Dziesięc kochanek filmu

Jak kręcenie tyłkiem zmienić w ostateczną rozrywkę dla kobiet

Gdy nadszedł czas pisania tanecznej recenzji ku chwale Terpsychory, opadły mnie wątpliwości poniekąd natury moralnej: być profesjonalistką czy pozwolić sobie na luzacki wybryk. Udało mi się chyba przecież dobitnie zaznaczyć w poprzednim tekście, że nie po drodze mi z ósmą Muzą, taniec to nie mój żywioł, a co za tym idzie, filmy o tańcu nie są na mojej liście kinomaniaka priorytetem. Jako że brak obecnie w kinach premier z pląsami w roli głównej, byłam zmuszona wybrać jakiś starszy film i nadrobić zaległości. Jako pierwsza przyszła mi na myśl Pina – wtedy jednak musiałabym pisać na poważnie o poważnym filmie, opowiadającym o poważnej artystce i jej poważnych dokonaniach. Na szczęście moja uwaga została przypadkiem skierowana w zupełnie inną stronę…
Magic Mike – przyznacie, że klimat całkowicie odmienny? A jednak wydał się kuszący. Długo się nie opierałam i uległam zachciance na prostą rozrywkę (mam zresztą dziwną słabość do produkcji, które zasługują co najwyżej na sześć gwiazdek na Filmwebie). Siadłam zatem przed ekranem i spędziłam prawie dwie godziny z dokładnie taką samą miną jak kobiety w wielu scenach z tego właśnie filmu – mieszanką zawstydzenia czy nawet zażenowania oraz szerokiego uśmiechu. I jedno jest pewne: w swoim rodzaju, w odpowiednich okolicznościach i dla odpowiednich osób Magic Mike to całkiem przyzwoita propozycja.

To może teraz coś o tym rodzaju, sprzyjających okolicznościach i potencjalnych odbiorcach. Przede wszystkim nie należy mieć żadnych wątpliwości – Magic Mike to czysta rozrywka, której brakuje aspiracji do miana wielkiego dzieła kinematografii. I bardzo dobrze, nie samymi bowiem wielkimi dziełami kinematografii człowiek żyje. A jeśli twórcy filmu są świadomi gatunku i praw rządzących przemysłem rozrywkowym, omija nas niesmak, często pojawiający się podczas seansu miernego filmu o ambicjach wielkiego dzieła. Magic Mike trzyma się schematów, nie zaskakuje na wpół udanymi zabiegami, które miałyby sztucznie podwyższać jego rangę, proponuje historię, której zakończenie znamy już na początku (i to bynajmniej nie dzięki inwersji). Jest to prosta opowieść przekazana w prosty sposób. Dodajmy – opowieść o facetach, którzy dla kasy i (lokalnej) sławy zdejmują przed kobietami ubrania w rytm muzyki. I tu, rzecz jasna, zaczyna się cała zabawa.

Nie sądzę, by można obejrzeć ten film z innych powodów niż właśnie zabawa. Jeśli myślę o tym, kto chciałby oglądać Magic Mike’a, automatycznie staje mi przed oczami grupka dziewcząt/kobiet na jakimś babskim posiedzeniu, na którym rozmawia się o mężczyznach, ciuchach i głodzie na świecie, zakąszając lodami. Ewentualnie delikatna niewiasta w drażliwym momencie miesiąca. Jednym słowem: okoliczności ociekające estrogenem. Ciężko wyobrazić sobie za to mężczyzn entuzjastycznie reagujących na wyczyny Channinga Tatuma i spółki, chyba że mówimy o mężczyznach dzielących z kobietami obiekty miłosnych podbojów. Inaczej sprawę ujmując, Magic Mike może przypaść do gustu jedynie wielbicielom obnażonych męskich klat i pośladków, bo to właśnie na tych elementach anatomii opiera się cała siła wrażeń estetycznych, których dostarcza film.

A tych jest cała masa, bo przecież obsada musiała zostać dobrana nie tyle ze względu na talent aktorski, ile przede wszystkim na przymioty natury fizycznej. Channing Tatum, Matthew McConaughey, Alex Pettyfer, Matt Bomer i Joe Manganiello stanowią całkiem gorącą reprezentację, a to jeszcze nie wszyscy przedstawiciele rozrywkowej paczki. Najważniejsi dla filmu są trzej pierwsi aktorzy. Adam (postać grana przez Pettyfera) to swoisty motor napędowy akcji – – właśnie jego poczynania zbliżają do siebie (lub od siebie odpychają) bohaterów, od niego też zaczynają się fabularne zwroty. Największą gwiazdą – zarówno filmu, jak i show – jest jednak tytułowy Magic Mike grany przez Tatuma. On też w większości przypadków odpowiada za aspekt taneczny. Muszę jednak przyznać, że niełatwo skupić się na ocenie jego zdolności, bo choć występy są niezwykle efektowne, to wzrok i uwaga skupiają się raczej wokół tego, kiedy Mike ściągnie koszulkę i czy pokaże tyłek (zazwyczaj to robi). Tak czy inaczej, jest na co popatrzeć.

Trzecim aktorem, o którym nie sposób nie wspomnieć, jest oczywiście Matthew McConaughey we własnej (namacalnej) osobie. Wciela (!) się on w postać założyciela, szefa, wodzireja i gospodarza męskiego show. I jedno jest pewne: ten facet może zagrać każdego, byle tylko pozwolić mu na wygłoszenie w ramach roli krótszego lub dłuższego monologu. I nieważne, czy jest to mowa oscarowa, wyrażenie poglądów filozoficznych w Detektywie czy też przemówienie motywacyjne i lekcja kręcenia tyłkiem dla nowego striptizera. Facet jest mocny w gębie i to przede wszystkim swoim gadanym kupuje moje uwielbienie. A że na deser potrafi się rozebrać i atrakcyjnie wyeksponować rozebrane części ciała – to tylko dodatkowa zaleta.

Ale Magic Mike to też garstka nie najgorszego humoru (elektryzujące wymiany ripost między Nim i Nią w stylu „kto się czubi, ten się lubi”). A także kilka ciekawostek związanych z tak egzotyczną branżą jak striptiz męski: wśród nich na pewno na pierwsze miejsce wychodzi pompowanie penisa (potwierdzony fakt – sprawdziłam odpowiedni zakątek internetu, możecie wierzyć mi na słowo), dalej jest prostowanie banknotów wyciągniętych ze skąpej bielizny oraz profesjonalne gadżety, które o dziwo kojarzą się z preferencjami homoseksualnymi (o dziwo, ponieważ kobiety zainteresowane podobnym show pragną zobaczyć umięśnionych, męskich facetów, którzy – eufemistycznie mówiąc – znają się na rzeczy). Dodatkowo miło (dla odmiany od współczesnych teledysków i reklam) zobaczyć mężczyzn w roli uprzedmiotowionych jednostek.

Podsumowując wszystkie powyższe wywody, całkiem poważnie polecam ten film! Zdecydowanie polecam Magic Mike’a czytelniczkom. Ale i czytelnicy umiejący z dystansem podejść do filmu i przyjąć go z całym dobrodziejstwem inwentarza nie powinni wzgardzić tą łatwą i przyjemną rozrywką. Ja tam jestem gotowa na planowany w 2015 roku sequel Magic Mike XXL.    



Tytuł: Magic Mike
Reżyseria: Steven Soderbergh
Scenariusz: Reid Carolin
Obsada: Channing Tatum, Matthew McConaughey, Alex Pettyfer, Cody Horn, Olivia Munn
Czas trwania: 1 godz. 50 min.
Gatunek: dramat, komedia
Premiera: czerwiec 2012 (świat), lipiec 2012 (Polska)

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %