PrzeczytaliśmyRecenzje

Kryminały na ochłodę

Miałam piętnaście lat, gdy w bibliotece przypadkiem wypożyczyłam kilka części Sagi o Ludziach Lodu i pomyślałam sobie: „Rety, to Trondheim musi być piękne, a norweski to chyba śmieszny język”. Wtedy próbowałam uczyć się go na własną rękę (szło mi to różnie). Oglądałam też sporo kryminałów – koniecznie ze Skandynawii – bo podobało mi się brzmienie języków tego regionu. Od tamtego czasu poznałam podstawy szwedzkiego, które dają o sobie znać podczas nauki norweskiego, ale jeden i drugi język przydaje się, gdy oglądam filmy. Serie kryminalne, rzecz jasna.

1. Seria Varg Veum – Instynkt wilka

Norweskiego detektywa z Bergen powołał do życia pisarz Gunnar Staalesen, który napisał o nim aż dziewiętnaście utworów (siedemnaście powieści oraz dwa opowiadania). Do tej pory sfilmowano dwanaście z nich – po sześć w serii.

Instynkt wilka – gorzkie kwiaty to pierwszym norweski film, który miałam przyjemność obejrzeć. Gdy córka znanej polityk Vibeke Farang zostaje uznana za zaginioną i policja wszczyna śledztwo w tej sprawie, do sprawy przypadkowo włącza się detektyw Varg Veum (Trond Espen Seim). Po pewnym czasie odkrywa on, że poszukiwana jest nie tylko córka pani Farang, lecz także jej kochanek, Karsten Aslaksen, który zniknął bez śladu. Veum odnajduje go, gdy mężczyzna ukrywa się w domku letniskowym. (Po norwesku nazywa się to ei hytte – i kryje się za tym wręcz cała kultura wyjazdów do hytte. Większość szanujących się Norwegów ma gdzieś swoją hytte, do której wyjeżdża przy każdej okazji – święta, weekend, wakacje, urlop, urodziny… Ciekawe, że z części z nich można dowolnie korzystać w trakcie, powiedzmy, wędrówki: wchodzimy do domku, nocujemy, zostawiamy po sobie porządek i idziemy dalej). Odnaleziony Aslaksen nie jest jednak w stanie odpowiadać na żadne pytania, a wkrótce okazuje się, obie sprawy wiążą się znacznie mocniej, niż mogłoby się wydawać na początku.

Plusem tej serii są dobre zdjęcia – choć trzeba wziąć pod uwagę, że Bergen należy do najbardziej deszczowych miast, wydaje mi się więc, że całkiem nieźle nadaje się do filmów kryminalnych: szare, trochę ponure, przez to tajemnicze i mroczne zarazem. Doceniam także oszczędność w środkach: unikniemy bezsensownych pościgów, wybuchów i strzelanin, a w zamian dostajemy wyrazistych i konkretnych bohaterów.

Instynkt wilka – gorzkie kwiaty otwiera serię, ale nic nie stoi też na przeszkodzie, żeby oglądać jej części w dowolnej kolejności (sama tak zrobiłam). Zdecydowanie lepszy jest Mord w Bergen, od niego więc można zacząć przygodę z Vargiem i deszczowym Bergen.

2. Trylogia Millennium

Trylogia szwedzkiego dziennikarza Stiega Larssona wzbudzała ogromne emocje. Szybko stała się też bestsellerem, czego autor niestety nie doczekał, ponieważ zmarł nagle na zawał w 2004 roku. Nakręcono szwedzkie filmy oraz serial, powstała także amerykańska Dziewczyna z tatuażem, a dwa lata temu – Dziewczyna w sieci pająka. Toczyły się liczne dyskusje, która Lisbeth jest lepsza (Noomi Rapace czy Rooney Mara?) albo który Mikael jest przystojniejszy (Daniel Craig czy Michael Niqvist? Dla mnie chyba jednak Craig!). Sprawa przycichła, dopóki szwedzki dziennikarz David Lagercrantz nie wkroczył na scenę, oznajmiając, że oto stworzył kolejną część z cyklu o Lisbeth i Mikaelu.

Dla przypomnienia: bohaterem cyklu jest Mikael Blomkvist, jeden z nielicznych uczciwych i rzetelnych dziennikarzy ze Sztokholmu. Właśnie został skazany na sześć miesięcy za zniesławienie biznesmena handlującego bronią i nieuchronnie zbliża się czas, gdy będzie musiał odbyć wyrok. Zanim to jednak nastąpi, bohater przyjmuje dziwne zlecenie od człowieka mieszkającego na wyspie na końcu świata, któremu ktoś nie daje zapomnieć o dawno zaginionej – i uznanej za zmarłą – kuzynce. Prowadząc własne śledztwo, Blomkvist zagłębia się w nazistowską historię rodu zleceniodawcy, a pomaga mu genialna, choć nieco dziwna, hakerka Lisbeth Salander.

Zaletę szwedzkiej serii stanowi to, że nie jest przekombinowana, a reżyser, Niels Arden Oplev, przejął to, co stworzył Larsson – Blomkvist więc niczym szczególnym się nie wyróżnia i przypomina faceta, którego można spotkać w sklepie, a Lisbeth nie została ujarzmiona, nosi czarne ciuchy, jest mrukliwa i niebezpieczna, a zarazem serdeczna i oddana. Od czasu do czasu reżyser ujawnia jakieś fakty z życia bohaterów, które pomagają zrozumieć ich postępowanie, ale generalnie ich relacja pozostaje na tyle spokojna, że nie przyćmiewa fabuły filmu, w którym panuje przyjemna równowaga: wątek kryminalny łączy się z obyczajowym, nie mamy tutaj żenującego love story ani babcinych morałów.

3. Seria o Departamencie Q

Na koniec moja ulubiona seria, którą odkryłam przypadkiem – ale zakochałam się natychmiast. Filmową przygodę z ponurym Carlem Mørckiem i przeuroczym Assadem zaczynamy od Kobiety w klatce. W moim pierwszym tekście pisałam o Kartotece 64 (o matko, to było rok temu!), do którego – oczywiście – też odsyłam.

Departament Q ma swoją siedzibę w Kopenhadze i zajmuje się nierozwiązanymi sprawami sprzed lat. Tak jak wtedy pisałam – dla mnie jedną z największych zalet jest to, że widz towarzyszy bohaterom w rozwiązywaniu spraw, wnika w ten mroczny klimat, a jednocześnie zostają nam zaoszczędzone bezsensowne strzelanki.

Zacznijmy od początku. Główny bohaterem filmu Mikkela Nørgaarda jest detektyw Carl Mørck (Nikolaj Lie Kas), który zmaga się z traumatycznymi wspomnieniami i poczuciem winy po nieudanej akcji, w której ucierpieli jego najbliżsi współpracownicy. Przełożony Carla, wiedząc, że ten nie nadaje się jeszcze do powrotu do normalnej pracy, proponuje mu „odpoczynek” w Departamencie Q – w sprawach nierozwiązanych. Jego zadanie ma polegać na zamykaniu niewyjaśnionych dochodzeń, ale – czemu by nie – Carl Mørck ani myśli słuchać szefa i wypełniać nudnych obowiązków. Rzuca się w wir pracy i wznawia śledztwo w sprawie domniemanego samobójstwa parlamentarzystki Merete Lynggaard (Sonja Richter), a pomaga mu radosny i pozytywnie nastawiony do wszystkiego Assad (Fares Fares).

Nie zaskakuje już nikogo to, że główny bohater ma jakąś straszną przeszłość, złe wspomnienia, wypalił się zawodowo albo jest starym, nieco znudzonym wyjadaczem – lub wszystko jednocześnie. Carl Mørck idealnie wpasowuje się w ten schemat, który pewnie byłby nie do zniesienia, gdyby nie jego pomocnik Assad, który swoim humorem nadaje lekkości większości scen i przełamuje mroczną atmosferę. Assad i Carl tworzą świetny team, nawet jeśli nie chcą sami tego przyznać – idealnie się uzupełniają, i to zarówno pod względem doświadczenia zawodowego, jak i charakteru.

Film potrzebuje chwili, żeby się rozkręcić – ale warto to przeczekać. Mocniejsze sceny służą ukazaniu beznadziejnej sytuacji młodej kobiety i ukazują okrucieństwo, ale nie pełnią funkcji „przemocowego zapychacza”. Dobrym pomysłem było wprowadzenie dwutorowej narracji, dzięki której obserwujemy zmagania głównego bohatera przeplatane z przeżyciami Merete. Rozwiązanie intrygi jest inne, niż moglibyśmy się spodziewać, a surowe ujęcia i brutalność, z jaką traktowana jest ofiara, powodują ciarki na plecach.

Ponieważ dawno nie pisałam o kinie skandynawskim, pomyślałam, że na początek wybiorę trzy serie, które najbardziej przypadły mi do gustu. Poza tymi mamy jeszcze do wyboru zarówno filmy, jak i serial z serii o Wallanderze, a także Morderstwa w Fjällbace – serię sześciu filmów nakręconych na podstawie powieści Camilli Läckberg. Nie można też zapominać o pojedynczych obrazach, jak Łowcy głów czy Biały labirynt (o którym pisałam w poprzednim tekście – produkcje Nordisk Filmu).

Wakacje dobiegają końca, więc warto obejrzeć coś nowego. Osobiście przymierzam się do obejrzenia kilku norweskich seriali, bo ile mogę sobie tłumaczyć, że jeg snakker bare litt norsk („mówię tylko trochę po norwesku”)!

Może to dobry pomysł na następny raz – kto z nas nie lubi seriali? Ha det bra!

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %