Diset. Manifest egoisty
Lata mijają, na forum Ślizgu krążą posty, że Diset wciąż czeka na autorskie bity, mimo że zniknął jego Facebookowy fanpejdż, na którym i tak od roku się nie udzielał. Ale to wszystko nieważne, bo nawet gdyby ten raper już niczego nie nagrał albo wrócił i wydał dziesięć kolejnych albumów, to zawsze będzie warto przypomnieć Victorię i Pokój.
A to dlatego, że ta płyta stanowi zapis niezwykłego stanu umysłu – czegoś, co pozwoliłem sobie nazwać manifestem egoisty. Wiem, że to duże słowa jak na album rapowy, ale można się na nim doszukać bardzo gęstej tkanki filozoficznej, nawiązującej do libertarianizmu, lecz podanej niezwykle jasno i klarownie, a także bardzo dobrze napisanej, z dbałością o szczegóły, rymy i gry słowne.
Owa pieczołowitość ujawnia się już w tytule i okładce. Poszerzenie tej myśli znajdujemy w ostatnich wersach utworu Victoria i Pokój:
Chyba że ktoś wejdzie na mój teren
Co nie znaczy, że nie ostrzę sobie kłów
By wziąć jak najwięcej dla siebie
Wierzę w wygraną i rozejm nie jako przeciwieństwo
To nie sprzeczność układać victorię i pokój tą samą ręką
Popłuczyny po Katyniu, powstaniu i wywózkach
I wkurwia mnie, że jesteście marnym cieniem tamtych elit
A ludzie liczą na was zamiast na siebie, nie liczycie się nic, nic
To ja jestem VIP w moim życiu, nie wy, psy
Bez względu na to, lewa czy prawa strona
Przeważa na szali wagi państwowej
Nie chcę, by moje losy były przedmiotem
Sprawy i wagi państwowej
Bez względu na to, lewa czy prawa strona
Przeważa na szali wagi państwowej
Nie wytrzymują ciężaru tego sporu
Sprawy wagi państwowej
Niestety też moje, wybierasz stronę
Automatycznie musisz wejść w konflikt
Echo to niby głos, tłum to niby też jednostki
To nie mój świat, chcę robić swoje i się oderwać
A po aparacie państwa zostaną tylko zdjęcia, zdjęcia
Na szyi oprócz krzyża mogliby mieć nieśmiertelnik
Setki voltów w organizmie, ciągle bez energii
Tylko pioruny wokół głowy, jakby ktoś im podpiął cewkę Tesli
Każdy może być VIP-em w swoim życiu, po cichu liczę
Że paru typów wyciągnie wnioski
I podam rękę każdemu w drabinie niżej
Tych wyżej nie muszę łapać za kostki
Mnie też ukształtowały w tym gnieździe bloki
Ulice, ziomki, ale pora mentalnie wyfrunąć
Nie musisz być ich odbiciem, dorośnij
Podobne wątki poruszono oczywiście również w wielu innych utworach: w otwierającym płytę Profesjonalnym marzycielu TaLLib śpiewa:
I z żalem myślę, że ostatnio nam jakoś nie po drodze, bo chcę inaczej żyć […]
Boli mnie, że zmienić cokolwiek chce jeden na sto […]
Ludzie walczą, nie myślą po co
Ja chcę zmienić, zmienić coś
Wyjść z klatki, zrobić ile się da
I nikt lub jeden ze stu stara się pomóc komukolwiek lub własnemu szczęściu chociażby
Zanim się wykończę zdrowotnie na dobre
Zapiję nerwy lub dam złapać na ciążę
Dziewczyno, żyję snem
Więc nigdzie poza łóżkiem nie będzie ci ze mną dobrze
Ty rzucasz coś, bo praca, życie
Prawdziwi wygrani stracili psychę
Ale dostali w zamian eros
Jak trzeba jestem bli-blisko
Pomogę jak umiem – podejdź przy barze lub skmiń tel
Wiem, jak to jest, gdy wyciągasz rękę z dołu, drugą piszesz czarną listę
Miłość jest odpowiedzią – jej forma tu sporo zmienia
Więc kocham tu kogo trzeba, pierdolę tu kogo trzeba
W życie egoisty nieodłącznie wpisana pozostaje niezależność intelektualna, która pozwala widzieć rzeczywistość taką, jaka jest, a nie taką, jaką ktoś chce nam ją przedstawiać. Ta część manifestu została najbardziej podkreślona w utworze Bill Hicks, powstałym z inspiracji komikiem, który znany był z bezkompromisowego podejścia i ciętego języka (o czym zresztą można się przekonać w licznych cutach, które doskonale komponują się z przekazem Diseta – w szczególności polecam ten, który zaczyna się w okolicy 4:25).
W ostatnich dwóch utworach albumu nie brakuje również czystej ekspresji i jaskrawych emocji (w końcu gorące serce pompuje chłodną krew). Morfina 2 osiąga w tym najwyższy poziom:
Oczywiście płyta nie spotkała się wyłącznie z zachwytem i pozytywnymi recenzjami, bo wtedy sytuacja wyglądałaby inaczej: liczba wyświetleń utworów i nakład albumu byłyby większe, skończyłaby się też trwająca do tej pory względna cisza wokół Diseta. Raperowi zarzucano przede wszystkim dziwne brzmienie i nadużywanie autotune’a, niepotrzebne odloty (takie jak w Interlude) i nudne wałkowanie wątków o wygrywaniu życia. Przypisywano mu też kserowanie, czyli bezwstydne kopiowanie różnych raperów, m.in. Te-Trisa, który gościnnie udziela się w Filmach…, Rasa z Rasmentalismu czy Tego Typa Mesa (a niektórym zbytnio pachniało to również Kanye Westem). Ja uważam te zarzuty za bezpodstawne. Diset wykorzystał pewną formę – zarówno wokalną, jak i muzyczną – i połączył ją z treścią tak charakterystyczną dla niego, że nie da się go z nikim pomylić. Album jest tak skondensowany, tak starannie przemyślany, że nie ma w nim żadnego zbędnego numeru – o czym świadczy choćby to, że wszystkie znalazły się w mojej analizie. Diset po prostu nagrał płytę, która tworzy krystalicznie czysty obraz diamentu z bloków – ostrego na krawędziach, ale błyszczącego w brudzie rzeczywistości hip-hopu i niemożliwego do złamania. A przede wszystkim za wszelką cenę pozostał przy tym wierny samemu sobie, bo przecież nie mam alter ego, jedno robi jak za trzy.
● Diset – High Definition 1
Pierwsza część HD i premierowe ujawnienie umiejętności Diseta przez większą publicznością. Niestety słychać upływ lat (płytę Diset wydał w 2011 roku w wieku 21 lat!), co odbija się na jakości nagrań wokalu, produkcji albumu i… niedostępności materiału, który jest można znaleźć wyłącznie na YouTube.
artysta: Diset
label: Aptaun Records
rok wydania: 2013