Dziesięc kochanek filmu

Jak tragedię łóżkową zamienić w komedię miłosną

Hugh Laurie. Któż o tym Panu nie słyszał! Dla szerszej publiczności, nieprzywiązującej wagi do nazwisk aktorów wcielających się w ich ulubieńców, to po prostu doktor House. W rzeczywistości jednak jest on kimś więcej niż tylko gburowatym medykiem wymagającym nieustającej opieki lekarskiej. To wręcz człowiek renesansu o niezwykle barwnych zainteresowaniach, które przekładają się na wiele nietuzinkowych i bardzo zróżnicowanych inicjatyw.

Za niespełna miesiąc szczęśliwcy posiadający odpowiedni świstek papieru będą mogli na żywo podziwiać jeden z talentów Laurie’ego, artysta zaprezentuje bowiem w Sali Kongresowej materiał muzyczny ze swoich dwóch bluesowych płyt – Let Them Talk (2011) i Didn’t It Rain (2013). Płyt, według znawców gatunku, bardzo dobrych, ale chyba nie lepszych od książki Sprzedawca broni, wydanej w Polsce w 2008 roku. To powieść szpiegowska, ale daleko jej do schematycznych rozwiązań, gdyż intryga jest okraszona nieprawdopodobnie dużą dawką humoru – oczywiście angielskiego. I nic dziwnego, ponieważ Laurie ma na tym polu sporo osiągnięć. Rozpoznawalność w Wielkiej Brytanii zawdzięcza przede wszystkim występom w sitcomie Czarna żmija u boku samego Rowana Atkinsona. Następnie przyszedł czas na dwie absurdalnie śmieszne serie kreowane wraz ze Stephenem Fryem – Jeeves and Wooster oraz A Bit of Fry and Laurie.

Jeśli chodzi o biznes filmowy, odtwórca roli doktora House’a może poszczycić się doświadczeniem  dubbingowym, reżyserskim, scenopisarskim i produkcyjnym. Aktorskim również, rzecz jasna –  poza rozwiązywaniem zagadek medycznych na małym ekranie Laurie między innymi kradł dalmatyńczyki dla pewnej demonicznej pani i usynowił malutką mysz imieniem Stuart. Ma na swoim koncie także inną, mało wyszukaną rolę. I tu w końcu (po nadmiernie rozbudowanym wstępie) dochodzimy do meritum sprawy, a mianowicie do filmu Maybe Baby. To dla Laurie’ego jeszcze projekt przedhouse’owy (2000 rok), ale i tak to właśnie on jest jego główną gwiazdą, tym bardziej że nie tylko zagrał głównego bohatera, lecz także pomagał Benowi Eltonowi w reżyserii kilku scen.

Ktoś może zapytać, dlaczego akurat Maybe Baby ma reprezentować Muzę Erato w filmie. Ano dlatego, że ten obraz mówi o miłości, i to miłości uwikłanej w różnego rodzaju okoliczności, które musi a to likwidować, a to pielęgnować. Poza tym wiele osób kocha Hugh Laurie’ego i większość tych osób nie może pójść na jego koncert, więc musi sobie to jakoś odbić – na przykład angażując go w swój najnowszy artykuł.

Zresztą Maybe Baby to po prostu film godny polecenia. Jest tak przede wszystkim ze względu na porządną dawkę bardzo specyficznego humoru. Wyobraźcie sobie tylko, moi mili, Rowana Atkinsona w roli nawiedzonego ginekologa! Strojenie nad rozłożonymi nogami kobiety min rodem z Jasia Fasoli i do tego olbrzymie, metalowe narzędzia tortur, żywcem wzięte ze średniowiecza. Perfekcyjna kombinacja! Dodatkowo sam Hugh Laurie, grający męża kobiety owładniętej obsesją posiadania dzieci (Joely Richardson), objawia się jako mistrz dowcipu. Jego ironiczne komentarze to siła napędowa całego filmu, którego same już początkowe sekwencje zapowiadają przednią zabawę. Scenariusz obfituje w humorystyczne perełki. Dobrym na to dowodem jest doskonała scena, w której pan Bell (Laurie) słucha wyników badania swego nasienia – jego męskość wisi na włosku i w trakcie kilku minut bohater przechodzi od stanu totalnego samoupodlenia do najwyższego poziomu samouwielbienia.

Ogólnie rzecz biorąc, fabuła oparta jest na historii małżeństwa starającego się o potomstwo. Pani Bell jest przedstawiona wręcz karykaturalnie – to kobieta całkowicie opanowana przez hormony, tracąca zdrowy rozsądek w poszukiwaniu skutecznej metody poczęcia. Osobiście nie przepadam za płcią niewieścią, a już tak ekstremalne jej przedstawianie sprawiało, że często na usta cisnęły mi się inwektywy. Zwłaszcza wymaganie od biednego męża aranżowania romantycznych chwil, adekwatnych do magii tworzenia nowego życia, wydaje się absurdalne w zestawieniu z praktykami mechanicznego wręcz spółkowania, połączonego z przerażającym rytuałem mierzenia temperatury, pilnowania dokładnego czasu jajeczkowania oraz wybierania jedynych właściwych pozycji w trakcie i po. Chociaż z drugiej strony, jak można nazywać mężczyznę „biednym”, jeśli żona wyciąga go z pracy tylko w jednym celu? Seks, seks, seks… W filmie jest go dużo i nadal nie mogę się zdecydować, czy to dobrze, bo estetyka kilkanaście lat temu różniła się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni dzisiaj – nie było takiej dosadności i wulgarności – ale też ciężko jest oczekiwać uwznioślonego piękna, tym bardziej, że wszystko jest przecież obudowane komedią.

Proza życia w połączeniu z szalejącymi hormonami wprowadziły do filmu także wątek zdrady. Oto w pracy pani Bell pojawia się pan Doskonały. Przystojny, aktor, kocha poezję, troskliwy, uważny, elegancki. I zainteresowany panią Bell. Całkowite przeciwieństwo męża. Czy doszło do niemoralnego aktu, czy do niego nie doszło – nie będę zdradzać. Ważne jest to, że paralelnie w filmie rozwija się ten sam motyw, lecz pozbawiony dobrze znanego schematu. Otóż bohater grany przez Hugh Laurie’ego w pewnym momencie orientuje się, że jego małżeńskie perypetie to doskonały materiał na scenariusz filmowy! Problem tworzy się, gdy jego żona nie pozwala zrobić narodowej komedii z ich prywatnej tragedii, ale Bell i tak realizuje później swój pomysł. Z jednej strony mamy więc żonę szukającą oparcia w innym mężczyźnie, a z drugiej męża, dla którego uczucia najbliższej mu istoty są mniej warte niż samorealizacja w pracy – i zagwozdka etyczna gotowa.

Jaka jest Miłość w Maybe Baby? To Miłość konkurująca z poplątanym życiem erotycznym i pokusami kariery zawodowej, Miłość starająca się pielęgnować związek małżeński, likwidująca przeszkody, których wraz z rozwojem akcji rodzi się mnóstwo. Do tego film w filmie. I nieokrzesana jeszcze aparycja Hugh Laurie’ego, choć już w pełni wykształcony talent komediowy. Mnie wystarczył ten ostatni argument, by włączyć Maybe Baby, i nie żałowałam. A co Wy zrobicie?



Tytuł: Maybe Baby
Reżyseria: Ben Elton, Hugh Laurie (niewymieniony w czołówce) Scenariusz: Ben Elton Obsada: Hugh Laurie, Joely Richardson, Adrian Lester, James Purefoy, Rowan Atkinson
Czas trwania: 1 godz. 50 min.
Gatunek: komedia romantyczna
Premiera: 2 czerwca 2000 (świat), 17 listopada 2000 (Polska)
Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %