Przeczytaliśmy

Śliwka w czekoladzie

Nie ma najpewniej w Polsce nikogo, kto choć raz w życiu nie zetknąłby się z pracą malarską lub graficzną Karola Śliwki. Urodziliśmy się i ten fakt zainteresował Instytut Matki i Dziecka. Uczyliśmy się w szkole z książek Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, a na politechnice (może Białostockiej?) sięgaliśmy po książki z Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Nasi dziadkowie oszczędzali na mieszkanie w PKO. Na wakacje jeździmy po drogach zarządzanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Na stadionie Polskiej Federacji Sportu emocjonowaliśmy się zawodami. Pierwszą płytę winylową ojciec kupił dla mamy w Poltonie i poszedł do niej, pachnąc wodą kolońską Wars, a to jak często ty czytasz książki, sprawdza Biblioteka Narodowa. Karol Śliwka zaprojektował logotypy wszystkich wymienionych instytucji i firm.

Zresztą nie tylko tych, bo stworzył ponad 400 znaków. To rekord w polskim projektowaniu graficznym. W 2018 roku Muzeum Miasta Gdyni zorganizowało przeglądową wystawę jego prac pt. Karol Śliwka. Polskie Projekty Polscy Projektanci. Wydało też album towarzyszący temu wydarzeniu. Przyznać trzeba, że publikacja jest fenomenalna. Zadbano o każdy szczegół, a w przypadku książek poświęconych grafikom to jest zawsze wyzwanie dla projektanta. Tutaj nad kształtem pracował Patryk Hardziej, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku (autor mojego ulubionego logotypu – Gdańskich Targów Książki). To naturalne, że największą część albumu zajmują reprodukcje prac Śliwki, ale znalazło się także miejsce na kilka tekstów. Oprócz biografii bohatera znajdziemy tam eseje: Marcina Wichy, Patryka Hardzieja, Agnieszki Drączkowskiej, Seana Wolcotta, Jensa Müllera i Pawła Śliwki.

Oceń po okładce

Książka ma twardą oprawę w kolorze głębokiego fioletu (śliwkowa!), owinięta jest w obwolutę skrzydełkową i opaskę z nadrukiem nazwiska autora. Obwoluta jest złożona i po wyprostowaniu zagnieceń, otrzymujemy mały plakat ze zdjęciem artysty i kilkunastoma jego pracami. Na okładce metodą wytłoczenia umieszczono znak identyfikacyjny Śliwki. Te książkę można z powodzeniem oceniać po okładce, bo idealnie zapowiada wnętrze.

„To, co najbardziej mnie fascynuje w jego pracach, to wizualne rebusy, w których odrębne znaczeniowo obiekty, dzięki zsyntetyzowaniu ich w czarną plamę, nabierają nowego życia i zaczynają spełniać swoją funkcję, czyli identyfikować. Dzisiaj już tak się (niestety) nie robi” (s.24).

Tak pisze w katalogu Hardziej i dodaje: „na miano autorytetu w dziedzinie znaku graficznego Karol Śliwka zasłużył sobie niezwykłą umiejętnością kreowania w bardzo prosty sposób rozbudowanych historii wizualnych”. Trudno nie zgodzić się z tym zdaniem, patrząc na znaki zaprojektowane przez ich twórcę. Celowo piszę „znaki”, a nie logotypy, bo sam autor upierał się przy tym określeniu. „Logo oznacza z greckiego słowo. Znak to znak, słowo to słowo” – mawiał.

Zwiastowanie fenomenu

Biografia Śliwki to przykład sukcesu wynikającego z uporu i pracowitości. Projektant pochodził z malutkiej wsi Harbutowice i rodzice widzieli w nim sukcesora rodzinnego gospodarstwa. Tymczasem Karol od dzieciństwa interesował się grafiką i rysunkiem. Podjął naukę w Wieczorowej Szkole Malarstwa, Rzeźby i Grafiki. Nie stać go było na bilet do Bielsko-Białej, więc drogę pokonywał w wagonach do przewozu bydła. Później przeszedł trudny dla siebie egzamin na Akademię Sztuk Pięknych. Najpierw problemem był brak oka, które stracił w dzieciństwie podczas uprzątania powojennych min i lekarz nie chciał zezwolić na studiowanie. Potem musiał przerwać sam egzamin, bo nie stać go było na jedzenie i głód zmusił go do powrotu do domu. Okazało się jednak, że kilka prac, które zdążył wykonać, zyskały aprobatę komisji egzaminacyjnej. Dostał zatem indeks, oprócz tego miejsce w akademiku i stypendium.

Jeszcze w czasie studiów wziął udział w konkursie na projekt opakowania papierosów. Wygrał go i odtąd paczki papierosów Syrena (nagroda), Giewonty i Morskie (wyróżnienia) nosiły jego grafiki. W tym samym czasie wdrożono także znak jego pomysłu dla Wydawnictw Naukowo-Technicznych, który funkcjonował do likwidacji WNT. Ciekawa jest historia akceptacji projektu znaku Banku PKO, na którą autor musiał czekać dwa lata z powodu protestu… sprzątaczki.

„Znaki Śliwki są nie z tego świata” pisze w swoim eseju Marcin Wicha, mając na myśli czasy, w których powstały. Wtedy, w epoce gospodarki planowanej, towary nie wymagały właściwie reklamy, bo podaż przewyższała popyt. Logotypy mogły uchodzić za fanaberię.

Karol Śliwka projektował nie tylko znaki, jego portfolio to spora część historii polskiego plakatu, to także mnóstwo wzorów opakowań, broszur, kopert, znaczków pocztowych, okładek książek i płyt. Z katalogu dowiadujemy się, że bywały okresy, gdy tworzył nawet po 20 projektów miesięcznie. Bez Karola Śliwki kilka dekad polskiej sztuki użytkowej nie byłoby takich ciekawych. Album wystawy z 2018 roku jest tego dobitnym dowodem. Autorzy zadbali, żeby nie tylko pokazać dorobek artysty, lecz także pietyzmem edycyjnym ozłocili talent bohatera. Co tam ozłocili, oblali go raczej całego czekoladą.


tytuł: Karol Śliwka. Polskie Projekty Polscy Projektanci
wydawnictwo: Muzeum Miasta Gdyni
miejsce i rok wydania: Gdynia 2018
liczba stron: 200
format: 210 x 297 mm
okładka: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %