Katharsis pisarza. Historia Liao Yiwu
Jednostka to autor Liao Yiwu. W czerwcu był jednym z tych nielicznych, którzy mimo dezinformacji panującej w kraju mieli świadomość krwawego odwetu władz wziętego na protestujących studentach. Wstrząśnięty, w błyskawicznym tempie stworzył Masakrę – wiersz-wyrzut wobec tych, którzy poważyli się zmiażdżyć niewinną stolicę; następnie wraz ze znajomymi nagrał film Requiem, w którym wykorzystano nagranie recytacji poematu. Szybko wyszło na jaw, że skandalicznym upublicznieniem własnych myśli ściągnął wszystkim na kark agentów bezpieki. Nagle, z dnia na dzień, przechwycony przez nich gdzieś na ulicy awangardowy poeta został wkopany do celi w ośrodku zatrzymań, gdzie parunastu przestępców już czekało, by poczęstować go daniem ze specjalnego menu (najmniej bolesną specialità della casa okazało się w nim zanurzenie głowy w wiadrze z odchodami). Ten brutalny świat stanowił szczelną tamę, która chroniła oczyszczającą rzekę historii przed napływem łez pomniejszych „przestępców politycznych” zamieszanych w czerwcowe protesty. Więźniowie-intelektualiści tkwili po szyję w szambie bez możliwości ucieczki.
Jak zwykle w książkach Liao zaskoczyła mnie polaryzacja odczuć Chińczyków (widoczna nawet w tej mało reprezentatywnej więziennej społeczności) – reakcje współosadzonych przestępców i strażników na „kontrrewolucyjnego” intelektualistę często są zupełnie sprzeczne. Z jednej strony odczuwają wobec niego niechęć, która kumuluje się w momentach okrutnego upodlenia, z drugiej strony na swój sposób szanują tę jajogłową osobistość. Zdarza się na przykład, że szczególna więzienna elita, to znaczy nieobjęci programem „naprawy przez pracę” więźniowie skazani na śmierć, biorą na siebie obowiązki Liao, aby poeta mógł sobie w spokoju poczytać. Wewnętrzna ambiwalencja towarzyszy też samemu narratorowi, gdy – nasiąknąwszy już więziennym stylem życia, deformującym poczucie moralności – mimo wszystko stara się czasami przestrzegać etosu intelektualisty i nie zatracić się zupełnie w odczłowieczających realiach, w których rozrywkami bywają tortury lub gwałt. W Za jeden wiersz dokumentuje z budzącą podziw szczegółowością, jak udało mu się przetrwać i nie upaść ostatecznie na duchu w opłakanych warunkach chińskiego aresztu i więzienia.
Liao Yiwu razi czytelnika zupełnym przeciwieństwem patetycznego bohaterstwa – obrzydliwymi opisami wszechobecnej ohydy, chwilami aż bolesną szczerością wypluwanych na papier wspomnień. Bezprzykładna otwartość, z jaką przedstawia swoją opowieść, daleko wykracza poza obowiązki historiografa: stworzenie źródła wiedzy o działaniu chińskiego wymiaru sprawiedliwości, więziennym półświatku i zapamiętałym tępieniu więźniów politycznych. Liao prosto i często z przekąsem pisze o sobie i swoich przeżyciach. Na pierwszy plan wysuwa osobiste doznania i przemyślenia, motywowany chęcią podsumowania tego rozdziału w życiu, poszukiwaniem oczyszczenia przez sztukę. Również forma utworu przypomina pamiętnik, co wyróżnia Za jeden wiersz spośród innych dostępnych w Polsce dzieł pisarza: Prowadzącego umarłych, Bóg jest czerwony oraz Pocisków i opium – zbiorów wywiadów, w których Liao jako prowadzący stoi zawsze trochę z boku i możemy go poznać i ocenić głównie jako redaktora.
Cieszę się, że do rąk czytelników wreszcie trafiła baza do zrozumienia tych książek. Dzięki pamiętnikarskiemu charakterowi nowo wydanej powieści zyskujemy – oprócz poruszającego świadectwa historii – także kontekst interpretacyjny dla chronologicznie późniejszej twórczości Liao. Mocna, szczera opowieść ukazuje powody, przez które awangardowy poeta porzucił lirykę na rzecz dokumentalno-reporterskiej epiki.
W tym debiucie prozatorskim widać już tak charakterystyczne dla autora talent do wyszukiwania poruszających historii i żyłkę reporterską. Zauważymy ich ślady na przykład we wstrząsającym dialogu ze współwięźniem, szczerze dumnym z siebie mordercą własnej żony, czy anegdocie o ponadsiedemdziesięcioletnim więźniu politycznym skazanym na dożywocie jeszcze w 1949 roku, któremu w otchłani więziennego bezprawia udaje się zapalić niemrawy płomyk sprawiedliwości i wyciągnąć niewinnego dysydenta z karceru. Zwłaszcza czytając te historie, nie można oprzeć się myśli, że pisarz lepiej czułby się w formie wywiadu, gdzie wykorzystałby wrodzoną delikatność i umiejętność wejścia w kontakt z rozmówcą, niż w narracji powieściowej. Nie do końca podobał mi się jej niejednolity styl – kontrastujące ze sobą fragmenty poetyckie i skrajnie naturalistyczne. Sądzę, że pisarz słusznie wybrał wywiad na podstawę swoich kolejnych prac.
Liao Yiwu przetrwał tragiczny okres w osobistej historii i przekuł go w swoją siłę – brutalnie szczerą prozę. Zachęcam do niej szczególnie tych, którzy znają tylko jedną stronę Chin, czyli gigantyczny boom gospodarczy i wszechobecne wyroby „made in China”. Powinniśmy uświadomić sobie, jaki jest rewers tego medalu. Za jeden wiersz. Cztery lata w chińskim więzieniu polecam też oczywiście każdemu, kto kiedyś zetknął się z innymi dziełami Liao, oraz w ogóle fanom prozy dokumentalnej i reportażu. Nawet jeśli w miarę czytania coraz bardziej będą Was odpychać drastyczne opisy więziennych prześladowań, przeżyjcie je wspólnie z autorem od początku do końca w imię jego katharsis. To tylko kilka godzin zaciskania zębów, a świadomość zostanie w Was przez całe życie.
tytuł: Za jeden wiersz. Cztery lata w chińskim więzieniu
przekład z angielskiego tłumaczenia powieści: Agnieszka Pokojska, Tomasz Bieroń; przekład Masakry z chińskiego: Anna Włodarczyk
wydawnictwo: Czarne
miejsce i rok wydania: Warszawa 2017
liczba stron: 480
format: 133 × 215 mm
oprawa: twarda