Kwintesencja seksu według Blanki Lipińskiej i Pauliny Piziorskiej
Od czasu do czasu w mediach pojawia się jakaś gwiazda, pseudogwiazda lub gwiazdeczka wypowiadająca się na różne, często palące, a często pomijane przez społeczeństwo na co dzień tematy tabu. Czasami jest to kwestia molestowania, czasami mobbingu. Pojawia się również tematyka pedofilii wśród księży. Smutnym znakiem naszych czasów jest fakt, że w telewizji coraz rzadziej widuje się ekspertów – jeśli się pojawiają, to w debatach politycznych, a wtedy i tak zwykle związani są z konkretną partią. Coraz częściej natomiast mentorami niosącymi oświecenie są osoby kompletnie się do tego nienadające.
Mieliśmy jakiś czas temu ruch społeczny wywołany przez Anję Rubik, która stała się na chwilę ekspertką od seksu, jeszcze wcześniej głośno było o Michalinie Wisłockiej (która ekspertem może była, ale pół wieku temu i przywoływanie jej autorytetu obecnie uważam za śmieszne i będące jedynie sposobem zarobienia pieniędzy). W międzyczasie na scenę polskiej dyskusji o seksualności wkroczyła też Blanka Lipińska. Być może moje przemyślenia i podejście wydadzą się Wam zbyt poważne. Jednak kwestia książek Lipińskiej jest sprawą poważną, ale o tym zaraz.
Zdałam sobie zresztą ostatnio sprawę z tego, dlaczego nie poświęcamy tyle uwagi innym erotykom ukazującym się na rynku. Inne mianowicie nie mają takiego wpływu na społeczeństwo. Z tego samego powodu zajęłam się swego czasu 50 twarzami Greya – mimo prób powstrzymania się chęć zrozumienia zainteresowań tłumu przyciągnęła mnie zarówno do kina, jak i później do lektury trylogii.
W przeciwieństwie do Greya 365 dni otrzymało w prezencie poza rozgłosem całkiem niezłą redakcję oraz korektę. W związku z tym nie będę mogła przyczepić się do krzywdzenia języka polskiego. Blanka Lipińska napisała poprawną językowo książkę. Jeden punkt odhaczony. Co do recenzji samej książki – opublikowała ją moja redakcyjna koleżanka już jakiś czas temu. Nie będziemy mnożyć bytów – zachęcam Was po prostu do lektury jej tekstu.
Ja natomiast zastanawiam się nad fenomenem tej książki. Oczywiście sama popularność i liczba sprzedanych egzemplarzy wynika z medialności samej autorki, dobrze skonstruowanej promocji oraz po prostu szczęścia. Z czego jednak wynikają pozytywne recenzje czytelników? W 2020 roku, kiedy rewolucja seksualna przestaje już być wspomnieniem, a zaczyna być postrzegana jako historia, fakt, że oboje (czy też troje lub nieskończenie wielu) partnerów, niezależnie od ich płci, może czerpać przyjemność z seksu, jest takim samem truizmem jak to, że czarni są tak samo ludźmi jak biali a nie humanoidalnymi zwierzętami.
Ostatnich sto lat przyniosło ludzkości największe zmiany w historii świata – zwłaszcza na tle społecznym. Co z tego jednak, kiedy w dalszym ciągu z wypiekami na twarzy czytamy o seksie, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, a porwanie, zmuszanie do ciąży oraz bicie określamy mianem romantycznej, ale skomplikowanej relacji, no bo przecież ONA na pewno zmieni jego – oschłego, uzależnionego od narkotyków i alkoholu gwałtownika – w przykład do naśladowania dla innych mężczyzn. Na szczęście Lipińska nie pisze o powyższych sprawach pozytywnie, dlatego do samej autorki właściwie nie możemy mieć pretensji – w kwestiach moralnych trylogię należałoby uznać za raczej neutralną. Zresztą narracja prowadzona jest tutaj z punktu widzenia głównej bohaterki, zatem ewentualne wątki uznawane za szkodliwe ciężko potępiać, skoro są kwestią charakteru niezbyt inteligentnej dziewczyny. Niestety jednak pojawiają się liczne głosy ze strony czytelników, że często te powieści odbiera się jako historię romantycznej miłości.
Aby zamknąć kwestię samych wrażeń po lekturze trzech części oraz obejrzeniu ekranizacji pierwszej z nich – książka jest piekielnie nudna, opisy seksu nużą już pod koniec pierwszej części (jeśli nie w połowie) i w pewnym momencie stają się za każdym razem dokładnie takie same. Seks w dwóch książkach jest dziki i gwałtowny, a w trzeciej zamienia się go na tak zwany seks waniliowy, którego Lipińska zdecydowanie opisywać nie umie. W kwestii fabuły autorka w dużej mierze wzoruje się na Greyu – zwłaszcza jeśli chodzi o drobiazgi takie jak przezwisko nadane przez bohaterkę kochankowi, które brzmi Czarny (w Greyu jest to Szary), ale nie tylko. Mamy liczne porwania, groźby, niebezpieczeństwo, zazdrosnych byłych kochanków i intrygi oraz facetów zabiegających o względy pięknej, ale bardzo pustej kobiety.
Tym, co mnie niepokoi za każdym razem, gdy na rynek wchodzi podobna książka, jest sposób pokazywania w niej świata – zawsze prezentuje się czytelnikowi bogactwo do porzygu, każdy dzień służy zabawie, wydawaniu pieniędzy, pławieniu się w luksusie oraz pochłanianiu kolejnych jednostek alkoholu (u Blanki Lipińskiej połowa bohaterów cierpi na, oczywiście w stu procentach wypierany, alkoholizm). Ludzie być może traktują tego typu lektury jako odskocznię od rzeczywistości, być może jako inspirację do podkręcenia życia erotycznego. Ciężko mi stwierdzić i to mnie właśnie mierzi… Dlaczego czytamy takie niewiele warte książki, które nie mają szczególnie wciągającej fabuły, są w jednych kwestiach wyidealizowane, w innych makabryczne, a w kwestiach seksu przekłamują rzeczywistość?
Blanka Lipińska w wywiadach twierdzi, że wkurza ją to, że Polacy nie potrafią rozmawiać o seksie. Czy jednak ona sama to potrafi? Połykanie kutasa w całości, przyduszanie, pierdolenie się w miejscu publicznym… Czy to jest kwintesencja seksu? To jest w pewnym sensie, jeśli już, skutek naszej seksualności. Kwintesencja tkwi w naszej potrzebie bliskości i miłości do drugiego człowieka lub – w drugim przypadku – potrzeby rozładowania tkwiących w nas głęboko emocji i napięć (o podświadomej potrzebie przedłużenia gatunku nie wspominając). Rozmowa o seksie to nie tylko kwestia tego, na jaki widok się ślinimy, a na jaki robi się nam mokro czy – w przypadku panów – ciasno w majtkach. To również kwestia emocji, akceptacji własnego ciała oraz drugiego człowieka, szacunku do siebie nawzajem i chęci bycia razem – chociażby w tej jednej chwili, jeżeli nie chcemy sprowadzać wszystkiego do miłości.
Brakuje mi książek, które stanowiłyby zapis całościowo pojmowanej rzeczywistości, w której seks byłby ważnym elementem życia, ale nie decydującym o wszystkich motywacjach oraz dążeniach bohaterów. Brakuje mi książki, która ukazywałaby nie tylko przyjemność płynącą z seksu, ale także te aspekty życia i doświadczeń ludzkich, które decydują o powstawaniu odchyleń seksualnych czy też sprawiają, że nabyte traumy uniemożliwiają człowiekowi doświadczanie w łóżku i w życiu pewnych rzeczy. Brakuje mi również książki, która nie traktowałaby seksu życzeniowo, ale po prostu pokazywałaby rzeczywistość – taką, jaką mamy w Polsce teraz, nie dwadzieścia lat temu i nie wyobrażoną za lat kilka. A prawda jest taka, że seks uprawiają nie tylko pary idealnie prezentujące się pod względem fizycznym. Seks uprawiają nastolatkowie (niezdarnie i nieśmiało), zmęczeni rodzice (często ostatkiem sił), a także osoby po sześćdziesiątce – i dopiero ostatnio zaczyna się mówić o tym, że mimo sfałdowanej, pomarszczonej skóry i problemów z kręgosłupem współżycie ludzi starszych niewiele różni się od tego w wykonaniu młodzieży i również bywa ekscytujące i bardzo satysfakcjonujące. Dlaczego zatem nie przyjmujemy do wiadomości, że seks to coś zwykłego, normalnego i jednocześnie bardzo ważnego? Od wieków odpychamy od siebie ten temat, kryjąc się ewentualnie po gabinetach psychoterapeutycznych i zastanawiając się, jak przywrócić bliskość w związku.
W efekcie, zamiast wymagać od literatury opisu zbliżonego do rzeczywistości, czytamy książki, które tę rzeczywistość tak przekłamują, że potem zagubiona dorosła kobieta, tkwiąca w okowach konserwatywnej codzienności, które przyprawiają ją o frustrację, zaczyna szukać przyjemności po omacku i przykładowo zamiast po prostu otworzyć się na seks, zaczyna swoje doświadczanie przyjemności od eksperymentów dobrych dla osób doświadczonych i obytych w tych kwestiach. Nie wierzę, że literatura tak zmieniająca rzeczywistość jest dobra.
Przez chwilę myślałam poważnie o napisaniu książki erotyzowanej. Pokazywałaby ona zwykłą rzeczywistość inteligentnej trzydziestolatki, żyjącej w zdrowym i budującym związku, który nie dostarczałby jej bez przerwy dodatkowych stresów i bólu, tylko był ostoją w codziennej harówce. Moja bohaterka nie zajmowałaby się jedynie kupowaniem kolejnych ciuchów i imprezowaniem, ale także książkami, nauką języków obcych i wartościową pracą, dającą spełnienie i niepolegającą jedynie na robieniu pieniędzy. Jej mężczyzna byłby zwykłym facetem z wkurzającymi wadami, którego czasem trzeba do pewnych rzeczy zmotywować, ale jednocześnie by ją szanował i wspierał. Seks natomiast byłby wyrazem miłości, czułości i wzajemnej troski, czemu wcale nie przeszkadzałoby uprawianie go również w tak popularnym w książkach erotycznych ostrym wariancie dla zaspokojenia potrzeb innego rodzaju niż romantyczne. Orgazm nie mieściłby się zawsze w sferze niewypowiedzianej oczywistości. Na pewno nie fantazjowałabym na temat szczytowania po kilkanaście razy w ciągu kilku minut przy okazji każdego zbliżenia. Moja bohaterka miewałaby okres, bywałaby spuchnięta i zmęczona, rozdrażniona w trakcie owulacji, ale także napalona. Bo życie składa się nie tylko z idealnych form, wiele w nim również turpizmu.
Ale wiecie co? Kto by po lekturze Blanki Lipińskiej taką książkę przeczytał?