PrzeczytaliśmyRecenzje

Harry Potter i Niepotrzebna Kontynuacja

Niełatwo jest być dzieckiem legendy i doskonale wie o tym Albus Severus Potter, który na dodatek zamiast do Gryffindoru trafia w Hogwarcie do Slytherinu, przez co od razu staje się obiektem drwin. Na szczęście ma u swojego boku najlepszego przyjaciela – Scorpiusa, będącego przy tym synem największego wroga młodzieńczych lat Harry’ego – Dracona Malfoya! Mało tego, krążą plotki, że przyjaciel Albusa jest w rzeczywistości dziedzicem Sami Wiecie Kogo… 
Tak w telegraficznym skrócie przedstawia się początek ósmej części kultowej już serii książek dla dzieci i młodzieży (oraz dorosłych, którzy wciąż chcą wierzyć w magię) pod tytułem Harry Potter i Przeklęte Dziecko. Część pierwsza i druga. Potem na scenę wkraczają: konflikt pokoleniowy, nastoletni bunt, podróże w czasie, nagłe zdrady, alternatywne rzeczywistości i wiele, wiele innych atrakcji. Na pierwszy rzut oka wszystko jest na swoim miejscu, mamy sporą dozę magii, dynamiczną akcję, powroty znanych postaci, liczne (momentami zbyt liczne) odwołania do oryginału plus kilka ciekawych pomysłów – chociażby żarłoczną bibliotekę czy makabryczny świat, w którym nadal panuje reżim Voldemorta. Wbrew pozorom także forma nie stanowi prawdziwego problemu. Wyłączając kilka zakłócających odbiór pomyłek w didaskaliach, książkę czyta się bardzo wartko i przyjemnie. A więc na czym polega to nieuniknione „ale”? Otóż na tym, że kolejna odsłona przygód Chłopca, Który Przeżył, a właściwie jego syna, ucierpiała z powodu zwyczajnie słabej, co gorsza – nader przewidywalnej fabuły.

Twórcy sztuki (swoją drogą ciekawe, ile w tym zostało oryginalnego pomysłu Rowling) podjęli ryzykowną decyzję, aby wrócić do kontrowersyjnego motywu zmieniaczy czasu, przy czym starali się pokazać konsekwencje manipulacji przeszłością. I wyszliby z tego może nawet obronną ręką, gdyby nie wątpliwej jakości finalny „twist”, a także potraktowanie po macoszemu paru postaci drugoplanowych. Niektórych bohaterów wprowadzono jakby na siłę, chyba tylko po to, żeby zadowolić fanów, bo w całości mają do odegrania rolę co najwyżej epizodyczną. Nie sposób też niekiedy nie odnieść wrażenia, że nasi ukochani bohaterowie nie zachowują się do końca tak jak niegdyś, co można by do pewnego stopnia wyjaśnić latami, które upłynęły od wydarzeń z Insygniów Śmierci, jednak i tak koniec końców zrazi to co wierniejszych zwolenników siedmioksiągu. W rezultacie, chociaż taki na przykład Scorpius budzi niezwykłą jak na ród Malfoyów sympatię i momentalnie podbija serca czytelników (na jego nieco zbyt bromansową relację z Albusem spuśćmy łaskawie zasłonę milczenia), po zakończonej lekturze pozostaje mimo wszystko pewien niesmak, poczucie niezrealizowanego potencjału, świadomość, że po prostu dałoby się lepiej.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest rzecz zupełnie nietrafiona. Także potteromaniacy poczują chwilami na nowo dawny urok magicznego świata i z rozrzewnieniem powitają (albo z rozpaczą pożegnają) znajome sylwetki. Sęk w tym, że jest to opowieść zupełnie niepotrzebna, nie wnosząca do historii rodu Potterów praktycznie niczego wartościowego. Ot, szybka lektura na leniwy wieczór, której niekiedy nie sposób nie odłożyć na bok w geście nerdowskiej frustracji, a przez którą mimo to jakoś się brnie. Zupełnie inaczej prezentuje się zapewne na scenie, bo da się dostrzec tu i ówdzie przebłyski teatralnego kunsztu – być może perypetie bohaterów momentami lepiej sprawdzą się na deskach niż w słowie pisanym. Nie zmienia to jednak tego, że Harry Potter i Przeklęte Dziecko to pozycja co najwyżej średnia, aczkolwiek warto ją oczywiście ocenić już samemu.

Kiedy świat obiegła wieść, że powstanie kolejna część cyklu o młodym czarodzieju z blizną w kształcie błyskawicy, fani poczuli jednocześnie nadzieję oraz strach przed tym, jak może wyglądać kontynuacja historii. Kiedy okazało się, że będzie miała formę sztuki teatralnej, obawy jedynie się pogłębiły. Biorąc pod uwagę doniesienia o powstającym w tym samym czasie filmie z uniwersum Wizarding World (Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć) można było podejrzewać J.K. Rowling o – jakże często spotykany wśród uznanych autorów jednego cyklu – „skok na kasę”. Czy rzeczywiście z tym mamy do czynienia? Trudno stwierdzić, ale jedno jest pewne: to nie jest kontynuacja, na jaką zasługiwaliśmy.

autor: J.K. Rowling, John Tiffany (oryginalna opowieść) & Jack Thorne (oryginalna opowieść i scenariusz)

tytuł: Harry Potter i Przeklęte Dziecko. Część pierwsza i druga

tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kłodzińska, Piotr Budkiewicz

wydawnictwo: Media Rodzina

miejsce i data wydania: Poznań 2016

liczba stron: 368

format: 205 × 135 mm

oprawa: miękka

Tłumacz z zawodu, pisarz z ambicji, humanista duchem. W wolnych chwilach pochłania nałogowo książki, obserwuje zakręcone losy fikcyjnych bohaterów telewizyjnych i ucieka w światy wyobraźni (z powrotami bywają problemy). Wielbiciel postmodernizmu, metafikcji oraz czarnego humoru. Odczuwa niezdrową fascynację szaleństwem i postaciami pokroju Hannibala Lectera. Uważa, że w życiu człowieka najważniejsza jest pasja.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %