Przeczytaliśmy

Lucky Ship

Oczarował nas MS Batory – piszą w pierwszym zdaniu autorki książki. I to widać od razu. „Marsz, marsz Batory” jest albumem, w którym znajdziecie mnóstwo prywatnych zdjęć i niewiele tekstu, nie jest opowieścią w rodzaju „Batory. Gwiazdy, skandale i miłość na transatlantyku” Bożeny Aksamit. Ale to dobrze, bo dzięki temu dostajemy nieco inne spojrzenie na legendarny transatlantyk. 

MS Batory pływał pod polską banderą w latach 1936-1969. W swoją pierwszą drogę na trasie Gdynia – Nowy Jork wypłynął 18 maja 1936 roku pod dowództwem kpt. Eustazego Borkowskiego. Odbył 222 regularne rejsy oceaniczne, podczas których przewiózł ponad 270 tysięcy pasażerów. Podróżowali nim między innymi: Adolf Dymsza, Hanka Ordonówna, Kalina Jędrusik, Arkady Fiedler i Wojciech Kossak. Statek był ambasadorem Polski na świecie i prawdziwym salonem dostojeństwa.

Statek cudo, luksus, bajka. W takim starym stylu, aksamity, drewno. Piękny, by patrzeć. To się czuło, ze ten statek jest czymś nadzwyczajnym! Wszystko większe i bogatsze. Obrazy, kolumny, parkiety. (…) Korytarze, korytarze, wykładziny i dywany. Jak się wchodziło, to od razu ten luksus wchodził w oczy. Te dywany, te lustra, wszystko było piękne (s. 72-75).

Miał przydomek „Lucky Ship” – prawdopodobnie z powodu niezwykłego szczęścia podczas wojennych rejsów. Na jego pokładzie ewakuowano złoto Banku Anglii, arrasy i kosztowności z zamku na Wawelu. „Batorym” przewieziono angielskie dzieci do Australii. Skutecznie opierał się atakom nieprzyjacielskich okrętów. Po wojnie wrócił, zmodernizowany, do służby cywilnej. Teraz mógł się mierzyć najwyżej ze sztormem.

Bujało tak, że się widziało albo niebo, albo fale. A nie wiadomo, czy to morze, czy to niebo, taka fala była. Statek trzeszczał. (…) Kołysało cały czas, wiatr wiał jak licho. Nieprzyjemnie raczej było. W całej sali jadalnej kładli mokre obrusy, żeby talerze nie jeździły. Taki był wiatr (s. 130-132).

Przed wojną „Batory” gościł na pokładzie elitę II Rzeczpospolitej, po 1945 roku sporą grupę pasażerów stanowili emigranci. Jedni wyjeżdżali na zawsze, inni tylko na chwilę. W wielu przypadkach jednak te chwile zamieniały się w miesiące, lata. Niektórzy zostali w Kanadzie lub USA na zawsze, choć mieli zamiar spędzić tam tylko tyle czasu, żeby zarobić na spokojne życie w ojczyźnie.

Czuję to przygnębienie. Tę rozłąkę, te wszystkie rozstania. Tata z bratem zostali w Polsce, mama jeździła rok tu, rok tam i narzekała, że Ameryka jej dzieci podzieliła, rozerwała, tak się ta rodzina rozknociła. Dom tam stoi, wielki, rodzinny, pusty. Brat zmarł, bratowa do Ameryki wyjechała, ich dzieci też. Ja tęsknię za domem, w ogóle to chciałabym być i tu, i tam (s. 205).

Ludzie w Polsce, tubylcy, zazdroszczą, że my tu w Kanadzie mamy pieniądze. O! Bo zarobił! A nie rozumieją, że to był szok, że to się nie dzieje z dnia na dzień. Na emigracji każdy ma swoją tragedię. Ale dobrze, żeśmy to zrobili. (s. 215)

Książka zawiera na trzy rozdziały. W pierwszym zebrano wrażenia pasażerów z zaokrętowania w Gdyni, w drugim – przeżycia z rejsu, a trzeci to historie emigrantów w Ameryce. Ciekawie wygląda metamorfoza poglądów. Na początku ludzie nieraz po raz pierwszy stykają się z luksusem: posiłki są eleganckie, kelnerzy przystojni i mili, przepych na ścianach i w kajutach. Mówią, że poczuli zapach wolności. W takim luksusie spędzili 11 dni rejsu, żeby znaleźć się na nowym kontynencie i zacząć nowe życie. A to nie było z bajki jak pokład Batorego.

Myślałam, że w Ameryce dolary na drzewach rosną i że jadę do nieba. Szybko, zaraz na drugi dzień, zrozumiałam, że nie tak (s. 194).

Autorki książki – Barbara Caillot i Aleksandra Karkowska – dotarły do osobistych archiwów bohaterów opowieści: nie tylko pasażerów, lecz także członków załogi transatlantyku. Przeprowadziły ponad 50 rozmów w Polsce, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Książka jest bogata w fotografie i ma wartość zarówno kronikarską, jak i sentymentalną. „Marsz, marsz Batory” wydano pieczołowicie i na świetnym poziomie edytorskim. I choć statku już nie ma, został zezłomowany w 1971 roku, to pamiątki i wspomnienia po nim odżyły dzięki wartej pochwał Oficynie Wydawniczej „Oryginały”. Życzę sobie jako czytelnik, abyśmy mieli więcej tak dobrze wydanych książek.
autor: Barbara Caillot i Aleksandra Karkowska

tytuł: Marsz, marsz Batory
wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza ORYGINAŁY
miejsce i rok wydania: Warszawa 2019
liczba stron: 240
format: 170 x 240 mm
okładka: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    1 Comment

    1. […] czas dotykamy zimnej wody i piszemy o niej. Jak choćby wtedy, gdy zapraszamy do lektury książki o pierwszym polskim transatlantyku MS Batorym, który popłynął w rejs 222 razy. Albo o ziemi w kolorze złocistego pisaku, czyli o dawnych […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %