Alternatywa wobec mainstreamu
Polska scena muzyczna pełna jest ciekawych artystów. Nie znajdziemy ich jednak na pierwszych stronach gazet między zdjęciami Edyty Górniak i Dody. Prawdziwe perełki muzyczne stronią od mainstreamu i tworzą w podziemiu.
We wrześniu miałam okazję porozmawiać z Rafałem Iwańskim – jedynym torunianinem w bydgoskim zespole Alameda 5. Muzyk zdradził mi, że każdego roku starają się zagrać przynajmniej jeden koncert w Toruniu i w Bydgoszczy. Występ w Toruniu odbył się pod koniec października w klubie NRD. To wydarzenie nie mogło mnie ominąć, gdyż z Bydgoszczy, stolicy polskiej alternatywy, wywodzi się wielu intrygujących twórców – jak choćby członkowie kolektywu Milieu L’acephale. To grupa zrzeszająca muzyków z Polski tworzących z dala od mainstreamu. By pojąć ich wizję artystyczną, trzeba zrozumieć ich interpretację surowości jako tego, co „niepochwytne, co wymyka się ekspansji zachodniej subiektywistycznej racjonalności, dla której człowiek jest duchową osią, dookoła której obraca się niemy świat”. Od mojej przeprowadzki do Torunia wypatruję każdego koncertu owych instrumentalistów, ściśle współpracujących z oficyną wydawniczą Instant Classic.
Najpiękniejsze momenty na koncertach artystów z kolektywu Milieu L’acephale następują, gdy wśród półmroku i otaczających mnie ludzi zamykam oczy. Odcięcie się od zmysłu wzroku i wyczuwalna energia innych osób daje możliwość doświadczania muzyki w zupełnie inny sposób. Kompozycje mogą wprowadzić odbiorcę w pewien rodzaj transu. Przeżycia, jakich doznaję, wolna od wrażeń wzrokowych, są naprawdę niezwykłe. Nie sposób ich porównać do tych, które odczuwamy podczas słuchania muzyki z nośników cyfrowych czy nawet analogowych. Co prawda, każdy z nich ma swoją specyfikę, nic jednak nigdy nie zastąpi dobrego koncertu.
Ilekroć nie uczestniczyłabym w Toruniu na koncertach zespołów wydawanych przez Instant Classic (jak choćby Jahna/Mazurkiewicz/Buhl, Lonker See czy właśnie Alamedy 5), zawsze mnie zachwycały. Wytwórnię stworzyli dwaj przyjaciele, Maciej Stankiewicz i Arek Młyniec. Pierwsze wydawnictwo labelu to solowy projekt X-NAVI:ET wcześniej wspomnianego Rafała Iwańskiego. Każde wydawnictwo Instant Classic zaskakuje – nie łączy ich bynajmniej styl muzyczny, gdyż spektrum gatunków jest naprawdę szerokie: od metalu aż po ambient.
Co tu dużo kryć, krakowska oficyna ma nosa do świetnych albumów. Jako przykład można podać choćby drugi longplay zespołu Lotto Elite Feline, który Gazeta Wyborcza uznała za jeden z najciekawszych w 2016 roku, czy głośny projekt Stara Rzeka, dostrzeżony przez Johna Dorana, redaktora naczelnego opiniotwórczego portalu „The Quietus”. Twórcę Starej Rzeki, Jakuba Ziołka, możemy śmiało nazwać muzycznym reprezentantem Polski na międzynarodowej arenie. Płyta Cień chmury nad ukrytym polem, dostrzeżona przez zachodnich krytyków, otwarła drzwi do wielkiej przygody Ziołka. Bydgoski muzyk systematycznie koncertuje poza Polską, a jego projekty takie jak Innercity Ensemble czy Alameda 5 zbierają dobre recenzje od zagranicznych krytyków.
Dzięki sukcesowi Starej Rzeki krakowski label stał się szerzej rozpoznawany i ceniony na całym świecie. Instant Classic zaczęło zdobywać coraz liczniejszych zwolenników poza granicami kraju. Jeśli się nie mylę, mają ich nawet więcej, niż w samej Polsce, co mnie aż tak bardzo nie dziwi – na palcach dwóch rąk mogę policzyć znajomych, którzy znają wydawnictwa krakowskiej oficyny. Nie widzę też większej możliwości zmiany – nie w kraju, gdzie 20% społeczeństwa deklaruje, że disco polo jest ich ulubionym gatunkiem muzycznym.
Niejednokrotnie prasa rozpisywała się o polskich artystach, którym nie udało się na zagranicznym rynku muzycznym, jak chociażby Tatianie Okupnik i Edycie Górniak. Artystki te niczym nie wyróżniają się na tle zagranicznych twórców. Nie tu upatrywałabym naszej siły. Mocny punkt Polaków stanowią choćby zespoły metalowe. Każdy już zapewne słyszał o zespołach Behemoth czy Vader, ale warto wspomnieć także o Mgle, Furii i Batushce, zyskujących coraz większą popularność. Metal karmi się lokalnością, co sprawia, że na zachodzie jest oryginalny i unikatowy. Tak samo jest z bydgoską sceną alternatywną, która wyrosła na muzyce yassowej – ma ona swój niepowtarzalny klimat. Jeśli chcemy rozpatrywać muzykę w kategorii „komu się udało”, to warto spojrzeć nie na polski mainstream, ale podziemnie, kryjące jeszcze wiele nieodkrytych perełek.