Klasyka do herbaty

Mistyka kobiecości w „Szklanym kloszu” Sylvii Plath

Zawsze, kiedy czytam książkę wydaną już kilka dziesięcioleci temu, która porusza obecnie aktualne problemy, mam nie lada problem z odniesieniem się do niej obiektywnie. Z jednej strony porusza się w niej palący problem, z drugiej jest on pokazany w sposób teraz już zwykle oczywisty… Ale przecież to, co dla mnie jest oczywiste, nie musi być takie dla wszystkich. I to jest mój największy kłopot z życiem w zgodzie z resztą społeczeństwa. Zakładam z góry, że wszyscy mają takie same zasięgi intelektualne, świadomość i samoświadomość jak ja. A kiedy okazuje się, że wcale tak nie jest, wyrażam tak ogromne zdziwienie, iż wychodzę na snobkę. Zresztą, przyznaję – często nią jestem, niekiedy całkiem świadomie. Na przykład teraz.
Czytając Szklany klosz Sylvii Plath, nie spodziewałam się znaleźć w tej książce tylu wciąż aktualnych zagadnień. Nie powinnam jednak być aż tak zaskoczona. Kwestia niesprawiedliwości panującej w społeczeństwie oraz uprzywilejowanej pozycji mężczyzn w stosunku do kobiet to problemy tak stare jak najstarsze ludzkie cywilizacje. Świadczą o tym wszelkie źródła historyczne od starożytnego Rzymu po dziś. Sięgnę do bliższych nam czasów i rozważę cytat z jednej z moich ukochanych książek, który uświadamia nam, że feminizm nie jest wymysłem lat 60. XX wieku ani obecnych czasów, nie pojawił się nawet po raz pierwszy na początku wieku XX razem z prawami wyborczymi dla kobiet, mimo iż poniższy fragment pochodzi z roku 1917:

„[…] pewnego dnia, kiedy mężczyźni uświadomią sobie, w jakie tarapaty wpakowali ten świat, i że już nie potrafią z nich wybrnąć, wtedy ochoczo dadzą nam prawa wyborcze i zwalą wszystkie problemy na nas. To ich metoda”[1].

Cytat ten pochodzi z piątej książki z cyklu o Ani Shirley (tutaj już Blythe), czyli Ani z Zielonego Wzgórza. Słowa te – chociaż wypowiedziane przez osobę traktowaną w książce z przymrużeniem oka – uświadamiają nam, że dyskusja na te tematy była podejmowana nawet na największych prowincjach. Lucy Maud Montgomery mieszkała bowiem w Kanadzie w niewielkim miasteczku, a jej książki już wówczas oskarżane były o zbytnią naiwność i pomijanie wielu ważnych dla ówczesnego świata spraw. A jednak nawet tu, pod przykrywką żartu i poruszania błahostki, czytelnik dostaje w zamian za uważne czytanie kilka perełek, które wprowadzają go w realia minionych czasów.

I tu pojawia się pytanie: na ile ta kwestia jest dalej aktualna?

Szklany klosz Sylvii Plath stanowi doskonały punkt wyjścia do rozważań w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie. Jest to książka opowiadająca o kobiecie, która – gdy ją poznajemy – znajduje się właśnie na swego rodzaju życiowym zakręcie. Właściwie nie wiąże się to z żadnym spektakularnym wydarzeniem w jej życiu. Po prostu nagle zdaje sobie sprawę, że straciła pasję do tego, co wcześniej robiła przez całe swoje dotychczasowe życie. Traci poczucie sensu po wyjeździe do Nowego Jorku, w którym teoretycznie zaczęły spełniać się jej marzenia o wykształceniu i zyskała możliwości niedostępne przeciętnej kobiecie.

O ile jest to sytuacja dość powszechna, o tyle w dalszym ciągu temat pozostaje aktualny i nieprzepracowany, chociaż dziś pojawia się w nieco innym kontekście. Co to znaczy? W latach 60. wciąż jeszcze istniały ramy, w których kobiety powinny trwać, wpasowane w nie raz a dobrze. Wybór inny niż oczekiwany przez rodzinę czy społeczeństwo był tępiony czy to otwarcie, czy w formie cichej pogardy. Jednak mimo wszystko wówczas mało kto wyłamywał się z narzuconego status quo. Szklany klosz natomiast porusza problem, który wówczas jeszcze trudno było dostrzec, a dziś staje się coraz większy. Bo co, jeśli wolność i samorealizacja również nie dadzą kobiecie szczęścia? Gdzie go szukać i jak żyć w społeczności, jednocześnie żyjąc w zgodzie ze sobą? Tym nieprzepracowanym problemem jest zatem uwolnienie kobiet od przymusu podążania narzuconą drogą bez podania innych przykładowych ścieżek, którymi mogą pójść.

Dzisiaj, mimo dania im pozornej wolności wyboru, w dalszym ciągu oceniamy kobiety na każdym kroku i to nie tylko w kwestii wyboru: dom czy kariera, wykazujemy się również małostkowością w innych sprawach. Nie pasuje nam kobieta, która karmi piersią, ale nie znajduje uznania również taka, która decyduje się karmić piersią za długo, nie mówiąc już o tych karmiących w miejscach publicznych (chociaż sama nie rozumiem, czemu wywalać ze stanika pierś na środku ulicy i pokazywać ją całemu światu, zamiast dla zachowania własnej prywatności okryć się pieluszką tetrową i usiąść gdzieś z boku). Nie akceptujemy matki, która wynajmuje od czasu do czasu opiekunkę, by móc zadbać o swój związek, ani matki, która trzyma dzieci zbyt długo i zbyt blisko siebie. Nie podoba nam się ani matka Polka, ani Anna Lewandowska (stworzona przez media matka i kochanka idealna pod każdym względem). Tylko czy wynika to raczej z ludzkiej natury, czy z rzeczywistych uprzedzeń do kobiecego prawa do wolności wyboru?

Faktem jest, że kobiety po prostu bardziej się umartwiają i tym samym są łatwiejszymi ofiarami hejtu i krytyki. Jest to jednak rzecz, którą same sobie zrobiłyśmy, nie zastępując patriarchatu, z którego się wyrwałyśmy, niczym nowym. Oczywiście wielokrotnie składano propozycje zastąpienia go partnerstwem, jednak ten złoty środek (bardzo trudny do osiągnięcia) bywa czasem oddalony od nas o lata świetlne, również z naszej winy. Chcemy dominować, wychowywać dzieci, robić karierę i podejmować decyzje. Jednocześnie chcemy, żeby mężczyzna się nami opiekował i stanowczo kierował rodziną, ale nie zbyt stanowczo, żeby ta władza nie wymknęła się nam jednak z rąk. Bywamy bardzo apodyktyczne. A tutaj na partnerstwo nie ma miejsca, choćbyśmy nie wiem jak mocno zarzekały się, że nam na nim zależy.

W Mistyce kobiecości Betty Friedan, czyli książce, która po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w 1963 roku, tak jak Szklany klosz Sylvii Plath, możemy przeczytać między innymi, że naszym głównym problemem jest brak w kulturze nowego wzorca kobiety, który zastąpiłby stary archetyp, pozwolił niepewnym siebie młódkom na odnalezienie drogi. Wyrwałyśmy się z antycznej mistyki kobiecości, nie zastępując jej niczym nowym. Wskutek tego doświadczamy rozłamu w społeczeństwie, w którym kobieta dwoi się i troi, aby spełnić wymagania wszystkich ludzi wokół i swoje własne jednocześnie – często za zbyt wysoką cenę. I choć jedni uznaliby stworzenie nowego wzorca kulturowego za zbędne, powiedziałabym – obserwując zagubienie współczesnych kobiet – że mógłby on stanowić doskonałą pomoc w kształtowaniu swojej tożsamości, przynajmniej na początku drogi w dorosłość.

Moim zdaniem jest to główne zagadnienie poruszane w Szklanym kloszu – Esther, utraciwszy nagle cel w życiu, popada w szaleństwo. Sama staje się natomiast symbolem, uosobieniem wszystkich wątpliwości i bólu kobiet współczesnych.

I to właściwie wszystko, co chciałabym, żebyście wiedzieli na temat samej fabuły, zanim sięgniecie po książkę. Zaledwie to i wspomnienie, iż znajdziecie tam wiele tematów, które w dalszym ciągu są poruszane w dyskursie publicznym – jak antykoncepcja, aborcja, cnota oraz edukacja kobiet. To i o wiele więcej.

Czy Szklany klosz jest wart lektury? Tu może właśnie wyjdzie ze mnie snobka, ponieważ moim zdaniem nie znajdziecie w nim niczego nowego, co wniosłoby wartościowy głos do współcześnie prowadzonych dyskusji na tematy poruszane również w książce. Jest to jednak propozycja ciekawa z socjologicznego punktu widzenia. Patrząc całkiem subiektywnie, myślę, że zakończenie Szklanego klosza doskonale obrazuje stan psychiczny autorki. Jest bowiem mdłe i nieco idealistyczne jednocześnie. Rozwiązanie akcji nie ma specjalnej puenty i troszkę zawodzi w kontekście całej powieści. Zupełnie jakby autorka ostatkiem sił chciała wlać w siebie jakąś nadzieję, że może jednak być lepiej. Tymczasem jej samobójstwo stanowi swego rodzaju ramę dla powieści oraz takie jej zakończenie, na które Sylvia Plath nie zdobyła się lub nie chciała się zdobyć, pisząc.

Pozwolę sobie zatem z pominięciem zakończenia podsumować Szklany klosz jako przygnębiającą historię o zagubieniu kobiety we współczesnym świecie,  którym nie umie ona znaleźć własnej drogi, zwodzona przez własne pragnienia pomieszane z oczekiwaniami wysuwanymi przez społeczeństwo i rodzinę.

Myślę, że dużo jeszcze czasu musi upłynąć, nim kobiety odnajdą nową mistykę swojej kobiecości, a mężczyźni przestaną żartować na temat ich praw, co miało miejsce w jednej z sond ulicznych, kiedy dziennikarz spytał spotkaną na proteście panią, czy jej zdaniem kobieta powinna mieć takie same prawa jak ludzie… Temat pozostawiam wam do rozważań.


Tytuł: Szklany klosz

Autor: Sylvia Plath

Przekład: Mira Michałowska

Wydawnictwo: Marginesy

Miejsce i rok wydania: Warszawa 2019

Liczba stron: 340

Format: 130 × 197

Oprawa: twarda


[1] Lucy Maud Montgomery, Wymarzony dom Ani, Poznań 1996, s. 113.
Filologia klasyczna i ćwierćwiecze – na koncie. Podróże i własne książki – w planach. Kanał literacki, kino oraz dobre jedzenie – na co dzień.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %