Czucie czy wiara? Księga Zwykłych Ludzkich Rzeczy
Już powyższy opis wyraźnie sugeruje, że czytelnik nie będzie miał do czynienia z typową fantastyką naukową. W gruncie rzeczy elementów typowych dla tego gatunku znajdziemy tu jak na lekarstwo – fizjonomię Oazjan, pogodę wymykającą się ziemskim prawom fizyki, roślinę, z której można wyprodukować multum potraw o różnym smaku, lokalne stworzenia. Najbardziej uderza odmienny sposób przedstawienia rdzennego ludu planety. Faber po mistrzowsku odmalował „obcość” ich wyglądu, na tyle niezgodną z naszymi standardami, tak przez to odrażającą, że nie sposób tego wyrazić słowami. Nie będę przywoływał porównania, którym pisarz się w tym kontekście posłużył, tego po prostu należy doświadczyć samemu. Utrudnieniem w komunikacji między rasami – nawet bardziej niż aparycja czy intrygujące zwyczaje (poznajemy je stopniowo, razem z pastorem stając się powoli częścią społeczności) – jest język. Choć część osady posługuje się angielszczyzną, a swoje imiona (dookreślone odpowiednim numerem) zamieniła na miano Miłośnika Jezusa, niektóre terminy czy całe pojęcia siłą rzeczy wymykają się rozumieniu tych istot. Rozmowy Petera z wiernymi, a także jego starania w przełożeniu metaforyki biblijnej na prosty system znaczeń kosmitów stanowią szczególnie ciekawe partie utworu. Podobnie jak sposoby rozumienia przez nich poszczególnych fragmentów Słowa Bożego.
Wbrew pozorom to nie ten wątek fabularny jawi się jako najistotniejszy. Powieść Holendra to przede wszystkim poruszający zapis rozpadu uczucia spowodowanego długotrwałym rozstaniem. Nikogo nie powinno dziwić, że w innym świecie ziemskie troski stają się coraz bardziej abstrakcyjne, jednak próby, którym autor bezlitośnie poddaje żonę protagonisty są jak najbardziej realistyczne (do tego stopnia, że lektura jej zwierzeń aż boli) – pomimo fikcyjnego kontekstu. Osią konfliktu między partnerami oddzielonymi od siebie przez bezkresną przestrzeń kosmosu staje się tu niemal niezdrowe zawierzenie posłudze, decyzja o przedłożeniu wyższego celu – wiary – ponad miłość. Jest to dylemat jakże ludzki, z którym nietrudno się utożsamić (zresztą nie tylko religia może być postrzegana jako wyższy cel). Cała książka cechuje się w ogóle wielką wiarygodnością – prezentowane nam są drobne chwile każdego dnia, prywatne momenty, także te wstydliwe, choćby natury erotycznej. Mamy wgląd w najbardziej intymne aspekty życia postaci, ich przeszłość, rozterki, marzenia. Dzięki temu los sylwetek ukazanych na papierze przestaje być nam obojętny, nie mówiąc już o tym, że także drugi plan odmalował Faber z wielką swadą oraz niezwykle barwnie.
Nienachalny humor, niezwykła obrazowość, autentyzm odczuć, pogłębione rysy psychologiczne bohaterów – wszystko to stanowi o sile Księgi Dziwnych Nowych Rzeczy. Pomimo bardziej refleksyjnego charakteru oraz braku gwałtownych zwrotów akcji czytelnik nie może odczuć znudzenia. To po prostu kawał porządnej (choć nie do końca przyjemnej) beletrystyki, który przez swój wydźwięk pozostaje z nami na dłużej, skłania do przemyśleń i prawdziwie dotyka. Obok równie mądrej prozy nie można przejść obojętnie.
tytuł: Księga Dziwnych Nowych Rzeczy
przekład: Tomasz Kłoszewski
wydawnictwo: W.A.B.
miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
liczba stron: 592
format: 142 x 202 mm
oprawa: miękka