Przeczytaliśmy

Jak powinniśmy pamiętać?

Nie jest tak, że środowiska naukowe lub związane z kulturą czy socjologią nie zajmują się rozwiązaniem wojennej traumy. Przez lata zasypywano ją prowadzeniem wypierającej narracji o stosunku Polaków do ludności pochodzenia żydowskiego. Ta narracja miała ponoć bronić polskiej racji stanu, jak uważała PRL-owska władza. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdybyśmy jako naród przepracowali swoje winy tak, jak Niemcy, dziś każdy przejaw antysemityzmu byłby ścigany surowym prawem z silnym przekonaniem, że tak trzeba. 

Ciekawy przyczynek do dyskusji o miejscu pamięci o Holokauście w sumieniach i umysłach ludzi daje książka Wielogłos o Zagładzie wydana w ubiegłym roku przez Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK. Podczas prezentacji wystawy „Polska – Izrael – Niemcy. Doświadczenie Auschwitz” pojawiły się głosy oburzenia. Zwracano uwagę na niewłaściwe potraktowanie tematu przez niektórych autorów. Prace, które oprotestowano, były dziełami artystów sztuki współczesnej, więc odbiegały od kanonicznego traktowanie hasła. W reakcji na krytykę MOCAK rozpoczął debatę, która ma przynieść przepracowanie pamięci o Holokauście. Według pomysłodawców książki powinno to pomóc w rozważaniu tematu zawieszonego między historią i współczesnością.

Wielogłos o Zagładzie powstał jako zbiór odpowiedzi na osiem pytań. Zapytano między innymi: o to, co jest ważniejsze w pamięci o Zagładzie – przeszłość i pamięć czy teraźniejszość; o rolę patosu w opisywaniu wydarzeń; o to, jak należy opisywać Zagładę; o odpowiedzialność za nią; o to, jak można obrazić pamięć o niej. W książce znajdziemy odpowiedzi 95 osób. Nie wszystkie ustosunkowały się do każdego pytania, niektóre wypowiadały się krótko, inne szczegółowo uzasadniały swoje opinie. Powstał 350-stronicowy zapis współczesnego postrzegania Holokaustu. A może to dopiero szkic, który rozpocznie dojrzałą rozmowę? To rozwiązanie przydałoby się w Polsce najbardziej.

Prawie dwadzieścia lat temu Artur Żmijewski, jeden z czołowych polskich artystów sztuki współczesnej, stworzył film Berek. Obraz pokazuje grupę nagich postaci, które bawią się w berka najpierw w zwykłej piwnicy, potem w komorze gazowej byłego obozu koncentracyjnego. Uczestnicy początkowo czują się zawstydzeni, potem zabawa bierze górę nad dyskomfortem. Artysta w jednym z wywiadów powiedział: Ta praca jest pełna okrutnej zabawy, sadyzmu, nagości i jednocześnie dziecinnej beztroski. Chodziło o wizualne zrekonstruowanie sytuacji. Tak jak się to kiedyś odbywało: nadzy ludzie w komorze gazowej. Ale zamiast horroru mamy śmieszki, zabawki, erotyczne gierki, niewinne igraszki (https://zacheta.art.pl/pl/kolekcja/katalog/zmijewski-artur-berek).

Przypominam to, bo geneza powstania Wielogłosu… jest podobna. Kontrowersje wywołał choćby plakat promujący poprzedzającą go wystawę o doświadczeniu Auschwitz. Przedstawiał młodą uśmiechniętą dziewczynę na tle obozowego ogrodzenia z drutu kolczastego i wieży wartowniczej. (Na tej wystawie pokazywany był zresztą także „BerekŻmijewskiego). Organizatorzy tłumaczyli, że wymową fotografii jest próba odpowiedzi na pytania: co się stanie z pamięcią o Zagładzie, gdy odejdą już ostatni świadkowie? Jak mamy zadbać o to, żeby byłe obozy koncentracyjne wciąż budziły te same uczucia, co przez ostatnie 75 lat? Jak dalece sztuka współczesna może przetwarzać motywy związane z Holokaustem?

Te obawy trafnie ujęła prof. Dorota Głowacka z Uniwersytetu King’s College w Halifaksie:

Chyba największe niebezpieczeństwo kryje się właśnie w tym, że dzieła, które miały wstrząsnąć odbiorcą, zamiast tego zatrzasną przed nami wrota wyobraźni, jak zresztą sugerowała praca Grzegorza Klamana „Kunst macht frei” (2003), przedstawiająca neon z tymi słowami w kształcie napisu nad bramą wjazdową do Auschwitz (s. 70).

Z kolei pisarz Włodek Goldkorn uważa, że pamięci nie da się obrazić, bo jest wyobraźnią. Dopuszcza jednocześnie terapię poholokaustową z użyciem ironii i humoru:

I to nie jest tylko terapia. Nie ma pamięci bez dystansu i nie ma pamięci bez zapomnienia (s.79).

Anka Grupińska, reportażystka, komentuje chyba najprościej:

Istotą każdego ludzkiego poczynania jest czystość intencji – motywacja i świadomość. Sztuka lubi prowokację i dobrze, jeśli się nią żywi. Źle, jeśli pozostaje tylko prowokacją. Artysta winien być świadomy, a nie ignorancki. W przeciwnym razie jego praca nie jest sztuką, jest raczej pomyłką (s. 86).

Wtóruje jej prof. Jan Hartman, filozof:

Wszystko jest dopuszczalne, byle podłożem stosowania tych środków były czyste zamiary – żal, współczucie, gniew, pragnienie rozumienia, rozczarowanie niemożnością rozumienia. Gdy dzieło jest mądre, intencje zawsze przebijają spod środków wyrazu (s. 89).

Właściwie można cytować wszystkich, którzy odpowiedzieli na pytania. Każde zdanie, każda opinia jest cenna, czy to wypływająca z własnego doświadczenia Holokaustu, czy wynikająca z działalności naukowej lub artystycznej.

Celem książki nie jest przedstawienie dominant w opinii publicznej, choć jej forma budzi skojarzenia z ankietami. Mimo to wcale nie napotkamy w niej identycznych odpowiedzi. Nawet cytowany wyżej prof. Hartman, choć uważa intencję za kluczową, dopuszcza pozaikoniczne podejście sztuki do Holokaustu. W ogólnym pojęciu uważa się, że „sztuka może więcej”. Co to oznacza w praktyce? Brak szacunku do tematu czy podmiotu? Oczywiście, że nie. To zdecydowanie nakłada na twórcę jeszcze większą odpowiedzialność.

Jeśli nawet artysta decyduje się na nowatorskie podejście do tematu, to nie może go bagatelizować, zapominać, z czym ma do czynienia. Sztuka daje wolność interpretacyjną artyście, ale także odbiorcy, który powinien przez kontakt z dziełem poznać lepiej jego temat. Być może zmodyfikuje swój osąd? Niewykluczone, że przeciwnie – zgodziwszy się z twórcą, tym bardziej utwierdzi się w swojej opinii. W obu przypadkach wyjdzie z wystawy, przedstawienia czy kina bogatszy. Inna sprawa, jaką reakcję emocjonalną wywoła w nim dzieło. Czy odbiorca przewartościuje coś w sobie? Czy zareaguje gwałtownie i poczuje się nie tyle poruszony, ile oburzony albo wręcz – obrażony?

Książka daje wiele odpowiedzi, a jednocześnie brakuje w niej klasycznego podsumowania. Nie oznacza to, oczywiście, że nie spróbowano zsyntetyzować wniosków z zawartych w niej wypowiedzi. Rezultatu nie umieszczono jednak w opracowaniu i myślę, że to zabieg celowy. Wielogłos o Zagładzie miał być właśnie opowieścią solistów, a nie chóru. I teraz czytelnik może sam pokusić się o przeprowadzenie zabiegu syntetyzującego na wielu płaszczyznach. I najpewniej okaże się, że artyści zgadzają się ze sobą w iluś procentach, z kolei naukowcy różnią się od nich opiniami. Co myślą dziennikarze? Co – osoby, które doświadczyły Holokaustu? Co – ludzie młodzi? Jak widzą to obcokrajowcy, a jak – Polacy?

Tylko czy potrzebne jest takie opracowanie tej książki? Sądzę, że nie. Pomyślano ją raczej jako przymiarkę jeśli nie do debaty, to do szerszego pokazania w przyszłości, jak postrzegamy Zagładę obecnie. Czy podporządkowanie pamięci o niej jednemu zestandaryzowanemu punktowi widzenia jest nam potrzebne? Holokaust to wydarzenie tak dokładnie udokumentowane, że nikt rozsądny nie podejmie nigdy walki z faktami. Natomiast wraz z upływem czasu zmieniać się mogą ich interpretacje i metody opowiadania o nich. Zwłaszcza w sztuce.

O wartości książki stanowią jej bohaterowie – pochodzący nie tylko z Polski ludzie kultury i sztuki, pisarze, dziennikarze, przedstawiciele różnych pokoleń. Ta rozmaitość stała się podstawą do zarysowania wielobarwnych opinii na temat tego czarnego wydarzenia. Uzyskano obraz, który rzuca światło na zagadnienie, ale zobaczenie go w całości wymagać będzie dalszej pracy. Doceniam to opracowanie właśnie za to, że nie próbowano wyciągać jednego wniosku z wielu wypowiedzi. Byłoby to bezcelowe uproszczenie, skoro każdy odpowiadający na pytania zasłużył się również we własnej sferze aktywności różnorodnymi działaniami (książki, wystawy, reportaże itp.), które są naturalnym uzupełnieniem zawartych w książce opinii. Nie zapominajmy o tym, czytając Wielogłos o Zagładzie. A jednocześnie budujmy własną wrażliwość na artystyczne opracowania.
redaktor: Maria Anna Potocka



tytuł: Wielogłos o Zagładzie
wydawnictwo: Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK/p]
miejsce i rok wydania: Kraków 2018
liczba stron: 350
format: 170 × 230 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami

Na naszym portalu znajdziecie więcej recenzji książek o podobnej tematyce, chociażby Przez ruiny i zgliszczaWielki retusz czy Sąsiedzi i inni.

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %