Kultura w dymkach

Dzieci – przekleństwo i nadzieja komiksu

Jeśli ktokolwiek chce mówić o komiksie, musi on z góry nastawić się na liczne przeszkody i kontrowersje, które co i rusz zakłócają jego spokój badawczy. Bardzo często w przypadkach spornych kwestii tyle jest opinii, definicji i wytycznych, ilu znajdziemy wypowiadających się specjalistów. A gdy wejdziemy na grunt komiksów dla dzieci, zagłębimy się w największe bagno, ponieważ akurat ten gatunek stawia więcej teoretycznych pytań, niż jesteśmy w stanie znaleźć jednoznacznych odpowiedzi.
Największe kłopoty z komiksem dziecięcym pojawiają się w związku z powszechną opinią na temat tej dziedziny sztuki oraz podczas prób konstruowania jej zaplecza naukowego (w szczególności definicji i granic gatunkowych). Przykładowo, jednym z powodów, dla których w ogóle odczuwano niechęć do klasyfikowania komiksu jako rodzaju sztuki, był jego związek z „niepoważnym” odbiorcą – odbiorcą masowym i dziecięcym. Ciążyło na nim piętno infantylności i nawet teraz typowy nerd, czytelnik komiksów, kolekcjoner figurek z superbohaterami i zarazem fan gier komputerowych to w obiegowym rozumieniu duży dzieciak, na dodatek pryszczaty. Z drugiej strony jednak, właśnie ze względu na dobro dziecięcego czytelnika, zeszyty z historyjkami obrazkowymi odsądzano od czci i wiary, nakładano na nie cenzurę i przy stuprocentowym poparciu senackiej podkomisji do spraw przestępczości młodocianych palono w USA całe stosy egzemplarzy typu Tales from the Crypt. Komiks zatem w zbiorowej wyobraźni funkcjonuje równocześnie jako dzieło z niskich rejonów kulturowych (którym mogą zadowolić się jedynie niewykształcone dziecięce gusta) oraz jako komercyjne bzdury z jednym głównym celem: deprawacją umysłów najmłodszych.

Te sprzeczne i krzywdzące przekonania wynikają z nieznajomości komiksowego medium – niewiedza i ignorancja sprawiły, że każdy lepiej uświadomiony entuzjasta obrazkowych opowieści wzdraga się na dźwięk słów „dzieci” i „komiks” w jednym zdaniu. Jeśli jednak chodzi o gatunek komiksu dziecięcego, niezgodny i pełen nieprecyzyjności jest także dyskurs naukowy. Wynika to przede wszystkim z trudności, jakie sprawia skonstruowanie definicji komiksu. To forma hybrydowa, należy więc zaznaczyć jej wewnętrzną spójność i jednocześnie odrębność zarówno od literatury, jak i od sztuk plastycznych. Do tego dochodzi potrzeba podkreślenia wyjątkowości komiksów oraz osadzenia ich w tradycji. Nie jest to łatwe zadanie, dlatego najczęściej proponowane definicje są zbyt wąskie lub zbyt szerokie, bez możliwości jasnego wytyczenia granic. Co więc się stanie, gdy taka forma spotka inną, równie niejednoznaczną gatunkowo? Odpowiedź leży nam przed nosem, wystarczy przyjrzeć się wszystkiemu temu, co dzieje się między komiksem a ilustrowanymi książeczkami dla dzieci. Jeśli chcemy zachować zdrowy rozsądek, najlepiej odrzucić tutaj często powtarzający się trop wskazujący na przewagę warstw słownych albo plastycznych, bo właśnie na tym polu można zaobserwować największe wahania i zmienności.

Dobrym wyjściem z impasu jest zwrócenie uwagi na funkcje spełniane przez poszczególne warstwy – w przypadkach, gdzie ciężar narracyjny przejmują elementy graficzne, gdzie to ilustracje są głównym nośnikiem akcji, one (w swojej sekwencyjnej kompozycji) opowiadają historię – mamy z dużym prawdopodobieństwem do czynienia z komiksem. Nie rozwiązuje to, rzecz jasna, wszystkich problemów – co bowiem zrobić z książeczkami typu Koziołek Matołek i Małpka Fiki-Miki Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza? Obecnie uznaje się je po prostu za rodzaj formy granicznej, czasem przypisując je do komiksu, czasem do tak zwanej narracji graficznej.

Wszystkie jednak dylematy opisane powyżej to problemy natury teoretycznej. Jeśli komuś więc nie w smak szufladkowanie, które – jak widzimy – nie zawsze jest oczywiste i porządkujące, a często zagmatwane i naciągające rzeczywistość do swoich klasyfikacyjnych potrzeb, znajdzie on więcej pociechy w kolejnych partiach niniejszego tekstu, skupiających się na bardziej praktycznych zagadnieniach.

Czas wskazać zatem bardziej lub mniej oczywiste wyznaczniki gatunkowe. Komiks dla dzieci musi zawierać wyrazisty przekaz, w miarę prosto skonstruowany świat przedstawiony, zrozumiałą fabułę, ograniczone partie dialogowe, które (w zależności od zakładanego wieku odbiorcy) sprzyjać będą samodzielnemu czytaniu bądź posłużą jako odpowiedni materiał do nauki tej czynności.

Większość komiksowych prac dla najmłodszych jest zdominowana przez konwencję humorystyczną, czasem realistyczną, a wśród typowych bohaterów można wyróżnić: bohatera dziecięcego, antropomorfizowanego bohatera zwierzęcego lub nieożywionego (np. zabawkę), bohatera fantastycznego oraz bohatera dorosłego o mentalności dziecka. Ciekawe machinacje dzieją się w konstrukcji rzeczywistości, w której mają miejsce opowiadane przygody. Czy jest to rzeczywistość realna, fantastyczna, wyobrażona czy egzotyczna, dziecięcego bohatera obdarza się niezwykłą mocą i ja w skrócie nazwałabym tę moc po prostu umiejętnością widzenia świata właśnie na sposób dziecięcy, niezwykły, ciekawski, wnikliwy i wytrącony z (czy raczej jeszcze nie wtrącony w) odgórnie narzuconych schematów i porządków. Dlatego to dziecko możne stać się obrońcą świata – nawet jeśli dorośli nie zdają sobie sprawy z tego, że świat ten musi być broniony, dziecko rozmawia i przeżywa przygody z zabawkami i zwierzętami, tak jak robi to naprawdę podczas codziennych zabaw.

Ostatecznie więc, mimo że dla nas, dorosłych skrzywdzonych wiekiem i sposobem postrzegania rzeczywistości, dosyć zajmujące mogą wydać się kwestie teoretyczne, najważniejsze jest to, czy dzieciaki podczas lektury dobrze się bawią, czy odczuwają przyjemność, czy uczą się czegoś o świecie. A jak wszystkich nas wyedukował Antoine de Saint-Exupéry historią o kapeluszu, który był tak naprawdę wężem trawiącym słonia – młode umysły mogą pochwalić się nieograniczoną wyobraźnią i niestandardowym sposobem myślenia. To warunki doskonałe do tego, by w pełni skorzystać z komiksowej formy raczącej nas wyśmienitościami na poziomie graficznym i słownym, dając wielowymiarowe pole do popisu ciekawym interpretacjom i inspiracjom.

To dlatego inwestowanie w rozwój świadomości o komiksie wśród dzieci i ich rodziców oraz nauczycieli jest bardzo potrzebną inicjatywą, na szczęście podejmowaną w Polsce coraz częściej na różnych obszarach. Niemal każdemu spotkaniu dotyczącemu komiksu (czy to prelekcja, festiwal, czy targi) towarzyszą warsztaty dla dzieci, które mogą się nauczyć co nieco na temat rysunków z dymkami, a przede wszystkim same podjąć pierwsze próby twórcze. W końcu niejedna kariera cenionych powszechnie komiksiarzy zaczęła się właśnie od rysowanych w zeszycie (może nawet na nudnych lekcjach plastyki) prostych historyjek obrazkowych albo kopiowania tych z ulubionym bohaterem. Co więcej, w październiku tego roku ruszyła akcja „W poszukiwaniu polskich superbohaterów – polski komiks w służbie edukacji kulturalnej” zorganizowana przez Fundację Instytut Kultury Popularnej. Polega ona na spotkaniach z uczniami oraz ich nauczycielami (przede wszystkim z małych miast i wsi) mających na celu odkrycie ważnego i potencjalnie bardzo atrakcyjnego elementu narodowego dziedzictwa kulturalnego – polskiego komiksu. Niedługo na stronie polskisuperbohater.pl będzie można podziwiać realne skutki tych lekcji, czyli prace uczestników.

Należy przeto zauważyć, że owo dziecięce „przekleństwo” z tytułu opatrującego artykuł to przede wszystkim efekt spraw, które narosły nad komiksem ze względu na problemy definicyjne i formalne oraz niemądre dosyć kojarzenie komiksu z formą podrzędną. Są więc jakby ponad samą praktyką czytelniczą, ponad pojedynczymi publikacjami i przede wszystkim ponad frajdą i korzyścią, którą komiksy mogą dostarczyć dzieciom. Skupmy się więc lepiej na elemencie „nadziei” i może po prostu dopiszmy komiksy do mikołajowej listy naszych dzieci, młodszego rodzeństwa, kuzynów, siostrzeńców i innych nieletnich pociech, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że zainicjujemy piękną i inspirującą przygodę.


W artykule wykorzystałam informacje na temat komiksu dziecięcego z publikacji Barta Beaty’ego Komiks kontra sztuka (wyd. Timof Comics, Warszawa 2013) oraz Wojciecha Bireka Z teorii i praktyki komiksu. Propozycje i obserwacje (wyd. Centrala, Poznań 2014).

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %