Świat jest teatrem groteski
Autor Procesu to zresztą zaledwie jedna z wielu inspiracji widocznych w Teatro Grottesco. Demonizacja codzienności zahacza o dzieła Poego, koszmary czyhające na bohaterów przywodzą na myśl kreacje H.P. Lovecrafta, a w wizji świata – znajomego i jednocześnie dogłębnie obcego – pobrzmiewają echa prozy Brunona Schulza. Mimo tego z kart bije jednak silnie autorski przekaz, a styl znacząco się wyróżnia, momentami płynnie przechodząc w formę swoistego traktatu o naturze ludzkiego istnienia. Wskazany sposób pisania może okazać się dość trudny w odbiorze, ale taki właśnie jest Ligotti: wymagający, ale wart uwagi. Zbiór nie należy do prostych i przyjemnych – zarówno ze względu na swój ciężar gatunkowy, jak i na stosunek autora do naszej rzeczywistości, jego postawę życiową. Ten autentyzm myśli wraz z okazjonalnym autotematyzmem (rozważania o artyzmie prowadzone przez pisarzy, pośrednie włączenie do fabuły eseju pisarza Spisek przeciwko rasie ludzkiej) chyba najmocniej stanowi o wadze twórczości Ligottiego.
Twórczości (co zostało już poniekąd zasugerowane) dwojakiej z natury, bo lawirującej pomiędzy klasyczną opowieścią spod znaku grozy a rozprawą o tematyce egzystencjalnej. Co szczególnie frapujące, oba elementy zdają się znakomicie komponować ze sobą, tworzyć integralną całość, poczucie lęku w opowiadaniach wywołane jest bowiem za pomocą emocjonalnego stanu protagonistów oraz ich pozycji w świecie. Pomaga w tym (kojarząca się znów z twórcą mitologii Cthulhu) perspektywa pierwszoosobowa; niektóre z tekstów mają nawet charakter zapisków bądź bezpośrednich relacji. Czytelnik otrzymuje wgląd w myśli postaci (mamy tu do czynienia niemalże ze strumieniem świadomości), co ma też wpływ na ogólny kontekst, zniekształcony przez subiektywny odbiór sytuacji. Powstały obraz może okazać się równie dobrze zafałszowany, jak i autentyczny. Ta niepewność, z której między innymi bierze swoje źródło wszelki niepokój, nieodłącznie towarzyszy odbiorcy podczas lektury Teatro Grottesco.
Alternatywa – czyli prawdziwość czytanych zwierzeń – wygląda doprawdy przerażająco. Człowiek jest podług myśli Ligottiego marionetką pozbawioną wolnej woli, bezradnym aktorem na scenie życia, przymusowo występującym w spektaklu tytułowego teatru. Może nie byłoby to aż tak przygnębiające, gdyby nie brak reżysera: istnienie jakiegokolwiek demiurga czy wszechwładnego przeznaczenia zostaje zanegowane. Życiem rządzi chaos, wszechogarniająca entropia, rozpad wyrażony w niektórych z opowiadań przez wygląd miejsca akcji (opustoszały bungalow pełen zepsutych lamp i robactwa, bagniste ustronie, miasteczko ulegające destruktywnemu postępowi…). Miotająca się jednostka funkcjonuje w iluzorycznym przekonaniu o samoświadomości, choć tak naprawdę nie potrafi wyrwać się z matni, a częstokroć nie może nawet w pełni uświadomić sobie swojej sytuacji.
Autora frapuje, prócz fatalizmu istnienia, także rola ludzkiego umysłu w podtrzymywaniu egzystencjalnej ułudy. Szczególnie uderzające w tym kontekście są opowiadania: Zarządca miasta, upiorna Marionetka błazna oraz znakomity utwór Cień, ciemność, wieńczący dzieło i zgrabnie spinający oba wyżej wzmiankowane tematy. Zagadnienie autooszustwa natomiast wybrzmiewa najbardziej w niepokojących Lunaparkach na stacjach benzynowych, a także nieco przewidywalnym, ale intrygującym Bungalowie.
Siłą rzeczy nastrój zagrożenia, niezbędny w horrorze, ma tu charakter niematerialny (materialne bywają jedynie jego przejawy) i wynika z niemożności pojęcia zjawisk zachodzących wokół, a zarazem z koszmaru, który by się z tym potencjalnym zrozumieniem wiązał. Każda ścieżka prowadzi do tragedii – nie ma też, jak się zdaje, innego wyjścia. Groza wypływa więc również z uświadomienia braku pewności czegokolwiek, nawet własnego istnienia (odnajdujemy w tym echo dzieł Philipa K. Dicka).
W tematykę utworu idealnie wprowadza autorska przedmowa przygotowana specjalnie dla polskiego wydania, w której Ligotti wyjaśnia nieco swoje inspiracje, niejako przygotowując czytelnika na to, czego doświadczy za chwilę. I tak jak polecam zapoznanie się z nią przed rozpoczęciem lektury, tak wstęp od tłumaczy następujący po niej radziłbym zostawić sobie na koniec, a mniej odważnym nawet bym go odradzał, ponieważ – chociaż niesłychanie rzeczowy i rozjaśniający wiele kwestii – jest on pod wieloma względami nawet trudniejszy od samej książki.
Znakomicie współtworzą atmosferę całostronicowe, surrealistyczne ilustracje, enigmatyczne kolaże w czerni i bieli, które otwierają każdą sekcję książki i zasługują na chwilę uwagi. Podobnie jak opowiadania, nie są one ani oczywiste, ani zupełnie zrozumiałe, lecz z pewnością przyciągają oko.
Proza Thomasa Ligottiego – choć
pełna niedopowiedzeń, duszna i gorzka w wymowie – to nowa jakość w literaturze,
nie tylko gatunkowej. Wydawnictwo Okultura zrobiło dobry krok w kierunku urozmaicenia
swojej oferty, a przy tym ofiarowało nam prawdziwą perełkę niszowej (niesłusznie!)
beletrystyki. Pozostaje wierzyć, że to nie ostatnie dzieło pisarza, z którym
dane nam będzie obcować w Polsce. Utwory tego artysty być może nie dotrą do
wszystkich, jednak u każdego czytelnika pozostawią po lekturze niezaprzeczalny
ślad. Część Teatro Grottesco już nigdy Was nie opuści – czy tego chcecie, czy
też nie.
autor:
Thomas Ligotti
tytuł: Teatro Grottesco
przekład:
Wojciech Gunia, Mateusz Kopacz, Filip Skutela, Aleksander Więckowski
wydawnictwo:
Okultura
miejsce
i rok wydania: Warszawa 2014
stron:
278
format:
150 x 210 mm
oprawa:
twarda