PrzeczytaliśmyRecenzje

Jak ugryźć Paryż?

Wyobraźmy sobie, że piszemy książkę. Weźmy miasto szczególnie bliskie naszemu (i nie tylko naszemu) sercu, budzące wiele skojarzeń literackich, muzycznych, filmowych, kulinarnych. Znajdźmy barwne, ciekawe osobistości związane z tym miastem i przeprowadźmy z nimi wywiady na jego temat. Dodajmy niebanalne zdjęcia. Powinniśmy otrzymać literackiego samograja. Chyba że…
Chyba że tak jak Alessandra Mattanza w książce Mój Paryż postanowimy pójść o krok dalej i zamiast po prostu oddać głos swoim rozmówcom, podejmiemy się stworzenia opowieści o nich. Pomysł chwalebny i bez wątpienia wymagający większego nakładu pracy, ale ryzykowny, a to dlatego, że jego realizacja może się okazać niezbyt satysfakcjonująca.

Bohaterowie tej książki – bo jest to jednak książka bardziej o nich niż o francuskiej stolicy – są różnorodni. Pojawiają się wśród nich reżyserowie (w tym Jean-Pierre Jeunet, twórca słynnej Amelii), aktorzy, światowej sławy szefowie kuchni (na przykład Hélène Darroze, na której wzorowano podobno postać Colette z disneyowskiego filmu Ratatuj), baletnica, fotograf, projektantka mody… Kłopot polega na tym, że Mattanza o większości z nich opowiada, wykorzystując ten sam, moim zdaniem niezbyt fortunny schemat. Każdy z rozdziałów nasyca szczegółowymi, a przy tym łatwymi do znalezienia informacjami biograficznymi, niekoniecznie związanymi z Paryżem i niekoniecznie ciekawymi dla odbiorcy (chyba że do poduszki zwykł czytywać encyklopedię), a dopiero później wplata w tekst to, czego – można przypuszczać – dowiedziała się od nich samych o mieście i ich bytowaniu w nim. Trudno w związku z tym oprzeć się wrażeniu, że nie w pełni wykorzystuje potencjał tych opowieści. Ponadto zaś okrasza całość licznymi określeniami wartościującymi dodatnio (jeśli nie powiemy czytelnikowi, że aktorka X w filmie Y wypadła czarująco, a w filmie Z olśniewająco, to gotów pomyśleć, że było na odwrót, i co wtedy?), które trochę przytłaczają, trochę śmieszą, a trochę irytują, bo styl takiego tekstu zbliża się niebezpiecznie do stylu folderów reklamowych. Przykre wrażenie pogłębia się tym bardziej, gdy zauważymy, że podobną książkę ta sama autorka napisała o Nowym Jorku.

Ponieważ znaczną część publikacji zapełniają życiorysy sław, na sam Paryż zostaje niewiele miejsca, a szkoda – bo to właśnie fragmenty dotyczące jego postrzegania są chyba w tej książce najciekawsze. Frapujące jest już zestawienie różnych perspektyw, z których patrzą na swoje miasto słynni paryżanie (z urodzenia, ale częściej z wyboru): artystka uliczna zwraca szczególną uwagę na powierzchnie, na których maluje, fotograf – na zmieniające się oświetlenie, znana aktorka mówi o paryskich kinach studyjnych i radzi, gdzie warto się wybrać na spacer z dziećmi, a gdzie – na dobre indyjskie jedzenie. Rozmówcy Alessandry Mattanzy opowiadają o ulubionych ulicach, muzeach, sklepach, restauracjach, o kolorach, jakie przybiera ich Paryż, i chociaż z każdej opowieści wyłania się trochę inny obraz miasta, to na planie, który wspólnie kreślą, nie brakuje również punktów, gdzie mogliby się spotkać. Są to miejsca bardzo charakterystyczne: Montmartre, Muzeum Orsay oraz, a jakże, wieża Eiffla, ale też piekarnie, cukiernie, bistra. Można by pomyśleć: banał. Być może jednak Paryż naprawdę najbardziej przyciąga tym, z czego najbardziej słynie, co budzi dobre skojarzenia. W końcu nawet Christian de Portzamparc, paryski architekt światowej sławy, nawiązuje do tradycji nawet w nowoczesnych, współczesnych projektach realizowanych w swoim mieście.

Najciekawiej chyba wypadają w książce rozdziały poświęcone twórcom zajmującym się sztukami wizualnymi: malarstwem, fotografią czy właśnie architekturą. Informacje o życiu tych artystów łączą się płynnie z tym, jak postrzegają oni Paryż – być może dlatego, że ich praca jest z nim nierozerwalnie związana. Jej efekty przeplatają się bowiem z tkanką miejską, tworząc sieć zależności: z jednej strony artyści budują i dekorują przestrzeń stolicy, z drugiej – ta przestrzeń staje się budulcem ich sztuki. Z pierwszą możliwością mamy do czynienia choćby w przypadku Portzamparca, projektanta m.in. osiedla Massena oraz wielu paryskich budynków, czy Miss.Tic, artystki, której prace, nierzadko oparte na błyskotliwym dowcipie, pojawiają się na przykład na murach. Z drugą – w przypadku Elliota Erwitta, fotografa, który kwintesencję Paryża potrafi zamknąć w jednym ujęciu.

Zdjęcia stanowią zresztą integralną część tej publikacji, co najmniej równie ważną jak tekst (z którym, co istotne, świetnie je zharmonizowano). Ukazują odbiorcom Paryż wielobarwny, niejednolity, codzienny i odświętny, elegancki, zadziorny, błazeński, czasem nieoczywisty (czy przed urzędem miasta spodziewalibyśmy się ludzi opalających się na leżakach?), a czasem typowy, ale wciąż klimatyczny (wystarczy przywołać choćby obrazy brukowanych paryskich uliczek o zmierzchu czy dachów kamienic. Znacie? Znamy. To… pooglądajcie). Na uwagę zasługują również wyraziste portrety rozmówców autorki, wiele mówiące o nich samych.

Czyj Paryż wyłania się zatem z książki Alessandry Mattanzy? Po trosze każdego z jej bohaterów – to bez wątpienia. W nie mniejszym stopniu – autorów fotografii. Przede wszystkim jest to chyba jednak Paryż samej Mattanzy, zakochanej w nim (czy aby szczerze?) nieparyżanki. Najdobitniej można sobie to uświadomić, próbując zrekonstruować proces powstawania książki: to autorka dobrała sobie rozmówców (uzasadnione wydaje się zatem przypuszczenie, że francuska stolica to dla niej miasto właśnie takich ludzi jak oni), wybrała informacje biograficzne, opracowała pytania i zdecydowała, które z odpowiedzi na nie przeznaczy do publikacji. Paryż, jak mówi we wstępie, działa na jej wyobraźnię jak żadne inne miasto, ogarnia ją całościowo, zachwyca – nawet jeśli czasem jest to zachwyt dość naiwny.

   

autor: Alessandra Mattanza

tytuł: Mój Paryż

przekład: Jacek Sikora

wydawnictwo: Burda NG

miejsce i rok wydania: Warszawa 2016

liczba stron: 256

format: 175 × 220 mm

oprawa: twarda

Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Sprząta (na portalu, a czasem również gdzie indziej). Tu zetrze przecinek, tam dostawi brakującą literę, ówdzie zrobi przemeblowanie w zdaniu albo rozwiesi cudzysłów. Kiedyś studiowała ukrainistykę, ale jej przeszło. Została jej stamtąd sympatia do dwudziestowiecznej literatury ukraińskiej.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %