Przeczytaliśmy

Pamiętasz Suzina?

Dziś Jana Suzina pamiętają przede wszystkim telewizyjni widzowie urodzeni mniej więcej pół wieku temu. Należę do tej grupy i przyznam, że epokę spikerów mówiących z okienka odbiornika wspominam z pewnym rozrzewnieniem. Teraz zastąpiono ich bezdusznymi elektronicznymi informatorami, włączanymi w dowolnym momencie pilotem.

Jak Suzin rozpoczął pracę w telewizji 26 listopada 1955 roku, tak zakończył ją dokładnie 41 lat później 26 listopada 1996 roku. Wychodząc z pracy, powiedział: „Życzę państwu dobrej nocy” i… już do studia nie wrócił. Można rzecz, że wraz z jego odejściem telewizja straciła sporo szyku i elegancji. Zresztą nie tylko Suzin wnosił do domów telewidzów swego rodzaju dostojność i dystyngowane maniery, bo o niezwykły poziom każdego „wejścia” dbali wszyscy spikerzy. Czynili z telewizji wykwintnego gościa, który przez to stawał się ważny, a na dodatek mógł wpływać na zwyczaje gospodarzy.

Jan Suzin trafił do telewizji dzięki zbiegowi okoliczności. Spotkał pewnego dnia Olgę Lipińską, swoją znajomą, i ta zasugerowała mu wzięcie udziału w naborze do rodzącej się wtedy polskiej telewizji. Poszedł na przesłuchanie bardziej z ciekawości niż autentycznej chęci pracy. Był z wykształcenia architektem i jego przyszłość zdawała się mieć kształt deski kreślarskiej. Chciał jednak zobaczyć studio, z którego nadawany jest program. Ku swojemu zaskoczeniu okazał się jednym z dziesięciu kandydatów, którzy zostali wybrani spośród dwóch tysięcy chętnych. A egzamin łatwy nie był choćby z powodu wymagającej komisji. Jej przewodniczącym był Władysław Sheybal (aktor, który zagrał w Pozdrowieniach z Rosji, filmie z serii o przygodach Jamesa Bonda). Szefem prób kamerowych był Adam Hanuszkiewicz, wybitny polski reżyser i aktor. Podczas egzaminu Suzin wyrecytował opis zalet urody Izabeli Łęckiej z Lalki, a potem nadszedł czas na zadanie specjalne.

„– Mamy awarię w programie. Jest dziura. Niech pan spróbuje ją załatać.

Pełne zaskoczenie. Ale po chwili już mówiłem:

Mam przyjemność państwa zawiadomić, że telewizja właśnie sprowadziła z Paryża całą serię filmów dla dorosłych, które już od jutra nadawane będą w późnych godzinach nocnych.

Chóralny śmiech jurorów dotarł do studia nawet przez szybę”. (s. 18-19)

W ten sposób Suzin zaskarbił sobie przychylność komisji i pracował w telewizji ponad 40 lat. W książce Nieźle się zapowiadało wspomina koleżanki i kolegów, przede wszystkim Edytę Wojtczak i Eugeniusza Pacha, ale także: Krystynę Loskę, Irenę Dziedzic i Czesława Nowickiego „Wicherka” (przyjaciele nazywali go Sławkiem), który brawurowo zapowiadał pogodę na następny dzień. Wiąże się z nim anegdota, którą opowiada Suzin.

„W pewnym momencie Genio, który zawsze miał pomysły, spytał od niechcenia:

– Sławek, a co byś zrobił, gdyby ci nagle na wizji opadły portki?

„Wicherek” chyba odpowiedział, że w ogóle sobie tego nie wyobraża. (…)

Kilkanaście minut później, kiedy „Wicherek” opowiadał już przed kamerą o swoich wyżach i niżach, Gienio wstał, rozpiął marynarkę i poczołgał się ku niemu po podłodze. Nim się Sławek zorientował, już Genio – niewidoczny dla widzów, bo Sławek był skadrowany w bliskim planie – rozpiął mu pasek i zaczął majstrować przy guzikach”. (s. 64)

Książka pełna jest podobnych anegdot i wspomnień chwil zabawnych, ale także nieśmiesznych, kiedy Suzin opowiada o stanie wojennym. Niewiele brakowało, a oprócz lektorów „Dziennika Telewizyjnego”, widzowie zobaczyliby w mundurach Ludowego Wojska Polskiego także spikerów. Tylko dzięki przytomności umysłu i sprytowi autora wspomnień prezenterzy mogli występować w cywilnych ubraniach. Suzin zapytał bowiem wojskowych komisarzy, który wówczas przejęli nadzór nad TVP, czy wyobrażają sobie Edytę Wojtczak w mundurze?

Suzin ze swoim niskim, bardzo męskim głosem nie mógł być jedynie prezenterem. Bardzo szybko zaproponowano mu czytanie list dialogowych do zagranicznych filmów. Najczęściej jego głos usłyszeć można w westernach. Lektorem filmów był nie byle jakim. Sam przyznaje we wspomnieniach, że kilka razy zdarzyło mu się osiągnąć niemożliwe: nagrać listy dialogowe do dwudziestu filmów pełnometrażowych w trzy dni. Wszystko a vista, czyli bez uprzedniego przeczytania tekstu. W sumie jego głos można usłyszeć w kilku tysiącach filmów.

Książka jest napisana lekkimi zdaniami, ale wyczuwa się w nich swoistą dostojność i klasę. Suzin nie stara się przypodobać czytelnikowi, ani z nim flirtować. On właściwie jest taki, jakiego pamiętamy go z okienka telewizyjnego – elegancki, dobrze wychowany i bardzo autoironiczny. Było w nim coś, czego nie mają dzisiejszy prezenterzy, których zresztą w telewizji jak na lekarstwo. Dawniej spiker był gościem w domu, takim, który mówił „dzień dobry” i całował w rękę gospodynię. Dziś większość ludzi mówiących do nas z ekranu to jakby odsłony kolejnej reklamy. Suzin i jego koleżanki i koledzy byli inni. I za tę inność moje pokolenie widzów ich kochało. Może też za to, że, co sam przyznawał, zawsze mówił do jednego człowieka. Każdy wyobrażał sobie, że właśnie do niego.


autor: Jan Suzin
tytuł: Nieźle się zapowiadało
wydawnictwo: Arkady
miejsce i rok wydania: Warszawa 2021
liczba stron: 184
format: 145 x 230 mm
okładka: miękka z obwolutą

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %