Kultura w dymkach

Komiksowa prasówka

Tak to już jest z wielbicielami komiksów (i najróżniejszych innych dziedzin kultury), że nie wystarcza im bezpośrednie obcowanie z obiektami swego podziwu – wciąż pragną więcej i więcej. Spotykają się więc na konwentach, tworzą fanpejdże, czytają recenzje, kolekcjonują figurki. I sięgają po czasopisma – w ten sposób zapewniają sobie stały, cykliczny kontakt z ulubionym medium i wszystkim, co się z nim wiąże. A jak wygląda sytuacja na polskim rynku? 

Co było, a nie jest

Komiks na rynku polskim istnieje nie od dzisiaj, więc mówi się o nim i pisze już od dawna. W zamierzchłej oraz tej trochę bliższej przeszłości magazyny o tematyce poświęconej historyjkom obrazkowym powstawały dosyć często, a niektóre z nich na pewno rozpoznaliby nasi rodzice, nawet jeśli nie byli oni wielkimi fanami tej sztuki. Niektóre czasopisma po prostu się czytało, ponieważ w PRL-u cenne były wszelkie dostępne formy rozrywki.

Kultowym przykładem wydaje się „Relax”, wydawany w latach 1976-81. Przewinęły się przez niego największe ówczesne sławy, na stałe wpisane w panteon polskiego komiksu. Lista nazwisk jest długa, nie zaszkodzi jednak przywołać choćby jej skromną reprezentację: Janusza Christę, Grzegorza Rosińskiego, Jerzego Wróblewskiego, Tadeusza Baranowskiego, Andrzeja Mleczkę czy Bogusława Polcha. Ci, którzy z czasopismem nie mieli nigdy do czynienia, a chcieliby zakosztować wirtualnej podróży w czasie, mogą sięgnąć po wybrane plansze dostępne online  na fanowskiej stronie „Relaxu”. Nieco świeższym tytułem był „Świat Komiksu”, dostępny od 1998 do 2005 roku, który dostarczał swoim czytelnikom teksty publicystyczne, recenzje oraz komiksy. Teraz wspomnienie tego czasopisma figuruje w nazwie imprintu wydawnictwa Egmont – mowa o Klubie Świata Komiksu. W tym roku KŚK będzie świętował okrągłą rocznicę – tysięczny wydany album, którego tytuł na razie jest niespodzianką, ale rąbek tajemnicy zostanie uchylony podczas Pyrkonu.

Dla polskiego środowiska komiksowego typowe było i jest to, że wiele spraw organizują fani dla fanów. Taka sytuacja ma dużo plusów, ale znajdą się również minusy. Największy z nich: rzeczy powstają i upadają, mnożą się z niczego i odchodzą w niebyt. To samo tyczy się wydawnictw oraz magazynów, a przykładów można wymieniać wiele. Ja wybrałam dwa, zupełnie autorytarnie. Pierwszy to bydgoski „Produkt”, który dokonał żywota w 2004 roku, po wypuszczeniu 23 numerów. Jest on ważny i ciekawy choćby dlatego, że na jego łamach powstały i pięknie się rozwinęły takie projekty jak Osiedle Swoboda Michała Śledzińskiego (redaktora naczelnego) czy WILQ Superbohater braci Minkiewiczów. Drugim pismem, o którym chcę wspomnieć, jest „Ziniol” (początkowo „Zino”) Dominika Szcześniaka. W wersji papierowej ukazały się 52 numery, ostatni w 2013 roku, ale nie był to koniec ostateczny, ponieważ magazyn istnieje wciąż w „kontynuacji cybersferycznej”, pod postacią internetowego bloga



Dla młodszych i jeszcze młodszych

Od wielu lat w kioskach można kupić magazyny, które wychowują kolejne pokolenia komiksomaniaków. „Kaczor Donald”, „Gigant”, „Gigant Mamut” i „Megagiga”, a także liczne inne tytuły wydawnictwa Egmont to bardzo dobry start dla małych nerdów. Bohaterowie Disneya w różnych odstępach czasu (niestety coraz dłuższych) wprowadzają najmłodszych do świata opowiadanego obrazem, przy okazji kusząc dowcipami, zagadkami, eksperymentami i gadżetami. Dla starszych czytelników perfekcyjny jest „Smash!”. To magazyn o komiksie i popkulturze, całkiem świeży, bo liczący sobie dopiero 4 numery. Może pochwalić się bardzo ciekawą zawartością: newsami, recenzjami, tekstami publicystycznymi, wywiadami, komiksami. Estetyka oraz dołączone plakaty sugerują target młodzieżowy, jednak osoby już dotknięte piętnem dorosłości, ale dopiero zaczynające przygodę z komiksem, znajdą w nim dobry przewodnik – tym bardziej, że teksty pisane są przez prawdziwych profesjonalistów i znawców tematu.


W świecie otaku

Chyba najszerzej reprezentowaną dziedziną komiksu w prasie jest manga – zapewne dlatego, że może się ona pochwalić bardzo dużym i aktywnym fandomem. Najsolidniejszym tytułem zdecydowanie nazwałabym „Otaku”, pojawiający się w salonach prasowych co dwa miesiące. W środku można znaleźć bardzo ciekawe działy, poświęcone nie tylko komiksowi i anime, lecz także azjatyckim książkom i wciąż egzotycznej kulturze (artykuły z nauką pisma!) oraz tzw. Offroad, na który w ostatnim numerze składają się teksty o poradnikach typu „jak żyć po japońsku”, o konflikcie Supermana z Son Goku czy japońskim wydaniu Tolkiena. Bardzo słodkim i wzruszającym elementem jest dołączony plakat (Czarodziejki z księżyca <3) i „otakucorner”, w którym publikowane są materiały nadsyłane przez czytelników.

Poza tym na rynku już od 2008 roku działa kwartalnik „Arigato”, zajmujący się różnymi dziedzinami kultury popularnej z Azji, oraz „Haru” – świeżynka (drugi numer ukaże się w maju) o jeszcze szerszej problematyce, do artykułów o kulturze i sztuce dodająca także dział kulinarny.

Specyficzne dla magazynów o mandze jest duże zaangażowanie fanów i tytuły tworzone dosyć amatorsko. Przykładem może być dwumiesięcznik „Kyaa!”, prowadzony właśnie przez fanów dla fanów, który zawiera przede wszystkim recenzje komiksów i anime. Wartość estetyczna może nie zachwyca, a niektóre artykuły mogą odstraszyć blogerską stylistyką, niemniej jednak ich największą zaletą jest zapewne budowanie wspólnoty i bezpośrednie uczestnictwo w uwielbianej kulturze. To samo dotyczy darmowego, internetowego magazynu „Mangamix Neo” – publikowane są tam prace polskich twórców, w przeważającym stopniu debiutantów i amatorów. Dzięki temu mają oni dla siebie miejsce, gdzie mogą spróbować własnych sił i porównać umiejętności z mangakami na tym samym poziomie.


Co jeszcze w prasie piszczy

Jeśli natomiast chodzi o bardziej standardowe tytuły prasowe w Polsce, to nadal znajdziemy duży ich wybór. Regularnie co miesiąc ukazuje się „Fantasy Komiks” – jak sama nazwa wskazuje, znajdziemy w nim albumy, paski i artykuły z dziedziny komiksu fantasy. Komiksem superbohaterskim zajmuje się z kolei „SuperHero”, miesięcznik dostępny w wersji papierowej i elektronicznej, którego wydania podporządkowane są konkretnym pomysłom tematycznym (najnowszy numer w całości poświęcony Deadpoolowi!).

Dalej mamy „Strefę Komiksu”, czyli pismo wywodzące się z działu komiksowego „Magazynu Fantastycznego”. Kolejne numery albo prezentują tematyczne antologie, albo pojedyncze albumy, okraszone dodatkami w postaci wywiadów, rysunków i tekstów publicystycznych. Pod koniec kwietnia ma także zostać reaktywowany „Znakomiks”, którego ostatni (czternasty) egzemplarz opublikowano w 2009 roku. Na pewno warto czekać na kolejne, bo wydanie skupia ciekawe nazwiska, a poza tym zakończenia mogą się spodziewać kiedyś porzucone komiksowe serie. Interesującą publikacją jest także „Krakers” – „kruche ciasteczko dla konesera komiksów”, które przybrało formę zbioru komiksów z kraju i ze świata, nowych i archiwalnych, które wyewoluowało od 36-stronicowego czasopisma za 5,50 zł w 1997 roku do 180 stron albumu za 50 zł obecnie.

Muszę przyznać, że wchodzenie do środowiska komiksowego z zewnątrz nie jest łatwe. To świat rządzący się swoimi prawami. Świat, w którym wydawnictwa rosną jak grzyby po deszczu i upadają jak bohaterowie kreskówek w zetknięciu ze skórką od banana. Świat, gdzie bardziej aktualne informacje można znaleźć na facebookowym fanpejdżu lub prywatnym blogu niż oficjalnej stronie internetowej. Gdzie wszystko robi się na wariata, obsuwy są na porządku dziennym, plany zmieniają się nieustannie – czy to dla albumów spod znaku wielkiej sztuki, czy fanzinów powielanych na kserokopiarce. Ale to też świat, który szybko pochłania i oferuje liczne strefy komfortu dla ludzi trudniej znajdujących dla siebie miejsce w społeczeństwie. Świat – powtórzę to po raz tysięczny – wspaniale zróżnicowany i twórczy. Im więcej więc możliwości obcowania z nim, tym lepiej, dlatego następnym razem w salonie prasowym poszukajcie omówionych tytułów, a może świat komiksu wchłonie i was.

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %