PrzeczytaliśmyRecenzje

Artyzm czy nie artyzm? Bart Beaty, „Komiks kontra sztuka”

Skąd pochodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Czy komiks to sztuka? Wszystkie te pytania wiąże ze sobą doniosłość problemu przez nie poruszanego oraz niemożność podania prostej, jednoznacznej i wyczerpującej odpowiedzi. I chociaż minęły już czasy, kiedy na to ostanie zdanie pytające reagowano oburzeniem i negacją niezmąconą żadnymi wątpliwościami, to niestety nie nadeszły jeszcze takie, które przyniosłyby zdziwienie powyższym dylematem i odpowiedź kategorycznie twierdzącą.

Możliwe zresztą, że dobra replika nigdy nie będzie osiągalna. Powodem są wysoce skomplikowane stosunki między światami komiksu i sztuki przenikającymi się na wielu poziomach, ale wciąż niezdolnymi do osiągnięcia porozumienia. Dlatego do postawionych pytań musimy dodać jeszcze dwa – bardziej szczegółowe, za to z lepszą perspektywą na uzyskanie odpowiedzi. Po pierwsze, DLACZEGO komiksy przez większą część XX wieku wykluczano z domeny artystycznej? I po drugie, dlaczego ostatnimi czasy twórcy komiksów jednak zaczęli nawiązywać współpracę z instytucjami wpływającymi na kształt historii sztuki (galeriami, domami aukcyjnymi, muzeami)? Objaśnienie następujących zagadnień przyjmował sobie za cel Bart Beaty, profesor na uniwersytecie w Calgary, pisząc książkę Komiks kontra sztuka.

Wydanie tej publikacji w Polsce może być postrzegane jako spore zaskoczenie – nie dość, że czytelnictwo komiksów w naszym kraju to sprawa całkiem niszowa, to przecież niewielką grupę potencjalnych odbiorców należy jeszcze zawęzić do grona osób zainteresowanych teorią komiksu i jego statusem gatunkowym. Dodatkowo Beaty skupia się wyłącznie na amerykańskim rynku prac anglojęzycznych i chociaż odnajdziemy analogie do sytuacji we Francji, w Japonii, a pewnie i w Polsce, to jednak tematyka wydaje się zbyt okrojona i daleka. Jednak zdecydowanie podkreślam – może się tak wydawać, co nie znaczy, że tak jest. Zapewne wydawnictwo Timof Comics dostrzegło w pracy Beaty’ego jeszcze coś, dla czego warto sięgnąć po książkę Komiks kontra sztuka, a o czym wspomnę później.

Ciekawe jest już samo podejście kanadyjskiego profesora do podejmowanego tematu – do opisu dialogu między komiksem a sztuką wykorzystuje on socjologię. Oznacza to, że Beaty skupia się przede wszystkim na analizie społecznego podejścia do komiksowości (tak w fandomie, jak i w art worldzie) w perspektywie genezy komiksu, jego rozwoju, odbioru oraz roli odgrywanej w życiu tworzących i odczytujących go jednostek. Śledzimy więc na wstępie pierwsze próby zdefiniowania zjawiska, które jednak nie mogły pomóc w procesie legitymizacji, ponieważ przesiąknięte były szowinizmem oraz powszechnym utożsamianiem komiksu z antysztuką. Wielu badaczy negowało europejskie korzenie historii obrazkowych. W komiksie widziano wytwór i najpełniejsze wyobrażenie amerykańskiej mentalności, co skupiało uwagę krytyków na kwestiach społecznych, a odwlekało w czasie opis formalny czy analizę stylistyki.

Dużą uwagę autor poświęca również zagadnieniu pop-artu. Jak się okazuje, ten kierunek w sztuce lat 60. XX wieku napsuł wiele krwi orędownikom  komiksu. Twórcy tacy jak Roy Lichtenstein, wykorzystujący w swoich pracach kadry z pulpowych magazynów, działali jak woda na młyn genderowych teorii kultury masowej, według których komiks w stosunku do sztuki mógł pełnić co najwyżej rolę biernej muzy, a słowa „komercyjny” i „popularny” stawały się synonimem przymiotnika „zniewieściały”. Tylko prawdziwy artysta kreujący prawdziwą sztukę był w stanie dokonać maskulinizacji elementu ze świata kultury masowej, zmieniając jego kontekst i okraszając go ironią.

Bardzo interesujące są fragmenty, w których Bart Beaty zajmuje się specyfiką komiksowego fandomu, czyli zbiorowiska fanów aktywnie uczestniczących w tematycznych konwentach i dyskusjach. Ci maniacy znacznie przyczynili się do poważniejszego traktowania swojego obiektu kultu, walcząc z wielkimi korporacjami wydawniczymi, które traktowały komiksiarzy jak wyrobników przy taśmowej produkcji dochodowego towaru. To właśnie fani rozpoczęli akcje zakrojone na wielką skalę, mające na celu identyfikację i popularyzację takich autorów jak Carl Barks – twórca najlepszych komiksów o Kaczorze Donaldzie (tę zasługę przez długi czas niesłusznie przypisywano królowi wielkiej machiny przedsiębiorczej Waltowi Disneyowi) – czy Bob Kane – współtwórca Batmana. Niestety jako ludzie bezkrytycznie wielbiący i idealizujący swój obiekt zainteresowania nie mają oni estetycznego dystansu, ergo nie są wiarygodnymi krytykami. Beaty opisuje zatem również inne instytucje chwilowo lub na stałe zainteresowane komiksem: domy aukcyjne (nadające komiksom wiarygodność kulturową i zasadność ekonomiczną), katalogi dla kolekcjonerów (wspomagające proces oceny wartości i kształtowania hierarchii) oraz muzea (tradycyjnie oddzielające ziarno od plew, a także – dzięki zaliczaniu tylko niektórych twórców i ich dzieł do tej pierwszej grupy – przyczyniające się do postępu gatunku komiksowego na drodze ustabilizowania jego pozycji).

Te wszystkie i jeszcze więcej tematów nieomówionych przeze mnie, a poruszonych przez Beaty’ego, to już nie lada powód, dla którego każdy czytelnik komiksów powinien sięgnąć po książkę Komiks kontra sztuka. Mnie ujęły także małe rzeczy napotykane gdzieś w tekście. Przede wszystkim Bart Beaty swoim lekkim stylem łagodzi wszelkie oznaki naukowości, dzięki czemu fragmenty o nietzscheańskim pojęciu resentymentu czy teorii czystości estetycznej Kanta przyjmujemy jak miłą niespodziankę a nie intelektualną zagwozdkę. Dodatkowo publikacja zawiera wiele ciekawostek, na przykład wzmiankę o fanzinie poświęconym wydawnictwu EC o wdzięcznej nazwie „Potrzebie”, którą autorzy, poszukując obco i dziwnie brzmiących słów, skopiowali z polskojęzycznej ulotki aspiryny. Dzięki takim drobiazgom Komiks kontra sztuka to po prostu dobra lektura.


autor: Bart Beaty
tytuł: Komiks kontra sztuka
wydawnictwo: timof i cisi wspólnicy
miejsce i rok wydania: Warszawa 2013
stron: 256
format: 170×230 mm
oprawa: miękka


Okładka książki 
Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %