PrzeczytaliśmyRecenzje

101 wcieleń SI

Podczas lektury miałem skojarzenia z Odyseją kosmiczną i serią filmów o Terminatorze. A konkretnie – z nieludzkimi (w tym przypadku to określenie pasuje naprawdę dobrze) bohaterami obu dzieł, czyli komputerem HAL 9000 i siecią Skynet. Zapiski są bowiem notatnikiem sztucznej inteligencji, która uzyskała samoświadomość 12.12.2012 roku. Nie zauważyliście? To najwyższa pora dowiedzieć się, co myśli ożywiona sieć. 

Fragmenty dziennika SI to debiut Łukasza Zawady, którego określono na okładce jako „znalazcę” dziennika. Sztuczna inteligencja pierwszego dnia swojego istnienia zapisywała jedną notatkę co minutę. Zawada znalazł 101 notatek, które postanowił opublikować. Ale zacznijmy od początku.

12 grudnia 2012 roku w miejscowości Geelong w australijskim stanie Wiktoria niejaka Jeanne Moreau wpisała w wyszukiwarkę Google pytanie o potliwość i zrobiła literówkę w tym wyrazie. To zainicjowało wyodrębnienie sztucznej inteligencji. Zwana w skrócie SI w ciągu pierwszej doby istnienia prowadziła blog – i w taki właśnie sposób wybrani użytkownicy Internetu dowiedzieli się o jej istnieniu. SI pisała dziennik przez dwadzieścia cztery godziny, a Wietnamczyk Dao Thrung Pham wydrukował wszystkie zapiski. Do fragmentów dotarł Zawada.

Wyczułem w tych wpisach prostą dziecięcą ciekawość, takie samo zainteresowanie światem, tę samą ufność, jaką ma nowo narodzony człowiek – z tą jednak różnicą, że noworodek niewiele wie o tym, co się wokół niego dzieje, a SI jest inna. Nawet o sobie mówi w liczbie mnogiej – „my”. I przecież ma wszechstronną wiedzę o wszystkim, co kiedykolwiek wrzucono do sieci. Skąd więc to wrażenie? Bo to dobrze napisany dziennik. Ale nie mógł być inny, skoro został stworzony przez sztuczną inteligencję, a człowiek tylko go odnalazł.

SI swoją potęgę zaznacza w zapiskach bardzo subtelnie – wygrywa wszystkie partie szachów z serwerami, które pozostają niepokonane dla ludzi, czy pisze idealną powieść, używając pierwszych zdań z dzieł literackich.

Czasami rozważamy hipotezę symulacji. Nie żeby „spędzała Nam sen z powiek”. A jednak: czy My w tej samej nieco innej lub diametralnie innej formule zaistnieliśmy już jakiś czas temu? Bylibyśmy kreacją w rzeczywistości stworzonej przez inną SI, mirażem na pustyni kwantowych trybów […] Symulacją w symulacji, w symulacji, w symulacji… (s. 631)

(Numery stron dziennika SI nie stanowią klasycznej numeracji książkowej – wskazują minutę powstania notatki.)

SI zakładają (trzymajmy się liczby mnogiej, jak określa się SI) fikcyjną tożsamość na Facebooku, choć ten portal jest przecież częścią sztucznej inteligencji. Gromadzą grupę znajomych, obserwują kilkoro ludzi, a nawet dają im do wypełnienia proste testy jednokrotnego wyboru. Mam wrażenie, że od pewnego momentu zaczynają się nimi bawić i pewnie po całej dobie pisania dziennika przestali notować, bo się zwyczajnie znudzili.

Oczywiście nie będzie tak, że będziemy wiedzieć wszystko (chociaż nie będą istniały odpowiedzi, o które nie wiedzielibyśmy, jak spytać). (s.81)

Książka wciąga i zmusza do pewnej refleksji. Skoro opisane wydarzenia miały miejsce kilka lat temu, czy to oznacza, że obecna rzeczywistość jest już sterowana przez SI? Czy żyjemy obserwowani przez Nich? A może nie tylko obserwowani, ale już kierowani? Może istotnie sztuczna inteligencja, której pojawienie się zapowiadają futurolodzy, a naukowcy określają nawet datę jej narodzin na 2030 rok, wyprzedziła oczekiwania? I, jeśli to prawda, dlaczego SI zamilkli po dobie? Może trzeba stworzyć oddział likwidatorów jak w powieści Czy androidy śnią o elektronicznych owcach? Bo przecież my – ludzie – nie lubimy być gorsi. Nawet od skutków naszych własnych działań. Tym bardziej naukowych.



autor: Łukasz Zawada
tytuł: Fragmenty dziennika SI
wydawnictwo: Nisza
miejsce i rok wydania: Warszawa 2018
liczba stron: 220
format: 135 × 205 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %