Sienkiewicz – mistrz opery mydlanej
W
dzieciństwie zawsze wyobrażałam sobie treść poważnych dzieł autorstwa poważnych
pisarzy jako patetycznie napisane traktaty w sposób metafizyczny bądź całkowicie
abstrakcyjny traktujące o sprawach wzniosłych i ważnych, ewentualnie o życiu,
ale omawiające je w sposób, którego zwykły, szary człowiek nie mógłby
zrozumieć.
Pierwszy
szok przeżyłam już w gimnazjum, kiedy z polecenia nauczyciela przebrnęłam przez
Pana Tadeusza. Początek zajazdu na
Litwie rzeczywiście wskazywał na to, że będzie to lektura niedostępna dla moich
proletariackich uszu, gustu czy czego tam jeszcze. Z zaskoczeniem przyjęłam
więc całkiem przyziemne kłótnie Domeyki z Doweyką oraz poczynania Tadeusza,
który rycerskim gestem usuwał z drżącego dekoltu Telimeny mrówki, by w ten
sposób udowodnić, że mimo zmieniających się realiów i czasów, etos rycerski
obowiązuje nadal…Jaki
wyciągnęłam z tego doświadczenia wniosek? Skoro wieszcz narodowy w swoim,
najważniejszym poniekąd, dziele raczy nas taką dozą przyziemności, by dopiero w
ostatniej księdze ukazać nam ukryty sens opakowany sprytnie w sielankę, to
niepotrzebnie obawiałam się innych „wieszczów” i ich dzieł. Wtedy właśnie
zaczęła się moja miłość do literatury określanej bardzo sztywnym i budzącym
strach w ludziach mianem
KLASYKI
Wy
też poczuliście zgrozę po samym przeczytaniu tego słowa? No cóż, postarajmy się
zatem to zmienić. Dziś zapraszam Was do krainy Sienkiewicza i jego „telenoweli”…
Tak, dobrze słyszeliście. Zatem usiądźcie wygodnie z kubkiem herbaty, kawy lub
czegoś mocniejszego, jeśli boicie się to wziąć na trzeźwo, i zaczynajmy…
Widzicie
tego poważnego pana na zdjęciu? To właśnie jest Henryk Sienkiewicz. Dalibyście
wiarę, że ten brodato-wąsaty pan miał bardzo burzliwe i, śmiem twierdzić
również, bardzo nieszczęśliwe życie miłosne? Mnie też nie przyszło to do głowy.
Nie widziałam go po prostu w roli kochanka. Pierwszą żonę stracił tragicznie,
kilka drobniejszych miłostek przeżył dość dotkliwie, mimo to kobiety w jego
powieściach były zazwyczaj wzorem cnót niewieścich. Do czasu. W roku 1895
światło dziennie ujrzała jego powieść Rodzina
Połanieckich, która mimo zapewnień autora, zarówno oficjalnych jak i tych
zawartych w listach do przyjaciół, stała się gorzkim rozliczeniem z
przeszłością i swego rodzaju odreagowaniem naprawdę nieprzyjemnych okoliczności,
do których doprowadziła jego druga żona, od samego początku bardzo skrzętnie
prowokowana przez teściową. Nie można powiedzieć, by cała powieść była wyrazem
przeżytego zawodu, ponieważ Sienkiewicz zaczął ją pisać, zanim do niego doszło,
jednak nie pozostało to bez wpływu na kształt dzieła.Historia
zaczyna się od sielankowego opisu polskiej wsi o nazwie Krzemień, gdzie
zastajemy głównego bohatera Stanisława Połanieckiego w drodze do państwa
Pławickich, dokąd jedzie, by upomnieć się o spłatę zaciągniętego dwadzieścia
lat wcześniej długu. Na miejscu oczywiście spotykamy pierwszą barwną postać,
która stanie się również pierwszym w całej powieści wrzodem na tyłku
Połanieckiego, mianowicie pana Pławickiego. Wujek Stasia ucieka się do różnych
sztuczek, od podsunięcia bratankowi własnej córki jako przynęty poczynając, a
na wspominaniu (zbyt tkliwym zresztą) jego zmarłej matki kończąc, wszystko byle
tylko odwlec w czasie rozmowę na temat pieniędzy. Udaje mu się to zresztą i
można powiedzieć, że w końcowym rozrachunku jego starania przynoszą oczekiwane
rezultaty, Połaniecki zauroczony Marynią robi bowiem wszystko, by rodzina
zachowała wiejski majątek. Mamy tu zatem sprytną intrygę w wykonaniu starszego
pana. Co jeszcze? Jeśli będziemy trzymać się chronologii zdarzeń, dojdziemy do
niezwykle wzruszających momentów, spowodowanych ciężką chorobą małej Litki,
uwielbianej zarówno przez Stasia, jak i Marynię. Razem z bohaterami
doświadczymy rozpaczy, radości i poważnych zmian na poziomie uczuciowym,
następujących z dnia na dzień. Później nie ominą nas rozstania, powroty, wesela
i pogrzeby. Mamy również klasztor jako rozwiązanie dla wszelkich bólów serca,
próby samobójcze, zdrady oraz czyste pożądanie (tak jest! bezpruderyjne opisy
erotycznych ciągot bohaterów do niewłaściwych osób) w swej najbardziej
nieprzyzwoitej postaci. W trakcie lektury natkniemy się również na pewnego
morfinistę, parę przekrętów biznesowych oraz kilka bardzo głupiutkich i
płytkich kobiet, które w iście współczesny sposób potrafią owinąć sobie wokół
palca romantycznych i nieco naiwnych mężczyzn. Brzmi jak przepis na pasjonującą
zabawę? Poczekajcie, to jeszcze nie wszystko! Jeśli wytrwacie dostatecznie
długo, będziecie również świadkami pojedynków na śmierć i życie, podróży i
eskalacji uczuć, które nie powinny być wypowiadane, bo nie są tym, co przystoi
kobiecie zamężnej i żonatemu mężczyźnie. Będziecie również mogli znienawidzić
bohaterów za ich niewierność czy też okrucieństwo po to, by zaraz potem, po
zrehabilitowaniu ich przez Sienkiewicza, odzyskać do nich sentyment. Nieobce są
nam przecież takie zabiegi w wykonaniu tego pisarza: główna postać, hulaka i
libertyn (to jasne, że mam tu na myśli Kmicica, katowanego do upadłego w
liceum), pod wpływem kobiety lub miłości do ojczyzny staje się wzorem cnót
męskich i obywatelskich. A to jeszcze nie koniec! Całość powieści jawi się jako
istna mieszanka wybuchowa, w której skład wchodzą nietuzinkowe postaci, nieco
schizofreniczne rozwiązania pewnych sytuacji oraz, jak to w życiu, nie zawsze
logiczne reakcje kobiet i mężczyzn (sic!) na to, co zsyła im los.Z
czym mamy zatem do czynienia w Rodzinie
Połanieckich? Z czymś, co ja odbieram jako satyrę na życie i co we
współczesnej kulturze doskonale funkcjonuje przyobleczone w podobną treść w formie
telenowel. Może niekoniecznie mam tu na myśli polskie, bo te są jednak zbyt
długie i wlekące się, ale na pewno powieść ta przypomina coś na kształt seriali
argentyńskich z fabułą niewychodzącą poza trzysta odcinków, pełną
niewiarygodnych zwrotów akcji, dziwacznych nieporozumień, i czasem nawet mało
przekonujących, ale ciekawych w swej oryginalności rozwiązań. Jak sam
Sienkiewicz twierdził, pisał tę powieść „dla panienek”, czego nie powinniśmy poczytywać
sobie za złe, bo określenie to 120 lat temu niekoniecznie oznaczało lekceważący
stosunek do przedstawicielek płci pięknej. Oznaczało to tyle, że jest to utwór,
który spodoba się każdemu ze względu na treść, czasem wzruszającą, a czasem
wywołującą oburzenie, oraz dzięki prostemu przekazowi połączonemu z wartką akcją.Dlaczego
zatem w świetle wszystkich powyższych superlatywów Rodzina Połanieckich nie jest pierwszą książką polecaną na luźny
jesienny wieczór? Ano dlatego, że nieodwołalnie jej autorem jest Sienkiewicz,
którego wszyscy się boją, jako tego, który pisał „ku pokrzepieniu serc”. Słyszę
„Sienkiewicz!” i widzę poważnego starszego pana ze zdjęcia powyżej, który chce
mnie katować kolejnym opisem obrony Jasnej Góry (nawiasem mówiąc, Trylogia jest
rewelacyjna!), a nie równego faceta, który znał życie i umiał o nim pisać nie
gorzej (a nawet lepiej) od niektórych współczesnych autorów prozy popularnej.
Różni się od nich tylko kilkoma drobiazgami takimi jak na przykład (bagatela!)
umiejętność pisania.Macie
jeszcze wątpliwości? A co, jeśli Wam powiem, że poważnym i nudnym krytykom 120
lat temu ta książka się nie spodobała, a normalnym ludziom zaparła dech w
piersiach? Tak myślałam. Miłego czytania!