Przeczytaliśmy

Podręczna księga japońskich demonów

Mgła dryfuje ku szczytom gór.

Znikąd pojawia się yōkai.

W krainie bociana nie czuł się samotnie.

Niektórzy mogą pamiętać, że o japońskich bestiach z folkloru, czyli yōkai właśnie, zdarzyło mi się już pisać na łamach tego portalu kilkukrotnie, zarówno w kontekście ich roli w kulturze lokalnej, jak i obecności we wszelkiego rodzaju utworach fikcyjnych. Ubolewałem wtedy bardzo, że ciężko w naszym kraju o dostęp do rzetelnego kompendium tych stworzeń, które skierowane byłoby do szerszego grona odbiorców niż tylko pasjonaci tematu, a przy tym napisane w sposób bardziej przystępny – chociażby od książki Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej Michaela Dylana Fostera, która odstrasza przyciężkawym wstępem. Jeden z członków duetu odpowiedzialnego za serię „Legendarz” wydawnictwa BOSZ usłyszał zdaje się moje skargi.

Przy tworzeniu Bestiariusza japońskiego. Yōkai Witold Vargas skorzystał ze sprawdzonej formuły Bestiariusza słowiańskiego oraz jego licznych następców – praktycznie każdy z ponad setki wpisów-gawęd okraszony został ręcznie malowaną ilustracją (patrz niżej), w tym przypadku nawiązującą wyraźnie do tradycyjnej sztuki japońskiej, przede wszystkim drzeworytów ukiyoe. Oprócz tego autor postawił sobie ambitny cel znalezienia punktów wspólnych między kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni a naszą swojską, słowiańską.

Zacznijmy od tego, że ta pięknie wydana pozycja wprost emanuje japońskością: czytelnika wita mistrzowsko wymalowana wyklejka z przetłumaczonym na kanji autorskim wierszem Vargasa (przytoczonym na początku tej recenzji), pieczołowita kaligrafia Juana Riviery towarzyszy zresztą każdej późniejszej grafice. Często napotkamy na dole strony ołówkowe rysunki syna pomysłodawcy zbioru, przedstawiające m.in. elementy wystroju, przedmioty codziennego użytku, zwierzęta, rośliny oraz ważne historyczne postaci. Wszystko to sprzyja głębokiej immersji w jakże egzotycznej dla Europejczyka, a przy tym niesłychanie bogatej kulturze. Rzecz jasna każdy znajdzie dla siebie innych faworytów pośród artystycznych interpretacji bohaterów mitów, eposów, legend czy lokalnych wierzeń, a stylistyczna mimikra przynosi lepsze lub gorsze rezultaty, ale od strony wizualnej nie sposób Bestiariuszowi niczego zarzucić. Będzie cieszyć oko niezależnie od wieku.

Autor opisuje na poły groteskowe, na poły straszne wytwory azjatyckiej wyobraźni z właściwym sobie zacięciem oraz humorem. Uzupełnia notki o liczne przypisy pozwalające na dokładniejsze wyjaśnienie etnicznej specyfiki czy rozwinięcie wątków, na co nie byłoby miejsca w formacie ograniczonym do jednej strony tekstu. Od systemu miary poprzez kulinaria, panteony, konteksty polityczne aż po przytoczone w całości podania – Vargas dąży do tego, by jak najpełniej przybliżyć nam sposób, w jaki yōkai wyrażają sobą harmonijny mariaż zabobonu oraz tradycji.

Trafią się w tym wszystkim jakieś koślawe frazy, skróty myślowe bądź niezamierzona śmieszność, jednak większy problem przejawia się w czymś zupełnie innym. Otóż z powodu wyznaczonego samemu sobie przez twórcę „Legendarza” celu – ujawnienia pokrewieństw międzykulturowych – pojawia się trudność w zachowaniu odpowiednich proporcji. Być może z poczucia obowiązku sili się on na każdorazowe wskazywanie cech wspólnych z jakąś maszkarą słowiańską, nawet jeżeli ciężko o takowych związkach w gruncie rzeczy mówić albo są one co najmniej naciągane. Nie zrozumcie mnie źle, paraleli da się znaleźć na tyle dużo, że faktycznie na jaw wychodzi pewna uniwersalność funkcji opisywanych bestii w obu kręgach kulturowych, np. jako przestrogi dla dzieci, przejawów klęsk żywiołowych/plag, wizualizacji konkretnych obaw czy ogólnych uprzedzeń. Co więcej, bywa, że podobieństwo przedstawień staje się wręcz uderzające, choć są to pojedyncze przypadki.

Ale o wiele mocniej wybrzmiewa w tej książce to, co niezaprzeczalne: jak unikatowy oraz niepodrabialny jest tak naprawdę system wierzeń Japonii, jak bardzo skrojony pod tamtejsze warunki, tamtejszą wrażliwość. W pewnym momencie zrezygnowany autor sam stwierdza, że odpowiednika jednego demona trudno właściwie znaleźć w naszym bestiariuszu. Zupełnie jakby nawet jego zmęczyło dążenie do odgórnie założonej tezy, którą udowodnić udaje mu się tylko połowicznie.

Vargas bez dwóch zdań spełnił swój cel, jeśli chodzi o popularyzację yōkai wśród przeciętnego polskiego odbiorcy i chwała mu za to. Wpadł jednak w sidła własnej kulturoznawczej ambicji, która niestety kładzie się cieniem na ostatecznym rezultacie. Ale kiedy już przymknąć oko na okazjonalną umowność tworzonych analogii, nic nie powinno przeszkadzać w czerpaniu przyjemności z tej ekscytującej wycieczki na rojące się od dziwacznych istot Wyspy Japońskie. No i zgadzam się w pełni z autorem, że najbliższym polskim odpowiednikiem hyakki-yakō (nocnej parady demonów), a przy tym o wiele sympatyczniejszym, będzie niechybnie pochód pyrkonowych przebierańców.


autor: Witold Vargas

tytuł: Bestiariusz japoński. Yōkai

wydawnictwo: BOSZ

miejsce i data wydania: Warszawa 2021

liczba stron: 242

oprawa: twarda

Tłumacz z zawodu, pisarz z ambicji, humanista duchem. W wolnych chwilach pochłania nałogowo książki, obserwuje zakręcone losy fikcyjnych bohaterów telewizyjnych i ucieka w światy wyobraźni (z powrotami bywają problemy). Wielbiciel postmodernizmu, metafikcji oraz czarnego humoru. Odczuwa niezdrową fascynację szaleństwem i postaciami pokroju Hannibala Lectera. Uważa, że w życiu człowieka najważniejsza jest pasja.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %