Przeczytaliśmy

Osobiste, czyli moje?

Czytałem tę książkę niemal jak protokół z czasów Zagłady. Karolina Sulej napisała Rzeczy osobiste chłodnym językiem, niemal jak pracę naukową. Wzruszenia zamieniała na fakty, ani na chwilę nie zapominając, że magia liczb działa jak znieczulacz. Dlatego tak dużo jest tu imion, nazwisk, osobistych wspomnień ofiar obozów koncentracyjnych działających podczas II wojny światowej. Ale punktem wyjścia do ukazania metod upodlenia są w książce ubrania i prywatne przedmioty – pamiątki, bibeloty, biżuteria. Wszystkie, które więźniowie tracili, takie, które dostawali, oraz te, które z trudem zdobywali sami.

Machina nazistowska była doskonale przygotowana do odczłowieczania ludzi. Na bocznicach obozowych i w przedsionkach obozów podstawowym zadaniem, oprócz selekcji, było pozbawianie nowo przybyłych ich ubrań i rzeczy osobistych, unifikowanie poprzez nadawanie wszystkim identycznego wyglądu (pasiaki, golenie głów). Sulej opisuje, że mechanizm działał bardzo skutecznie nawet zanim nowych więźniów poddawano temu procesowi, bo już pierwsze kroki na rampie wprawiały „zugangów” (w obozowej gwarze tak ich nazywano) w osłupienie i strach.

„Żołnierze i ich wilczury budzą lęk, ale nowo przybyli bardziej boją się osobników, którzy teraz się do nich zbliżają. Kosmici? Duchy? Potwory? Wyglądali przedziwnie, powiedzą potem. Upiornie. Jak nie z tego świata. (…) Duchy mają na sobie piżamy w paski, wojskowe mundury poznaczone farbą albo brudne kolorowe łachmany zwisające na kościach. W rękach trzymają miski, głowy mają łyse albo przewiązane chusteczkami. W twarze strach patrzeć” (s. 13-14).

Nie minie chwila, a ci, którzy właśnie dotarli do celu, będą wyglądać tak samo. Zostaną rozebrani do naga, a obozowa straż sprawdzi wszystkie zakamarki ich ciał w poszukiwaniu ukrytych kosztowności. Więźniowie są pozbawiani w ten sposób nie tylko majątku, tracą intymność, godność, a tatuaż z numerem ostatecznie odbiera im człowieczeństwo. Ubrani w pasiaki, ogoleni, obuci w drewniane chodaki od razu stają się osobnikami drugiej kategorii. Nikt nie przejmuje się ich wygodami. Obozowe pasiaki były uszyte z celulozy, co czyniło ubiór bardzo szorstkim i nieprzyjemnym w noszeniu. Do tego nieodpornym na zmoczenie w czasie deszczu i nic niewartym przy siarczystym mrozie. Strój miał być przede wszystkim tani.

Wszystkie rzeczy materialne, które odebrano na rampie, są wartościowym towarem. W obozach działają magazyny i sortownie. Wszystko jest skrupulatnie dzielone i znajdzie swoje zastosowanie. Na ciepłych ciuchach potajemnie wyniesionych z magazynów można nieźle zarobić. Ale handel lub nawet samo posiadanie odzieży nieujętej w regulaminie jest surowo karane.

Sulej zbudowała swoją książkę na kontraście. W rozdziałach o strojach nazistów i obozowych oprawców udowadnia, że ubiór stanowił dla nazistów ważną część budowania wizerunku rasy nadludzi. Miał dawać poczucie przynależności do lepszej kasty oraz budzić podziw i lęk. Mundury dla nazistów, zwłaszcza dla SS, musiały być najlepsze. Szył je w swoich zakładach Hugo Ferdinand Boss, członek NSDAP od 1931 roku.

„Joseph Goebbels świetnie rozumiał siłę stroju i znaczenie rozpoznawalności marki. Zdawał sobie sprawę, że ubranie, które cię wydłuża, dodaje szerokości w barach i posągowość, będzie działać niczym autorytet pret-a-porter. (…) Taki mundur nadaje ciału cyborgiczną jakość. Aryjczycy mieli być nadludźmi. Mundur SS miał zaś to potwierdzać: był kostiumem superbohatera-nadczłowieka” (s. 186-187).

Książka Karoliny Sulej, reporterki, doktorantki w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i członkini Zespołu Badań nad Pamięcią o Zagładzie, to literatura czysto reporterska i dzięki temu niezwykle rzetelna. Autorka posłużyła się metodami naukowymi, żeby dotrzeć do prawdy, ale postarała się, aby język opowieści nie przytłaczał. To zadanie wyznaczyła faktom i widać tu dobre wzorce wyniesione z Polskiej Szkoły Reportażu, którą ukończyła w 2017 roku.

O Zagładzie można bowiem opowiadać różnie: przez pryzmat rozmiaru zbrodni, skupiając się na konkretnych ofiarach, albo naukowo – analizując kolejne etapy rozwoju przemysłu śmierci. Reporterska droga, którą wybrała Sulej, jest uczciwa i prawdziwa. Podkreślam to, bo na polskim rynku księgarskim nietrudno dziś trafić na powieści, które za tło mają rzeczywistość za drutami kolczastymi. Te książki zyskały już w świecie krytyki literackiej miano „holo-polo”, bo z prawdą mają niewiele wspólnego. To fabularyzowane opowiastki, które z przemysłu śmierci czynią jeszcze jedną przeszkodę w miłości i szczęściu bohaterów. Nie warto po nie sięgać, w odróżnieniu do Rzeczy osobistych.


autor: Karolina Sulej
tytuł: Rzeczy osobiste. Opowieść o ubraniach w obozach koncentracyjnych i zagłady
wydawnictwo: Czerwone i Czarne
miejsce i rok wydania: Warszawa 2020
liczba stron: 455
format: 140 x 225 mm
okładka: miękka ze skrzydełkami

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %