Kultura w dymkach

My z niego wszyscy, czyli Will Eisner, ojciec komiksu

Nazywa się go Orsonem Wellesem komiksu i ojcem powieści graficznej. Ponadsiedemdziesięcioletnia kariera komiksiarza spinająca same początki współczesnego komiksu  i nadejście ery komiksów cyfrowych, prestiżowa nagroda jego imienia i nieoceniony wkład w rozwój teorii komiksu – wszystko to sprawia, że Will Eisner jest jedną z najważniejszych postaci goszczących kiedykolwiek w Kulturze w dymkach.
William Erwin Eisner urodził się 6 marca 1917 roku, jego młodzieńcze lata przypadły więc na okres narodzin i wielkiej popularności komiksu w Stanach Zjednoczonych. Od małego czytał w amerykańskich gazetach komiksowe paski, a później, dzięki swojej pierwszej pracy – roznosił gazety na Wall Street – miał dostęp do wszelkiego rodzaju komiksów ówcześnie publikowanych. I chociaż początkowo uważał je za dziecięcą rozrywkę, już wtedy mocno zapadły mu w pamięć prace E.C. Segara (Popeye), G. Herrimana (Krazy Kat) czy L. Younga (Tim Tyler’s Luck). Z równie popularnych i chętnie przez niego czytanych opowieści pulpowych wyniósł natomiast ważną dla przyszłej kariery lekcję konstruowania historii.

Pomocne okazały się też wychowanie oraz charakter przekazany w genach przez rodziców. To ojciec Willa Eisnera był artystyczną duszą, ale bez pragmatyzmu odziedziczonego po matce autor nie łączyłby w sobie wartościowych cech artysty i biznesmena, dzięki którym zawojował rynek komiksu. Duże wsparcie otrzymał, co podkreślał niejednokrotnie w wywiadach, w DeWitt Clinton High School, gdzie mógł rozwijać talenty pisarskie i artystyczne: tworzył tam paski komiksowe, ilustracje do gazetek szkolnych, magazyn o sztuce oraz scenografię do przedstawień teatralnych. Jako dziewiętnastolatek wraz z Jerrym Igerem założył własne studio artystyczne. I to wcale nie byle jakie studio – współpracowali z nim komiksiarze, którzy w przyszłości mieli się stać naprawdę znani – Bob Kane (twórca Batmana), Lou Fine, Jack Kirby (wtedy jeszcze Jacob Kurtzberg) czy Mort Meskin. Na sukces ich przedsięwzięcia wpłynęła sprzyjająca sytuacja na rynku wydawniczym: tytuły pulpowe zaczęły podupadać, co skłoniło wydawców do szukania nowych hitów wśród komiksów. Czynnikiem wielce użytecznym okazała się także przedsiębiorczość Eisnera. Najpierw, by skłonić do siebie partnera, zawyżył nieco swój wiek, a następnie, ponieważ znał wymagania wydawców, pracował jako pięciu różnych artystów – posługiwał się pseudonimami i wypracował kilka odmiennych stylów. Tego typu zagrywki na pewno się opłaciły, gdyż już wkrótce studio Eisner & Iger było znaną i cenioną marką.



Rozgłos na rynku wydawniczym przyniósł Eisnerowi kolejne możliwości. Chociaż więc i tak dokonywał on już przełomowych jak na swój wiek osiągnięć, ciągła potrzeba zmian, ulepszeń, rozwoju i podejmowania nowych wyzwań połączyła jego los z wydawnictwem Quality Comics. I rzeczywiście była to dobra decyzja – pozwoliła mu pracować nad serią The Spirit na własnych warunkach. Dzięki zabiegom niespotykanym w tamtych czasach umowa z wydawnictwem oficjalnie przyznawała prawa autorskie twórcy. Stwierdził on bowiem, że zamierza do końca życia zajmować się tworzeniem komiksów, musi więc dbać o swoją własność. Cyklowi na pewno wyszło to na dobre – Will Eisner pracował nad nim dwanaście lat, nigdy nie osiadł na laurach i wciąż dbał o jego wysoki poziom. Nie zamykał się na przykład w gatunku opowieści detektywistycznej, ale często wychodził w stronę realistycznych opisów życia codziennego lub – z drugiej strony – ocierał się o science fiction w opisach szalonych scen walki. Eksperymentował dużo również w warstwie słownej: wykorzystywał formę piosenek, a także poezję i język nonsensu. Seria szybko zyskała stałe grono czytelników (więcej o niej z pewnością opowie Wam Antoni w poniedziałek), ale Eisner po raz kolejny postanowił pójść własną drogą.



Mimo licznych próśb ze strony wiernych fanów po 1952 roku nie wrócił już do swojej najbardziej znanej serii. Postanowił dalej eksperymentować z formą komiksu, ponieważ szukał idealnego opakowania dla treści dojrzalszych niż zazwyczaj. Pragnął wyzwolić to medium od krzywdzących łatek infantylności kojarzonej z superbohaterami. Tak powstała publikacja Umowa z Bogiem i inne opowieści z czynszówki, którą teraz uważa się za pierwszą w historii powieść graficzną. I chociaż gatunek ten, jego definicja i rzeczywista zawartość są ciągle obiektem gorących dyskusji, to jednak dokonanie Eisnera na zawsze zmieniło rynek komiksowy, a jego samego uczyniło niezwykle samoświadomym artystą. Nie dziwi zatem, że twórca poszedł jeszcze o krok dalej i zajął się na poważnie badaniem i propagowaniem dziedziny, którą dotąd zajmował się tylko w praktyce. Wiedzę o komiksie wykładał w School of Visual Arts w Nowym Jorku, pisał o nim w książkach (Comics and Sequential Art, Graphic Storytelling, Expressive Anatomy), opowiadał na wykładach i konwentach – podkreślał wartość i potencjał komiksu jako formy sztuki i jako narzędzia edukacji. Właśnie Eisner nazwał go też „sztuką sekwencyjną” – na tej definicji teoretycy opierają się po dziś dzień.



Oczywiste jest więc, czemu akurat Eisnera wybrano na patrona najważniejszej nagrody komiksowej (jej pełna nazwa brzmi „The Will Eisner Comic Industry Award”), przyznawanej corocznie w trzydziestu sześciu kategoriach podczas międzynarodowego Comic-Conu w San Diego. Dostać nagrodę jego imienia to jak zapisać swoje nazwisko na kartach historii wypełnionych przez kreatywność, nowatorstwo i geniusz w najczystszej postaci. Bo tego właśnie symbolem stał się Will Eisner, dzięki długiej i bogatej karierze.

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %