całego świata można znaleźć książki, które niosą wiedzę o perwersji, a mam na myśli jej wąską definicję, ściśle związaną z popędem seksualnym. W Polsce poczciwy Stefan Żeromski, nazwany „sumieniem polskiej literatury”, także głęboko sięgnął do swojej wyobraźni erotycznej, pisząc Dzieje grzechu. I chociaż o powieści mówiono, że „opisuje wewnętrzne przeżycia głównej bohaterki”, to owo wnętrze autor dość wyraźnie oznaczył na mapie jej ciała.
Wróćmy jednak do Manueli Gretkowskiej, która pisała Namiętnik, mając lat nieco ponad trzydzieści, a ja czytałem go, dobiegając trzeciej dziesiątki. Byłem zatem nie za młody, ale i niezbyt stary. Jeszcze skoszona trawa pachniała mi miłością, a nie zmęczeniem po spacerze z kosiarką, a ptaki śpiewały, witając pierwsze promienie słońca, a nie darły mordę skoro świt. („Mieć dwadzieścia lat i trafić na granicę swej wszechmocy, jest początkiem ułomności, zwanej dorosłością”, s. 68).
Pisano wtedy o Gretkowskiej „szamanka orgazmu” i istotnie coś w tym było. Czytając zawarte w Namiętniku pięć opowiadań, miałem wrażenie, że autorka prowadzi mnie przez cały akt seksualny – od podniecenia zmysłów przez spółkowanie aż do rozkosznego coraz wolniejszego bicia serca (gdy do opowiadań wkradają się elementy eseju). Tytułowy tekst jest opisem zbliżenia kobiety z mężczyzną. Malowaniem na płótnie prześcieradła obrazu fizycznej miłości pędzlami z włosów łonowych i ludzkim potem. Gretkowska jest dosadna, ale nie wulgarna: „Chcesz się znowu we mnie schronić. Siadamy, objęci udami. Ukąszenia pocałunków są zbyt bolesne. Liżemy sobie usta. Pchnięciem przenikasz moją miękkość. Przytrzymujesz za biodra. Unosisz, przyciskasz władczo do siebie. Jestem twoim odartym ze skóry członkiem. Wyciskasz z nas rozkosz” (s. 97).
Źródło grafiki: Nicolaas Verkolje „Batszeba w kąpieli”
Powrót do dawnych lektur bywa ryzykowny. Przeczytana niegdyś książka, leżąc na półce, pokrywa się kurzem, ale to właśnie on nie pozwala ulecieć wspomnieniom z lektury. Bywa, że odkurzona historia staje się jak dawno odkorkowane wino – zwietrzała. Witkacy mawiał, że „wielkość jest tylko w perwersji”. A może mamy takie czasy, że liczy się tylko faster, harder, stronger? Nie zapominajmy jednak, że ośrodek przyjemności znajduje się w mózgu, a nie metr niżej.
Namiętnik, który czekał tyle lat, żebym po niego znów sięgnął, dziś wymaga niejakiego wzmocnienia. Swoistej reanimacji perwersji. Użyjemy do tego belgijskiej czekolady i francuskiego wina zamkniętych w… butelce.
„Chocolate in the bottle” to musujące wino łączące największe afrodyzjaki świata. Wytworzono je z winogron szczepu chardonnay, tego samego, z którego powstaje prawdziwy szampan. W procesie produkcji czterokrotnie dodaje się do trunku wyciągu z ziaren kakaowca i orzechów laskowych. W efekcie powstaje płyn o jasnej, słomkowej barwie z delikatnymi bąbelkami. Wyczujecie w nim aromaty pigwy i jabłek z nutami karamboli oraz urzekającą czekoladę z orzechami. Wino powinno być serwowane mocno schłodzone i najlepiej z zimnymi truskawkami. Ma wtedy, mimo swojej niskiej temperatury, silnie rozgrzewające właściwości. Rozpali umysł, a endorfiny rozpoczną taniec po całym ciele. To może zwiastować niewinny początek prawdziwego „namiętnika”.
Zapraszamy na winebook.blox.pl.