Po co cierpienie? Poetycki poradnik
My, ludzie, nie lubimy cierpienia. Nasza epoka nie znosi go wyjątkowo, wszystko bowiem ma być ładne i uśmiechnięte, jak próbują nas przekonać mass media. Nawet wielu z tych, którzy roztropnie tłumaczą, że nie musimy być idealni, uważa cierpienie za przeszkodę w drodze ku szczęściu. Należy ją odrzucić. Ci bardziej realistyczni powiedzą: przeboleć i odrzucić.
Czy naprawdę cierpienie nie ma żadnej wartości i należy nim gardzić jak robakiem? Czy trzeba od niego uciekać w panice? Przecież każdy jest na nie w jakimś stopniu skazany. Jak powiada starożytny mędrzec, Wszystko ma swój czas, / i jest wyznaczona godzina / na wszystkie sprawy pod niebem: / Jest […] / czas płaczu i czas śmiechu, / czas zawodzenia i czas pląsów (Koh 3, 1-2.4). Może więc dałoby się z cierpieniem zaprzyjaźnić? Oczywiście przyjaźnić mądrze: nie unikać za wszelką cenę i przyjmować, gdy musi przyjść, ale też nie szukać go na siłę, nie pławić się w nim i nie rozczulać nad sobą. Po prostu przeżywać z całych sił wszystko, co daje los / dobry Bóg / ślepy traf. Tak przynajmniej radzą poeci.
Mędrzec nowoczesny wyróżnia w wierszu Fatum dwie postawy wobec cierpienia. Gdy nieszczęście przychodzi do człowieka, może on „zboczyć”, czyli próbować uciec, ugiąć się, poddać, zejść z drogi, którą dotąd z przekonaniem szedł. Może też przyjrzeć się przeciwnikowi bez lęku i zastanowić, jak skorzystać Na swym nieprzyjacielu[1], by uczynić swój byt piękniejszym, prawdziwszym, bardziej wartościowym. Po co? – spyta czytelnik udręczony egzystencją w czasach zarazy. To pragmatyzm. Gdy nasze istnienie nie może być przyjemne, nadal może być piękne i pożyteczne. Może zachować sens. Przyjęcie cierpienia w dłuższej perspektywie okazuje się skuteczniejsze niż ucieczka, gdyż zmusza do stawienia czoła problemowi i życia dalej pomimo smutku. Skupienie na owym „życiu dalej” odciąga uwagę od bólu i pozwala go pokonać.
Na czym polega „życie dalej”? Jedną z odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w wierszach o ludziach porzuconych przez ukochaną osobę. Jak informuje Edward Stachura, który wiele napisał o leczeniu złamanego serca, to kosmiczny kataklizm. Dzień zmienia się w bezgwiezdną noc, a żywioły – zamiast istnieć w harmonii i tą harmonią pocieszać człowieka – zaczynają działać na szkodę niekochanego. Poeta docenia wagę nieszczęścia, ale radzi, by cierpliwie przetrwać apokalipsę, odwołując się do starego argumentu: płynie czas i zabija rany. Proponuje też coś w zamian: miłość, już nie do jednej, jakże zawodnej, osoby, ale do bliźnich, do przyrody, do absolutu. Podobne środki zalecają zarówno katolicki filozof-literat, jak i niezbyt religijny autor tekstów piosenek.
Jedna z cząstek poematu Karola Wojtyły Profile Cyrenejczyka nosi tytuł Dziewczyna zawiedziona w miłości. Poeta rozważa, jak opisać wielkość bólu bohaterki. Stwierdza, że cierpienie uczuć można odnosić do świata materialnego, opisywalnego matematycznie, i mierzyć je temperaturą, wyznaczaną przez słupek rtęci w termometrze – niczym ciepło powietrza lub ciał. To punkt odniesienia adekwatny do odczuć niekochanej. Nieszczęście przyjmuje dla niej rozmiary kosmosu, podobnie jak u Stachury.
Ból bohaterki zamyka ją we własnym świecie, czyni nieczułą na wszystko wokół, więzi w sferze subiektywnych odczuć. Ponieważ są negatywne, pogłębiają jej mękę. Zawiedziona miłość jednak to katastrofa tylko w wewnętrznym kosmosie niekochanej. Gdy przypomni sobie, że istnieje coś poza nią i jej smutkiem, może znaleźć ukojenie. Ratunek czeka więc w zdystansowaniu się od swych przeżyć, w próbie przyjęcia perspektywy obiektywnej.
Zmiana punktu widzenia najprawdopodobniej nie sprawi, że dziewczyna przestanie cierpieć, ale już nie będzie cierpieć sama. Dotrzyma jej towarzystwa inny cierpiący: Chrystus. Według tradycji podczas męki więcej bólu niż krwawe tortury przysporzyła Mu świadomość, że tak wielu ludzi wzgardzi Jego miłością. Przeżywa więc na krzyżu ten sam smutek, co dziewczyna – na większą, rzeczywiście kosmiczną skalę. W swej boskiej naturze, jako wcielony Logos, jest zasadą świata i cierpi w imieniu całego Stworzenia. Doświadcza więc również mąk wszystkich niekochanych. Jego zbawczy ból przerasta ból jednostki, a zarazem łączy się z indywidualnym smutkiem. W ujęciu Wojtyły – inaczej niż u Stachury – kosmos (i jego Władca) stoją po stronie cierpiącego niezależnie od upływu czasu. Cierpiący jednak musi przekroczyć swój ból i przyjąć pociechę, a do tego często potrzeba właśnie czasu…
W ostatnim wersie poeta dokonuje zestawienia: Temperatura wszechświata i serce ludzkie – i rtęć[2]. Sugeruje, że miara termometru nie opisze wyczerpująco ani majestatu kosmosu, ani ludzkiego cierpienia, zarówno w odniesieniu do Chrystusa, jak i zawiedzionej dziewczyny. A co może je opisać? Święta Faustyna Kowalska, której pisma Wojtyła wysoko cenił, stwierdza: Prawdziwą miłość mierzy się termometrem cierpień (Dzienniczek 342). Poeta zdaje się to odwracać: miarą cierpienia jest to, jak bardzo kocha cierpiący. Kto najbardziej kocha, najbardziej cierpi. (Tu znów przoduje Jezus, wcielona Miłość). Cierpienie to cena miłości. Bohaterka poematu, zamknięta w swym bólu, zdaje się o tym nie pamiętać.
Choć miłość w pewnym sensie powoduje cierpienie, jest zarazem lekiem na nie. To ona nadaje sens całemu istnieniu, wieńczy je. W finałowym zestawieniu temperatura wszechświata kontrastuje z sercem ludzkim, przeznaczonym do kochania. Sytuują się na dwóch biegunach istnienia. Zimny materialny wszechświat wpisuje się w reguły matematyki i choć człowiek nie zrozumie go w pełni, może poznać jego cząstkę za pomocą metod wykorzystujących termometry i rtęć. Przestrzeń kosmiczna jest lodowata, panuje w niej zero absolutne, czyli zupełny bezruch cząsteczek. Serce, docelowo gorące z miłości, pełne ruchu myśli i uczuć, rządzi się własnymi prawami, przerasta naturę. Cierpienie – nierozerwalnie związane z kochaniem – odróżnia człowieka od innych elementów przyrody i nadaje mu godność.
Wojtyła pokazuje, jak smutek może zbliżać do Boga, ale w przeżyciu cierpienia miłosnego pomagają również ludzie. I tak w piosence Pokoik na Hożej, napisanej przez Juliana Tuwima, z dziewczyną porzuconą przez „chłopaka bezecnego” solidaryzuje się jej siostra w niedoli z niedalekiej ulicy Polnej. Opisuje mieszkankę warszawskiego pokoiku, która patrzy w rozgwieżdżone niebo i płacze. Sama mówiąca spogląda na cierpiącą i jej smutek z perspektywy kosmosu i zastanawia się, czym są wobec ogromu galaktyk. W następnej strofie jednak odwraca punkt widzenia: wraca na Ziemię, do Warszawy na Hożą, by stwierdzić, że to planety i gwiazdy okazują się niczym wobec samotności niekochanej kobiety i bólu jej serca. W zakończeniu utworu zwraca się do Boga. Władca gwiazd wie wszystko i rozumie, że pęknięte serce i łza porzuconej – tak małe, jak wielki jest wszechświat – są od niego ważniejsze.
Wykonanie Kaliny Jędrusik: https://www.youtube.com/watch?v=EH7s5ymziE
W piosence – podobnie jak u Wojtyły – cierpiąca dusza znaczy więcej niż niezdolna do czucia natura[3], a wsparcia udziela nieszczęśliwym Bóg. Tu jednak zraniona bohaterka przekroczyła już swój smutek i współczuje tej, której ból jest świeższy i bardziej dojmujący. Dziewczyna z Hożej płacze codziennie, dziewczyna z Polnej – już tylko czasem. Mówiąca znajduje pociechę w dzieleniu cierpienia z innymi; wie, że nie tylko jej ktoś nie kocha. Dziewczyn takich, jak mieszkanki Hożej i Polnej, jest więcej W każdym mieście, w Paryżu, w Yokohamie, w Berlinie / Nawet w Tokio, w Kaliszu, w Kopenhadze[4]. Każda z nich w swym małym pokoiku nie ustępuje rangą wszechświatu. Cierpiące dusze zdają się dorównywać liczebnością gwiazdom na niebie.
Również Stachura zestawiał sytuację ludzi i pokrewnych im (inaczej niż w piosence Tuwima) gwiazd, pozostawionych samym sobie w wielkim kosmosie. Stawia ciała niebieskie za wzór dla Ziemian: Czemuż, czemuż więc / – my, gwiezdne dzieci – / W gwiazdozbiór piękny, przepiękny wręcz / Nie skupimy serc?[5]. Każdy samotny w swej samotności przypomina innych, dlatego może się z nimi solidaryzować. Wtedy zaś przestanie być sam – jak dziewczyna z Polnej.
Wielu cierpiących – na czele z biblijnym Hiobem – pyta, dlaczego? Na tej niskiej ziemi chyba nie ma odpowiedzi. Można zadać pytanie prostsze: po co? By rozumieć innych w tym, co trzeba przeżyć, gdyż nie opowiedzą tego nawet Treny Kochanowskiego. By bardziej kochać, by bardziej być człowiekiem. Hiob doda – by ujrzeć Boga (Hi 42, 5). Można postawić kolejne pytanie: co zrobić z cierpieniem? Kochanowski i Norwid odpowiedzą: przekuć w piękno, Wojtyła, Stachura i Tuwim – w miłość.
Cyprian Norwid, Fatum
I
Jak dziki zwierz przyszło N i e s z c z ę ś c i e do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy…
– Czeka – –
Czy, człowiek, zboczy?
II
Lecz on odejrzał mu, jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu;
I spostrzegło, że on patrzy – c o? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
– – I nie ma go!
Tekst za: C. Norwid, Wiersze. Tekst, opr. J.W. Gomulicki, Warszawa 1966, s. 583.
Karol Wojtyła, 5. Dziewczyna zawiedziona w miłości
Często cierpienie uczuć mierzy się słupkiem rtęci
podobnie jak ciepło powietrza lub ciał –
a przecież trzeba inaczej wykrywać ich wielkość…
(lecz ty zanadto jesteś osią swoich spraw).
Gdybyś zdołała pojąć, że osią tych spraw nie jesteś,
a Ten, co nią jest,
też nie znajduje miłości –
– gdybyś zdołała to pojąć.
Po cóż jest serce ludzkie?
Temperatura wszechświata i serce ludzkie – i rtęć.
Tekst za: K. Wojtyła, Profile Cyrenejczyka, w: tenże, Pieśń o Bogu ukrytym. Poezje, wstęp Z.J. Peszkowski, Warszawa 1998, s. 109-110.
Julian Tuwim, Pokoik na Hożej
Brylantowe i groźne błyszczą gwiazdy w przestworze,
Z wietrzną gwiezdną chorągwią noc sprawuje swą straż,
A ty, biedna dziewczyno, w pokoiku na Hożej
Siedzisz sama samotna i łkasz.
A przyczyna wiadoma, jakiś chłopak bezecny
Najpierw miał, potem rzucił, przedtem kochał, dziś nie.
A ty dalej go kochasz, no przypuśćmy, powiedzmy,
I codziennie go widzisz we śnie.
Ale czem jest pokoik na Hożej?
I twój smutek, i chłopiec, i ty?
Miliard światów wiruje w przestworze,
Mleczne drogi, mgławice i mgły.
Potem ziemia jest, lądy i morza,
A na ziemi, wśród krajów i miast
Skrawek drobny, Warszawa i Hoża.
Cóż to znaczy wśród planet i gwiazd?
Ty codziennie na Hożej, a ja często na Polnej
Siedzę sama przy oknie i wpatruję się w noc.
I podobno jest trzecia, która mieszka na Solnej,
Czwarta, setna, tysiączna, ach, moc.
W każdym mieście, w Paryżu, w Yokohamie, w Berlinie,
Nawet w Tokio, w Kaliszu, w Kopenhadze, czy wiesz?
Pęka serce z miłości jakiejś biednej dziewczynie,
Więc na Hożej tak musi być też.
Przeogromne jest niebo i morze,
Świat bez miary i kresu gdzieś gna,
A maleńki jest pokój na Hożej,
Jeszcze mniejsze jest serce i łza,
Lecz ty jeden rozumiesz, o, Boże,
W wielkim blasku gwiaździstych twych szat,
Że ważniejsze jest serce na Hożej,
Niż te gwiazdy, mgławice i świat.
Tekst na podstawie: https://staremelodie.pl/piosenka/73/Pokoik_na_Hozej
Smętne pieśni o miłości Edwarda Stachury w wykonaniu Marka Gałązki i Magdy Umer:
[1] C. Norwid, Fatum, w: tenże, Wiersze. Tekst, opr. J.W. Gomulicki, Warszawa 1966, s. 583.
[2] K. Wojtyła, Profile Cyrenejczyka, w: tenże, Pieśń o Bogu ukrytym. Poezje, wstęp Z.J. Peszkowski, Warszawa 1998, s. 110.
[3] W obronie biednej natury należy stwierdzić, że za nieczułą uważa się ją od czasów rewolucji naukowej, a w kulturze równolegle funkcjonuje wizja przyrody czującej, zwłaszcza w tradycji platońskiej, żywej choćby u Słowackiego.
[4] J. Tuwim, Pokoik na Hożej, https://staremelodie.pl/piosenka/73/Pokoik_na_Hozej (5 III 2021).
[5] E. Stachura, Missa pagana, w: tenże, Wiersze, poematy, piosenki, przekłady, red. Z. Fedecki, Warszawa 1984, s. 193