Przeczytaliśmy

Apo pu ise. Ciemniejsza strona Grecji

Nigdy nie byłam w Grecji. Planowałam to zmienić w tym roku, ale szalejąca dla odmiany Delta i równie niemożliwe temperatury (dochodzące do 40 stopni!) pokrzyżowały mi plany i ten piękny kraj musi poczekać na bardziej sprzyjające warunki. Na szczęście lektura książek Dionisiosa Sturisa nie musiała na nic czekać, a dzięki uprzejmości Wydawnictwa Poznańskiego mogłam za jednym razem przeczytać jego dylogię – i Grecję. Gorzkie pomarańcze, i Zachód słońca na Santorini.

Od Gorzkich pomarańczy nie mogłam się oderwać, czytałam je w każdej wolnej chwili – w autobusie, podczas gotowania obiadu, w przerwie serialu, w pociągu i przed snem. Zachwyciło mnie to, ponieważ – mówiąc szczerze – o Grecji wiem niewiele, tyle co wyniosłam ze szkoły. Trochę literatury, trochę faktów geograficznych. Poznałyśmy się nieco bliżej podczas pisania magisterki, a ponieważ pisałam o micie labiryntu, to łatwo się domyślić, gdzie chciałabym pojechać i co zobaczyć. Dzięki autorowi wiem teraz znacznie więcej, choć zwłaszcza Zachód słońca na Santorini mnie przeraził i mam wrażenie, że nieco pozbawił i tak nadwątlonej wiary w ludzi.

Ale może od początku. Grecja – pomijając małe greckie wakacje Polaków, fetę i oliwki – raczej kojarzy nam się pozytywnie. Jest ładnie, w miarę tanio, można się najeść i poopalać w pięknej scenerii. Dziesięć lat temu zrobiło się o niej głośniej ze względu na gigantyczny kryzys ekonomiczny. Trochę nas to powkurzało, trochę skorzystaliśmy, trochę to zignorowaliśmy, przecież Grecja jest daleko, dajcie spokój, kogo to obchodzi. W 2015 roku zrobiło się ponownie głośno i znów częściowo to zignorowaliśmy – z Syrii zaczęły napływać masy uciekających ludzi, szukających ratunku i wytchnienia w Europie. Wybuchł wtedy ogólnoeuropejski konflikt, który poróżnił nas do dzisiaj – podzieliliśmy się na tych, którzy uchodźcom chcieli pomagać, i na tych, którzy chcieli ich zawracać. Choć nie obyło się bez ignorancji: Grecja jest daleko, niech sobie z nimi radzi, dajcie spokój, kogo to obchodzi.

Zachód słońca na Santorini to bardzo poruszająca i trudna lektura. Nie czytało mi się jej już aż tak szybko, czasami bardzo mnie to bolało, czasami bardzo się denerwowałam i miałam dosyć gatunku ludzkiego. O Złotym Świcie wcześniej słyszałam niewiele, coś tam kojarzyłam, że to kolejna prawicowa partia, Grecja dla Greków, stały schemat. Dopiero Sturis pokazał, że za – wydawałoby się – wyświechtanym mottem stoi odważne i bardzo brutalne działanie, członkowie partii (!) bowiem nie wahali się używać kijów, noży, kastetów czy innej broni, by pokazać imigrantom, gdzie ich miejsce. Bez względu na to, czy dotarli oni do Grecji miesiąc czy pół wieku temu. Bycie imigrantem nie było jedyną przewiną, wystarczyło też być po prostu „niewystarczająco” greckim, jak np. lewicowy raper Pawlos Fisas, którego członkowie Złotego Świtu zamordowali na ulicy w 2013 roku. Fisas, niestety, nie był ich jedyną ofiarą. Jego zabójstwo jednak poruszyło kraj na tyle, że w końcu coś drgnęło: doszło do bezprecedensowego procesu, podczas którego na ławie oskarżonych zasiadło kilkudziesięciu członków partii. Wyrok, na szczęście, był słuszny: partię uznano za organizację przestępczą, a większość jej członków skazano na długi pobyt w więzieniu.

Książka Sturisa to nie tylko opowieść o przestępczości prawicowej partii, lecz także oddanie głosu uchodźcom z Bliskiego Wschodu i Afryki, którzy zdecydowali się na opuszczenie swojego kraju, by ratować życie swoje i bliskich. To opowieści o rodzinach i ich tragediach: nie każdemu udało się przeprawić pontonem do Grecji, nie każda rodzina mogła się połączyć na bezpiecznym greckim brzegu. Celem autora było ukazanie, że życie nie jest tak czarno-białe, jak pokazują nam (zwłaszcza prawicowe) media, że uchodźcy też mają twarze, historie i swoje tragedie. Wydaje się – przecież to oczywiste. Po co o tym pisać? Wydarzenia udowadniają, że takie rozmowy, książki i opowieści nadal są potrzebne, nie tylko u nas w Polsce, ale na całym świecie. Nie chcę wpadać w przesadne moralizatorstwo, nie o to chodzi, Sturis po prostu zachęca do zrobienia rachunku sumienia i rozliczenia się – i jako jednostki, i jako kraj.

W tym wszystkim jest też jego osobista historia. W Gorzkich pomarańczach dowiadujemy się, że urodził się w Grecji i pierwsze kilkanaście miesięcy spędził w tym kraju. Z powodu przemocy w rodzinie jego matka zdecydowała się na opuszczenie męża i dramatyczny powrót do rodzinnego kraju. Dla dorosłego Sturisa podróże do Grecji to coś więcej niż sprawy zawodowe czy turystyczne. To także okazja do pogodzenia się z przeszłością, zrozumienia swojego losu i jednocześnie uwolnienia się od cienia ojca, który przez całe życie gdzieś tam się czaił. Uderzający jest chory układ w greckich rodzinach – mężczyzna zazwyczaj jest bezkarny i beztroski, wszystkie winy spadają na kobiety: matki, żony, siostry, babki czy ciotki. To one odpowiadają za panów, spłacają ich długi i prostują sprawy. Podobnie było w rodzinie Sturisa – zaniedbania ojca wyjaśniały ciotka Sułtana i matka autora. Konfrontacja z ojcem jest jak deszcz po niezwykle upalnym dniu – przynosi w końcu oczyszczenie i spokój.

Zachód słońca na Santorini to skomplikowany, wielowarstwowy reportaż, w którym przewija się pytanie Apo pu ise? (Skąd pochodzisz?). To właściwie podstawa rozmowy w Grecji – zaczynamy od umiejscowienia rozmówcy w konkretnym miejscu (wioska, rodzina, okolica), a potem przechodzimy do innych tematów. Wydaje się to niewinne, w przypadku części poświęconej Złotemu Świtowi to pytanie zwykle zwiastowało kłopoty. Autor, poprzez przytaczanie różnych historii imigrantów, chce pokazać, że ojczyznę możemy wybrać. Ojczyzna to nie tylko kraj, w którym się urodziliśmy – może to być inne miejsce, w którym żyjemy, czujemy się bezpiecznie i  „na miejscu”. Sturis też próbuje odpowiedzieć na to pytanie, poszukując własnego ja. W końcu mu się to udaje, a zakończenie książki jest rozczulająco przyjemne i tchnące spokojem.

Nie chodzi o to, by zmienić nastawienie do Grecji – niech nadal kojarzy nam się z dobrymi sprawami, smacznym jedzeniem, beztroską, pięknem i kolebką cywilizacji. Zachód słońca na Santorini przypomina, że za greckimi wakacjami kryje się coś więcej, że Grecja, tak jak każdy kraj, też ma swoje ciemne strony. Sama osobiście patrzę na nią nieco inaczej, ale była to zdecydowanie pouczająca podróż.


autor: Dionisios Sturis
tytuł: Zachód słońca na Santorini
wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
miejsce i data wydania: Poznań 2021
liczba stron: 398
format: 140 × 210 mm
oprawa: zintegrowana

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %