Anime-ation
Ze względu na olbrzymią ilość nakręconych do tej pory anime zdecydowałem się na czysto subiektywne podejście do zagadnienia. Wybrałem te, które według mnie najlepiej obrazują zróżnicowanie tematów oraz stylistyk, cieszą się największą sławą lub są najbardziej warte uwagi. Postanowiłem przy tym pominąć niektóre z najoczywistszych wyborów (Akirę, Neon Genesis Evangelion, Fullmetal Alchemist, Cowboy Bebop); zabrakło też miejsca na bodaj najbardziej żywotny shōnen (opowieść dla chłopców), czyli korsarski One piece. Poniższe tytuły ułożone są chronologicznie, według daty powstania. Mam nadzieję, że w dostateczny sposób zilustrują niezaprzeczalne bogactwo gatunku.
Zanim jeszcze
założono legendarne studio Ghibli, światowego giganta filmu animowanego,
powstawały już pierwsze pełnometrażówki wielkiego Hayaa Miyazakiego, który zresztą
całkiem niedawno odszedł na emeryturę, przez co po długoletniej współpracy pozostawił
wzmiankowane studio w głębokim kryzysie. Już w pierwszych dziełach tego
reżysera można dostrzec wizualną maestrię oraz proekologiczno-pacyfistyczne zaangażowanie.
Najlepiej je widać w fenomenalnej Nausicaä z Doliny Wiatru (1984). W ekranizacji zaledwie dwóch
pierwszych tomów mangi tego samego twórcy (tym bardziej żal, że nigdy nie
dotarła ona do Polski!) olśniewająco opowiedziano o świecie postapokalipsy, w
którym powietrze jest zatrute, a większą część globu porasta trujący las,
zamieszkany przez ogromne owady. Najważniejszy problem tej historii dotyczy
starcia na linii człowiek-natura, w pełni ukazującego niszczący wpływ człowieka
na ekosystem. Znalazło się tu też miejsce na antywojenny manifest, krytykę
bezmyślnego okrucieństwa. Atutami filmu są przede wszystkim zapierające dech w
piersiach krajobrazy, dowodzące niespożytej wyobraźni Miyazakiego, oraz główna
bohaterka. Księżniczka Nausicaä jest odważna, wrażliwa i ma dobre serce, a z
naturą łączy ją niezwykle silna więź; postaci daleko jednak do irytującej
papierowości – to młoda kobieta z charakterem, od razu zbudzająca sympatię.Jej
przygody stanowią świetną propozycję na początek zapoznawania się nie tylko z
filmografią japońskiego mistrza, lecz także anime w ogóle.
Ghost in the Shell z 1995 roku to natomiast
przykład ostrego cyberpunku. Rysowana bardziej drapieżną kreską opowieść spod
znaku science fiction porusza bliskie dickowskiemu Blade Runnerowi zagadnienia człowieczeństwa i tożsamości,
konsekwencji kreacji sztucznych ludzi, a pośrednio także zagrożeń, jakie niesie
nieustający rozwój technologiczny. Całość ma zabarwienie filozoficzne, a
wykorzystane przy tworzeniu filmu rewolucyjne techniki komputerowe oraz muzyka,
znakomicie podkreślająca ciężki nastrój, czynią z tej animacji pozycję
obowiązkową. Sukces części pierwszej poskutkował powstaniem fabularnie
niepowiązanej kontynuacji, którą wyświetlono nawet na Festiwalu w Cannes, a po
niej przyszła pora na między innymi dwie serie, czerpiące ze świata
przedstawionego wcześniejszych dzieł. Wszystko to na podstawie trzech albumów, wydanych
w Polsce przez czołową mangową oficynę J.P.Fantastica. Co ciekawe, zarówno bracia
Wachowscy, jak i Darren Arronovsky przyznają się, że obraz miał wpływ na
powstanie ich własnych dzieł (odpowiednio Matrixa
oraz debiutanckiego Pi).
Przenieśmy się
teraz nieco w czasie, do początku trzeciego tysiąclecia. Od 2004 do 2005 roku trwała
emisja szalenie intrygującego anime o jakże znaczącym tytule Monster. Niech was nie odstrasza liczba
74 odcinków, niech was nie zniechęca niemrawy początek. To dramatyczne starcie
prawego chirurga doktora Tenmy z potworem, któremu – nieświadom konsekwencji
tego czynu – ocalił przed laty życie, należy chyba do najbardziej frapujących w
historii gatunku (no może poza pojedynkiem protagonistów następnej produkcji,
jednej z tych kultowych). Akcję prowadzi się może niespiesznie, ale tym lepiej:
dane nam jest poznać dokładnie całą plejadę świetnie skonstruowanych psychologicznie
postaci, z których większość skrywa jakieś mroczne sekrety. Podróż w
poszukiwaniu korzeni prawdziwego zła prowadzi widza przez Niemcy (Japończycy
zdają się tym krajem nieco fascynować) oraz Czechy i zahacza o mroczne
dziedzictwo czasów hitlerowskiego totalitaryzmu, pokazując przy okazji całe
mnóstwo rozmaitych obliczy niegodziwości. Brak tu miejsca na szczęśliwe
zakończenia: ci dobrzy ponoszą bezsensowną śmierć, a refleksje są niezwykle
gorzkie. Licznym obrazom grozy towarzyszą na dodatek niepokojące ilustracje z
zaskakująco istotnej dla fabuły bajki dla dzieci. Nie jest to na pewno pozycja
dla ludzi o słabych nerwach – sadystyczne gierki mrożącego krew w żyłach, niepozornego
tylko z wyglądu antagonisty mogą szokować. Niektórzy narzekają również na
zakończenie, przynoszące niewiele odpowiedzi. Myślę, że mimo to warto spróbować
się z tą serią zmierzyć. W Polsce wydano właśnie dwa pierwsze z osiemnastu
tomów oryginału.
Podobne tematy brał
na warsztat słynny Death Note z 2006
roku. Twórca wzbogacił jednak opowieść o wątki mitologiczne, wprowadzając jako
bohaterów bogów śmierci, shinigami, a
także ich zeszyty śmierci – tam zapisują imiona ludzi, którym przeznaczone jest
w danym momencie umrzeć. Jedna z tych istot gubi swój notatnik, znaleziony
potem przez genialnego licealistę imieniem Raito (w niektórych wersjach Light).
Chłopak, znudzony otaczającym go światem, postanawia jako Kira decydować o
życiu i śmierci złoczyńców, a potem także każdego, kto sprzeciwi się jego woli.
Rządy tyrana stara się zakończyć błyskotliwy detektyw o pseudonimie L, trzymający
swoją tożsamość w tajemnicy. Tak rozpoczyna się zażarta walka dwóch potężnych
osobowości. Trochę w tej historii ze Zbrodni
i kary, lecz potencjał został niestety zmarnowany, a po przełomowym 25
epizodzie seria traci rozpęd, oferując przekombinowane rozwiązania i
ostatecznie także rozczarowujący finał (muszę się zgodzić z fanami, którzy
twierdzą, że oba alternatywne zakończenia dostępne do obejrzenia w internecie
sprawdziłyby się lepiej). W ostatecznym rozrachunku Death Note okazuje się nieco przereklamowany, lecz wciąż wart uwagi
i nietuzinkowy. Powstały potem jeszcze dwie aktorskie adaptacje filmowe oraz
jeden prequel o L, ale żadne z nich nie spotkało się ze szczególnie dobrym
przyjęciem. Ciekawostka: Death Note został
zakazany w Chinach ze względu na prowokowanie niebezpiecznych zachowań u dzieci
(dla przykładu, zapisywały one w stylizowanych na tytułowy notatnik zeszytach
nazwiska nielubianych przez siebie osób). Komplet dwunastu odsłon mangi został
przetłumaczony na nasz język ojczysty.
Teraz coś dla
wielbicieli horroru. Spośród wszystkich animacji w klimacie grozy chyba
najbardziej zapadł mi w pamięć Another
z 2012 roku. Czy to zasługa cudownie upiornego openingu – swego rodzaju napisów początkowych – czy może poczucia
zagrożenia nieopuszczającego widza aż do końca? Ciężko stwierdzić, zapewne po
części z obu przyczyn. Dzieło jest z pewnością bardzo nietypową opowieścią o
duchach, bliższą raczej slasherom, czyli filmom, w których bohaterowie giną
jeden po drugim w makabrycznych okolicznościach. Ich śmierci są bez wątpienia
widowiskowe, w tle – naprawdę ciekawa zagadka klątwy ciążącej nad pewną klasą w
małomiasteczkowej szkole, a także całkiem zgrabny wątek miłosny. Czego chcieć
więcej? Niektórzy narzekają na dwa ostatnie odcinki, w których nagle rozpętuje
się straszliwa jatka, istny festiwal mordu i obłędu. To jednak w gruncie rzeczy
idealne zakończenie tak ponurej opowieści. Droga tego anime była nieco dłuższa
– przed wersją rysunkową powstała jeszcze powieść, dopiero przerobiona na
mangę. Zarówno jej autor w czwartym albumie (niebawem będzie on dostępny na krajowym
rynku), jak i twórcy w odcinku specjalnym nakreślili obraz ciszy przed burzą,
którego oglądanie budzi niekłamany żal względem postaci, gdy ma się na uwadze czekający
je dopiero koszmar.
Największą sensacją
ostatnich lat okazało się zeszłoroczne Shingeki
no Kyojin (a.k.a. Attack on Titan).
Przedstawia ono ostatnią ostoję ludzkości – otoczony kilkoma murami kompleks
warownych miast – broniącą się przed najazdem groteskowych olbrzymów, żywiących
się nieszczęsnymi wojownikami. Główni bohaterowie: rodzeństwo Eren i Mikasa po
śmierci rodziców w wyniku inwazji monstrów wstępują do oddziału specjalnie
wyszkolonych żołnierzy. Ze względu na wojenną tematykę to animacja krwawa, przy
czym tragiczny los spotyka często postaci, do których obecności człowiek zdążył
się przyzwyczaić; sporo też tutaj zmyślnych zwrotów akcji. Świat przedstawiony
nosi znamiona kultury niemieckiej (pojawiają się niemieckie frazy, architektura
etc.), ale Azjaci dostrzegli w nim więcej analogii z bieżącą sytuacją
polityczną: konflikt Chiny (Tytani) – Hongkong (ocalali), przez co seria zarówno
budzi spore kontrowersje, jak i cieszy się wielką popularnością. Powstaje już
pełnometrażowy film, stworzono cztery gry wideo, a to zapewne nie koniec.
Największą zaletą tej produkcji są z pewnością sceny walk z udziałem
przedstawicieli elitarnych jednostek, wyposażonych w specjalne uprzęże.
Pierwszy zeszyt jest już dostępny w sklepach, kolejne – w przygotowaniu (co nie
dziwi w obliczu takiej rozpoznawalności tytułu).
Dzięki cudownym
właściwościom internetu można z łatwością uzyskać dostęp do wschodnich
produkcji i osobiście przekonać się o ich różnorodności. Praktycznie każdy
znajdzie tu coś dla siebie, co więcej – nawet po obejrzeniu choćby i całego
mnóstwa pozycji okazuje się, że to nawet nie połowa na liście anime, które
trzeba znać. Cały czas powstają nowe serie, nowe pomysły, nowe sposoby
przyciągania uwagi widza, związane z pojawiającymi się teraz tendencjami,
zjawiskami społecznymi etc. Każdego roku w świecie japońskiej animacji coś się
dzieje; tempo jest tak szybkie, że aż trudno za nim nadążyć.
Z pewnością jednak warto spróbować.
[1] Więcej o
tej postaci znajdziecie tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Momotar%C5%8D.