Hei, familie
Rodzinny wyjazd do Włoch, by świętować 70. urodziny Sverrego, kończy się – delikatnie mówiąc – niezadowalająco. Zamiast wspólnych spacerów i wielkiego świętowania zostają smutek i rozgoryczenie. Zamiast cudownych wspomnień – pytanie, czy aby na pewno życie rodzinne nie było kłamstwem. Gdy rodzice wydają się dość spokojni po podzieleniu się nowiną, dorosłe dzieci przeżywają kryzys. I w tym momencie Flatland ukazuje swoją wielkość.
Narratorami powieści są Liv, Ellen oraz Håkon, co pozwala uzyskać wielowymiarowy obraz ich rodziny oraz problemu, a także daje możliwość wniknięcia w myśli i wspomnienia każdego z nich. Mimo że wszyscy mają ukończone przynajmniej 30 lat, własne rodziny, jak również typowe dla dorosłych kłopoty, rozwód rodziców wytrąca ich z równowagi, zmusza do analizy zachowania najbliższych, do wspominania oraz do stawienia czoła rozmaitym przekonaniom.
Okazuje się, że Liv, pewna siebie dziennikarka, szczęśliwa matka dwójki dzieci i żona Olafa, nie jest ani taka pewna siebie, ani do końca szczęśliwa. Jako najstarsza z rodzeństwa wysoko stawia sobie poprzeczkę. Uważa, że od dawna rodzice wymagali od niej więcej, bo to ona jako pierworodna powinna dawać rodzeństwu przykład. Liv w głębi serca jest przerażona, że coś może nie pójść zgodnie z planem, przez co jej bezpieczny świat zacznie chwiać się w posadach. Ta wizja spełnia się, gdy rodzice po 40 latach małżeństwa ogłaszają rozwód i zaczynają szukać swojej drogi.
Ellen, druga córka, uważa się za najbardziej niezależną z rodzeństwa – ani najstarsza, ani najmłodsza, od zawsze musiała radzić sobie sama. Bezskutecznie stara się zajść w ciążę – ma już 38 lat i czuje, że to dla niej ostatni moment na założenie rodziny. Rozwód rodziców trochę ją drażni, trochę zmusza do wspominania i ponownego przeżywania niektórych przykrych momentów. To właśnie Ellen na moment scala rodzinę, gdy po rozstaniu ze swoim partnerem Simenem przechodzi załamanie nerwowe.
Håkon zaś do samego końca wydaje się najmniej zainteresowany sytuacją – zarówno rozstaniem rodziców, jak i załamaniem siostry. Głosi wolną miłość i popiera decyzję rodziców, twierdząc, że wieloletnie małżeństwo jest wbrew naturze człowieka. Na początku może denerwować, zyskuje dopiero później, przy bliższym poznaniu.
Ostatecznie powieść o rozwodzie 70-letniej pary okazuje się pełnowymiarową historią rodzinną. Samo rozstanie jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej zbudowanej z problemów, z którymi bohaterowie muszą się zmierzyć, chociaż może jeszcze podczas feralnej kolacji we Włoszech nie są tego do końca świadomi. Flatland tworzy znakomite portrety psychologiczne i okazuje się uważną obserwatorką współczesności. Traumy i obawy, z którymi mierzą się Liv, Ellen i Håkon, są na tyle realne, że każdemu z nas wydadzą się znajome. Porusza i jednocześnie niepokoi to, w jak wielu sytuacjach w trakcie lektury chce się powiedzieć: „Weź ten telefon i zadzwoń!”. Szczera rozmowa jest chyba właśnie tym, czego najbardziej potrzebują bohaterowie; taka, która oczyszcza, ale jednocześnie daje poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Każde z nich myśli przynajmniej raz, że musi dbać o tę wątłą nić porozumienia, by druga osoba znów się nie odsunęła. Dopiero kiedy zwróciłam na to uwagę, pomyślałam, jakie to ludzkie – boimy się słów, ale boimy się także odrzucenia, które nie musi być efektem nieudanej rozmowy. Doprowadzić do niego może także milczenie. Ten strach trapi nas wszystkich.
Mimo że nie byłam na początku przekonana do tej historii – spodziewałam się raczej karykaturalnych pogoni 70-latków za młodością – już po paru stronach zrozumiałam swój błąd i naprawiłam go, oddając Współczesnej rodzinie moje serduszko. Nie tylko dlatego, że Helga Flatland jest Norweżką, a ja mam słabość do tego kraju. Mam słabość do dobrych książek, a Współczesna rodzina jest wręcz zachwycająca. Czytajcie!
tytuł: Współczesna rodzina
przekład: Karolina Drozdowska
wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
miejsce i rok wydania: Poznań 2019
liczba stron: 350
format: 211 × 142 mm
oprawa: twarda