Między fantazją, pragnieniem i rzeczywistością
Jednocześnie przedstawienie wszystkich tych spraw jest dalekie od banału, ponieważ Miranda July nie idzie na łatwiznę, nie czerpie z utartych schematów. Dlatego „samotna, niezależna kobieta” usuwa się na bok nawet we własnych fantazjach erotycznych. Macierzyństwo nie ma nic wspólnego z biologicznością. Samoobrona dla kobiet sprzedawana jest jako pakiet ćwiczeń fitness. Odrzućcie więc podczas lektury wszelkie założenia, nie dajcie się zwieść wdrukowanym w umysł tropom literackim.
Nie pozwólcie też zniechęcić się do lektury przez samą główną bohaterkę, chociaż to akurat nie będzie takie proste. Nie wiem, czy ktoś jest w stanie polubić Cheryl od pierwszych stron powieści. To postać zwyczajnie irytująca, wręcz żałosna – wywołuje w czytelniku uczucie zwane secondhand embarrassment – wstyd z powodu żenujących działań innych osób. To wrażenie jest mocno powiązane ze sposobem narracji, który pozwala poznać nieprzefiltrowane myśli Cheryl, odlatującej w interpretacjach najdrobniejszych szczegółów zachowania w relacjach z innymi osobami.
Równocześnie autorka wbija nam małą szpileczkę – bo trudno nie znaleźć w sobie samym cech wspólnych z główną bohaterką. A i ona zaczyna się zmieniać, więc niechęć pomału zanika. Nie jest to jednak rozwój związany z dorastaniem (Cheryl jest po czterdziestce) ani kryzys wieku średniego. To docieranie do siebie, zrozumienie swoich potrzeb, odnajdywanie własnej drogi, przyjmowanie jej i pomaganie sobie.
Jeśli ktoś był dość mądry, żeby wiedzieć, że życie składa się głównie z rezygnowania z rzeczy, których się pragnie, to czemu by nie wprawić się w rezygnacji, zamiast podejmować próby posiadania? (s. 265)
Czy ostatecznie Cheryl podda się prądom rzeczywistości i wpływom innych ludzi, czy zdobędzie się na gesty, które mogą nie być słuszne, ale za to jej własne – tego nie będę zdradzać. Ale zdradzę, że Pierwszy bandzior to świetna lektura dla wszystkich poszukujących. Nie dlatego, że przynosi jakieś odpowiedzi albo dopinguje, by się nie poddawać – raczej dlatego, że daje przyczynek, by w ogóle zacząć stawiać pytania.
Wielkie pochwały należą się zatem wydawnictwu Pauza za wybór właśnie tego tytułu na swoją drugą publikację w historii istnienia (pierwsza – Legenda o samobójstwie – również zostanie u nas zrecenzowana). Duży plus także za piękne wydanie – w szczególności za grafikę na wewnętrznej stronie okładki, która może się stać znakiem rozpoznawczym wydawnictwa. Zastrzeżenia mam tylko do tłumaczenia tytułu. W oryginale mamy The First Bad Man, czyli dość neutralne określenie, co potwierdza także kontekst powieści. Natomiast polski „bandzior” jest tak babciny, że wytrąca mnie z równowagi za każdym razem, gdy spojrzę na okładkę. Niemniej to drobna rysa na skądinąd bardzo solidnej publikacji.
tytuł: Pierwszy bandzior
przekład: Łukasz Buchalski
wydawnictwo: Pauza
miejsce i data wydania: Warszawa 2018
liczba stron: 336
format: 150×210
oprawa: miękka ze skrzydełkami