Dziesięc kochanek filmu

Jak prawdziwą makabrę zamienić w komedię

Główną rolą komedii jest zapewnianie odbiorcom rozrywki, uciechy, radości. Ale w ramach tego gatunku powstają także całe grupy filmów i spektakli, których przekaz nie jest tak jednoznaczny. Dobrym tego przykładem jest czarna komedia, łącząca elementy humorystyczne z makabrycznymi.
Wywodzi się z nurtu surrealistycznego, operuje poetyką absurdu i stara się przede wszystkim ukazać mroczną stronę natury ludzkiej. Odnajdziemy więc w filmach tego rodzaju motywy śmierci, cierpienia, kalectwa i zbrodni – wszystkie przedstawione jako przedmiot żartu[1]. Choć gatunek jest bez wątpienia specyficzny, zawiera w sobie niezwykle intrygujące i oryginalne przykłady. Przyjrzyjmy się bliżej jednemu z nich – filmowi Bernie z 2011 roku.

Tytułowy bohater jest pracownikiem domu pogrzebowego – możemy więc spodziewać się pierwiastków makabrycznych. A to, że został on powołany do życia dzięki aktorskim talentom Jacka Blacka, zapowiada pierwiastek humorystyczny. I rzeczywiście: profesja Berniego pozwala wpleść w fabułę sceny przygotowywania ciała zmarłego do pochówku czy liczne obrazki z samych pogrzebów (chociaż, rzecz jasna, na tym nie koniec makabry). Ale religijne zaangażowanie związane z zawodem sankcjonuje także to, w czym Jack Black jest najlepszy – śpiew! Nie raz i nie dwa sympatyczny aktor ma możliwość pochwalić się swymi przednimi umiejętnościami wokalnymi. Nie przyćmiewają one bynajmniej zdolności aktorskich, w przypadku Blacka często trudnych do zauważenia ze względu na rodzaj filmów (w większości dosyć głupkowatych), z jakimi go kojarzymy. Bernie natomiast, też na pierwszy rzut oka mało poważny (ostatecznie jest to komedia!), stworzył warunki, w których członek grupy Tenacious D (polecam ten comedy rock, w końcu chłopcy byli o krok od nagrania najlepszej piosenki na świecie!) był w stanie naprawdę zabłysnąć, przede wszystkim dzięki ambiwalencji wpisanej w charakter granej postaci, co zawsze daje pole do popisu.

Jeszcze przez chwilę skupmy uwagę na głównym bohaterze. Jak już wiemy, specjalizuje się on w przywracaniu witalności trupom (przynajmniej od strony wizualnej), przekształcaniu pogrzebów w małe formy artystyczne oraz odpędzaniu pesymistycznych myśli pięknymi popisami wokalnymi. Innym jego zajęciem, do którego podchodzi z dużą przyjemnością, jest pocieszanie świeżo owdowiałych starszych pań, tzw. DLOLs – dear little old ladies, jak tytułują je mieszkańcy Carthage, małego miasteczka w Teksasie. Z jedną z takich dam, panią Nugent (Shirley MacLaine), zaczyna go łączyć (oczywiście po śmierci jej małżonka) dziwna relacja. Dziwna nie tylko dlatego, że on jest nazywany złotym człowiekiem, chodzącą dobrocią i pomocną dłonią, a ją przyrównuje się raczej do okrutnej wiedźmy, bogaczki bez serca i cienia empatii. Dziwna również dlatego, że rola żigolaka miesza się w niej z rolą sługi i męczennika, po chwilach beztroskiego korzystania z przywilejów klasy wyższej następowały momenty upodlenia i zmieszania z błotem, a wzajemna troska i nić porozumienia ustępowały obopólnej nienawiści i chęci ucieczki przed swoim towarzystwem. Nic dziwnego, że starsza pani po jakimś czasie zniknęła z życia mieszkańców Carthage…

W tym miejscu do akcji wkracza detektyw Danny Buck, grany przez – notabene – Matthew McConaugheya. Dziwnie się ten film i tego aktora ogląda w takiej roli po znakomitym serialu Detektyw. Bo przecież podczas pierwszego seansu, kiedy jeszcze nie śniłam o cyklu odcinków tak bardzo dopieszczonych, tak efektownych wizualnie, tak poruszających fabularnie i tak mocnych aktorsko, ze spokojem przyjmowałam niestandardowe metody detektywa Bucka, który dowodził homoseksualnej natury Berniego na podstawie noszonych przez niego sandałów… Już wtedy jednak McConaughey mnie zachwycił – w moim bowiem wyobrażeniu (jak pewnie w wyobrażeniu wielu innych kinomaniaków, a szczególnie żeńskiej części) słynął on przede wszystkim z ponętnie wyrzeźbionej klatki piersiowej oraz ról romantycznych kochanków. W Berniem nie jest ani atrakcyjny fizycznie, ani zaangażowany w żadne miłostki. Dzięki temu można skupić się na jego właściwej pracy, to znaczy na grze aktorskiej, i zauważyć, że ma wiele do zaoferowania! A jeśli ktoś nie widział jeszcze filmów Uciekinier, Witaj w klubie lub kilku znaczących scen z jego udziałem w Wilku z Wall Street, powinien zdecydowanie pójść tym tropem i nadrobić zaległości. Właśnie dla Matthew McConaugheya.

O wyjątkowości filmu decyduje jednak to, że przedstawione w nim wydarzenia są autentyczne! Gdy w trakcie napisów końcowych pojawiły się prawdziwe zdjęcie Berniego Tiedego i Marjorie Nugent oraz fragment nagrania ze spotkania Jacka Blacka z Berniem w więzieniu, nie mogłam w to uwierzyć. Musiałam przewertować internet, by zdobyć pewność. I tak, ta absurdalna, niejednoznaczna, komiczno-makabryczna historia nie została stworzona w studiu przez specjalistów, ale napisało ją samo życie! Mało tego. Przed kamerami pojawili się prawdziwi mieszkańcy miasteczka, którzy znali osobiście i Berniego, i Marjorie. Dlatego też film ma charakter reportażowy – w fabułę są wplecione komentarze naocznych świadków (rzeczywistych oraz zastąpionych przez profesjonalnych aktorów), którzy dzielą się z widzami swoim spojrzeniem na minione wydarzenia i ich bohaterów.

Fantastycznie dobrana obsada (choć wybory wcale nie są oczywiste), znane nazwiska, znakomita gra aktorska, ciekawy gatunek, nieszablonowy pomysł z oryginalnymi rozwiązaniami – a jednak film Richarda Linklatera (trylogia Przed wschodem słońca, Przed zachodem słońca, Przed północą) nie trafił do polskich kin! Wyroków dystrybutorów filmowych w naszym kraju nie sposób przeniknąć (szczególnie gdy pomyślimy o polskich tytułach zagranicznych filmów oraz co poniektórych hasłach reklamowych…), ale tym razem możemy wspólnie pokazać im figę, oglądając Berniego i zachwycając się nim w domowym zaciszu.


Tytuł: Bernie
Reżyseria: Richard Linklater
Scenariusz: Skip Hollandsworth, Richard Linklater
Obsada: Jack Black, Shirley MacLaine, Matthew McConaughey
Czas trwania: 1 godz. 44 min
Gatunek: czarna komedia
Premiera: czerwiec 2011 (świat)


[1] [hasło:] Czarna komedia, [w:] Słownik filmu, red. R. Syska, Kraków 2005.
Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %