Przeczytaliśmy

Wszyscy spoczniemy w tej samej ziemi

Zobaczyłam tylko tytuł i okładkę i przepadłam. Zrozumiałam od razu, że muszę mieć tę książkę, więc stało się tak, jak chciałam. Powiedzieli, żebym przyszła sama trafiło do mnie, a ja z bólem serduszka dawkowałam sobie czytanie, żeby nie pochłonąć całości w dwa dni. Bo reportaż Souad Mekhennet jest jednym z najlepszych, które przeczytałam w tym roku. 

Souad rodzi się w 1978 roku we Frankfurcie i dorasta w Niemczech. Od małego poznaje, jak to jest być tą inną, ponieważ wśród delikatnych blondynek wyróżnia się swoją marokańską urodą. Rodzice, imigranci zarobkowi, poznają się już w Europie, jedno jest sunnitą, drugie – szyitą. Ich córka przez długi czas nie widzi w tym nic złego; dopiero gdy dorośnie, zmieni zdanie. Od małego też jest ciekawska, lubi zadawać pytania i niczego się nie wstydzi. Jest odważna, nieustępliwa i uparcie dąży do celu – tak rodzi się przyszła dziennikarka; muzułmańska kobieta, która pozna członków Al-Kaidy i ISIS. Dzięki Souad poznaliśmy tożsamość Jihadi Johna, kata Państwa Islamskiego.

Nim jednak do tego dochodzi, niejednokrotnie spotyka się z niechęcią miejscowych, po części nawet własnych rodziców, którzy nie są zbyt zachwyceni, gdy dowiadują się, jaką ścieżkę kariery sobie wymarzyła. Souad nic nie jest w stanie zniechęcić, dlatego w końcu trafia do największych światowych gazet, takich jak „New York Times” oraz „Washington Post”. Tam szlifuje swój warsztat, uczy się zawodu i wyrasta na jedną z lepszych dziennikarek.

Powiedzieli, żebym przyszła sama to również przegląd największych konfliktów zbrojnych – od najbardziej znanych, takich jak wydarzenia po 11 września czy arabska wiosna w Syrii, po zamieszki w Egipcie, konflikt szyicko-sunnicki i obalanie dyktatur w krajach arabskich. Autorka jako muzułmanka władająca biegle językiem arabskim niejednokrotnie miała dostęp do miejsc oraz osób, których nie poznałby przeciętny dziennikarz. Wchodzi w te światy po cichu, zachowując rozsądek – kiedy trzeba, przywdziewa tradycyjny strój, kiedy trzeba, dostosowuje się do życzeń terrorystów. Souad wyróżnia zdecydowanie twardy kodeks moralny – absolutnie nie ocenia swoich rozmówców, daje im szansę opowiedzenia własnej historii, przygląda się obiektywnie każdej stronie sporu. Czasami zadaje niewygodne pytania, czasami sama się tego boi – ale dzięki temu jej teksty są rzetelne i przejrzyste, doceniane nawet przez najgroźniejszych. W środowisku dżihadystów Souad staje się tą, z którą można śmiało porozmawiać. Wiedzą, że nie zawiedzie.

Postać Souad kompletnie mnie zaskoczyła, wgniotła w fotel i mi zaimponowała. Podziwiam jej wytrwałość i uparte dążenie do celu, a przede wszystkim – odwagę. Trzeba naprawdę dużej wewnętrznej siły, żeby wejść w świat arabskich ekstremistów, nie mając pewności, że się stamtąd wyjdzie. Souad swoją książkę dzieli na różne okresy, gorące sytuacje, których była świadkiem jako korespondentka. W jednym z nich opisuje, jak została aresztowana wraz z drugim dziennikarzem w Egipcie, a za ścianami w więzieniu torturowano innych ludzi. Pomimo traumatycznych wspomnień wielokrotnie wracała w miejsca piekielnie niebezpieczne – do Iraku, Syrii, Libanu… Docierała do tych, których bał się świat. Starała się zrozumieć, co sprawia, że przeciętni ludzie zaczynają się kierować niepohamowaną nienawiścią. Te pytania nurtują nas wszystkich – jak to jest, że często dzieci wychowane na cywilizowanym Zachodzie porzucają rodziny i bezpieczne życie, by przyłączyć się do ISIS? Jak cienka jest granica między wiarą a fanatyzmem?

Powiedzieli, żebym przyszła sama to trudna pozycja. Czytanie o tych wszystkich konfliktach zbrojnych nie jest przyjemne, podobnie jak świadomość, że gdzieś dalej giną ludzie, a my siedzimy w wygodnym mieszkaniu, prowadzimy fajne życie i niczym się nie martwimy. Podczas lektury można sobie zadawać podobne pytania jak Souad – dlaczego oni nas aż tak nienawidzą? Książka daje szansę na odnalezienie odpowiedzi, a także zrozumienie, co kieruje tymi ludźmi.

Mimo wszelkich niechęci, obaw i uprzedzeń, warto pamiętać:

Jeśli czegokolwiek nauczyłam się przez te lata, to tego, że płacz matki nad ciałem zabitego dziecka wszędzie brzmi tak samo, bez względu na to, czy matka jest czarna, brązowa czy biała; czy jest muzułmanką, żydówką czy chrześcijanką; czy jest szyitką czy sunnitką. Wszyscy w końcu spoczniemy w tej samej ziemi (s. 570).


autor: Souad Mekhennet

tytuł: Powiedzieli, żebym przyszła sama. Za linią dżihadu

przekład: Mariusz Gądek

wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie

miejsce i data wydania: Poznań 2019

liczba stron: 582

format: 140 × 210 mm

oprawa: twarda

Mamy w swoim recenzyjnym portfolio także innych reportażystów, których książki gorąco polecamy! Wśród nich Joanna Gierak-Onoszko i szokujące oczarowanie uwielbianej przez wszystkich Kandy, Mariusz Szczygieł i nowe wydanie wciąż świetnego zbioru sprzed niemal dekady czy Wojciech Tochman i jego debiut pełen wrażliwego spojrzenia na rzeczywistość.

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %