KsiążkaPrzeczytaliśmy

Nieznane oblicze skandynawskiej prozy

Lektura noweli autorstwa Bodil Malmsten okazała się bardzo ciekawa i pouczająca. Po raz pierwszy w swojej czytelniczej podróży spotkałam się z tekstem z kręgu skandynawskiego, niebędącym kryminałem społeczno-politycznym, ani też nawet opatrzonym jakimś znanym nazwiskiem, jak chociażby Jo Nesbø, Stieg Larsson czy Camilla Läckberg.

Pomimo krótkiej formy przyjętej przez autorkę oraz faktu, iż nie jest ona zaliczana do klasyków literatury skandynawskiej, opowiadanie zatytułowane Jak syreny jest bardzo przemyślane fabularnie, niedopowiedzenia w nim zawarte także mają swój cel, a w całej historii można odnaleźć drugie, symboliczne dno. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że opowieść będzie dotyczyła dwóch kobiet, a homoseksualność jednej z nich będzie stanowiła główną oś fabularną opowiadania. Nic bardziej mylnego! Przy tak prostym odczytaniu zanika zupełnie sens alegoryczny opowieści, mianowicie historia dwóch kobiet, których przyjaźń, a nawet miłość – czysto platoniczna, wyciągnięta z wszelkich norm i określeń – jest poza wszelkim pojęciem rozumowym, poza podziałami na orientacje seksualne i poza jakąkolwiek rzeczywistością. Wszakże tytułowe syreny wymykały się wszelkim podziałom – były kobietami czy rybami? Miały dobre pobudki czy jednak istniały tylko po to, by wabić swoim pięknym śpiewem niczego niepodejrzewających żeglarzy i brutalnie ich zabijać? Kim tak naprawdę były? Kultura światowa na przestrzeni wieków, epok i lat wytworzyła różne ich wersje. Mitologia grecka przedstawiała je jako niebezpieczne femme fatale; mitologia rzymska zaś zrobiła z nich morskie nimfy, gotowe nieść pomoc zabłąkanym podróżnikom. Te dwa tak różne wyobrażenia syren wywołują czasem nieporozumienia, chociaż są one tożsame – jak wiemy Rzymianie zaadaptowali kulturę i sztukę grecką, i na swój sposób je przetworzyli, aby przystosować je do współczesnych im realiów historycznych. Nie sposób zatem obecnie uniknąć swoistych kalek artystycznych dotyczących roli syreny w danym dziele literackim, malarskim oraz – szerzej – artystycznym.

W tekście Malmsten obecność syren jest metaforyczna. Gdyby nie tytuł – Jak syreny – czytelnik prawdopodobnie nie powiązałby relacji pomiędzy bohaterką–narratorką a jej przyjaciółką Ylvą w takim właśnie kontekście. To właśnie uświadamia, jak duże znaczenie ma tytuł w całości odczytania i interpretacji danego tekstu literackiego, malarskiego czy muzycznego. W tytule bowiem niejako zawiera się podpowiedź autora/ autorki odnośnie do tego, jak należy dane dzieło odczytywać – jawi się on zatem jako swoisty drogowskaz dla czytelników i interpretatorów.

W opowiadaniu Malmsten pojawiają się także wątki biblijne, których głównym piewcą jest partner bohaterki–narratorki – Bjorn. Jako syn pastora wydaje się w pełni usprawiedliwiony z takich działań, a jednak można odnieść wrażenie, jakby nie przytaczał ich z wyraźnym, religijnym przekonaniem. Raczej być może w charakterze powiedzeń lub zabawnych przysłów. Jednakże obecność cytatów biblijnych, z których jeden, odnoszący się do obrazu potopu, kończy nawet opowieść, jest bardzo znacząca. Staje bowiem w opozycji do syren jako istot wymykających się także i chrześcijańskiemu Bogu, którego nie są dziełem stwórczym. W tym odczytaniu jawią się one zatem jako prawdziwe Dzieci Natury, w pełni z niej zrodzone i z nią skorelowane. Gdy już czytelnik uświadomi sobie ten fakt, związek pomiędzy głównymi postaciami kobiecymi zyskuje jeszcze mocniejszy wydźwięk ponadczasowy i ponadkulturowy, wydawałoby się, mimo faktu, że obie dziewczyny urodziły się w Szwecji i z tego kraju pochodzą.

Mówiąc o przemyślanej i logicznej fabule, koniecznie trzeba zwrócić uwagę na wyraźny hierarchiczny podział postaci pojawiających się w opowiadaniu. Głównymi bohaterkami są oczywiście Ylva i nieznana z imienia narratorka – obie te kobiety pozostają obecnie w związkach/relacjach romantycznych. Ylva związana jest z Elgrid, mającą w sobie wyraźnie widoczne pierwiastki męskie, zupełnie niecharakterystyczne dla kobiety, niejednoznaczne, zbliżające tę postać w stronę Androgyna.  Bohaterka–narratorka natomiast pozostaje w stałej relacji ze wspomnianym już Bjornem, którego jednak nie kocha miłością prawdziwą, szaloną i dziką. Potrzebuje od niego jedynie stabilizacji i spokoju, co bardzo sobie w nim ceni i o czym otwarcie mówi. Przypuszczać można, iż bohaterki nie są w tych relacjach szczęśliwe. Ylva wciąż poszukuje wrażeń seksualnych, niezwiązanych z odległą, bo mieszkającą – co nieustannie jest podkreślane – w Bergen, w Norwegii, Elgrid. Narratorka zaś pragnie życiowej stagnacji, dlatego związała się ze swoim ówczesnym partnerem, którego określa jedynie poprzez jego wygląd fizyczny i ogólną powierzchowność. Owszem, pożąda go, lecz jest to bardziej uczucie mające zaspokoić pragnienie fizycznej bliskości niż rzeczywista miłość do tego właśnie określonego mężczyzny. Relacje te, co zaskakujące, są do siebie bardzo podobne – nieprawdziwe, w pewnym stopniu niewłaściwe, nieprzynoszące prawdziwego szczęścia, nakierowane bardziej na zamanifestowanie samej idei związku, aniżeli faktu, z kim się go tworzy. Obie kobiety w przeszłości, bliższej lub dalszej, były także w innych związkach, które zakończyły się z różnych powodów. Ylva wcześniej spotykała się przez blisko dziesięć lat z Mari; narratorka zaś przez trzy lata mieszkała ze wspomnianym tylko Marcusem, który był (jest) kompozytorem. Poza tymi bohaterami pojawia się jeszcze postać George’a, który nie ma jednak większego znaczenia dla fabuły opowiadania, i którego jedyną zasługą jest realne skojarzenie ze sobą narratorki i Bjorna. Takie, niemal matematyczne, rozmieszczenie bohaterów na drabinie relacji sprawia, że są oni naprawdę przemyślani i nieprzypadkowi, przez co trzeba się zastanowić, jak informacja ta wpływa na całościową interpretację dzieła. Tutaj sprawia, iż dostrzegamy kruchość i bezsensowność tych związków oraz jeszcze bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że jedyną prawdziwą relacją jest syrenia przyjaźń/ miłość głównych bohaterek. Całe opowiadanie jest bardzo oszczędne w słowach. Autorka nie używa nadmiernych i niepotrzebnych ozdobników, by opisać wszystkie zachodzące w tekście relacje. Jej styl jest niemal surowy, wyzbyty wszelkich porównań, metafor oraz innych środków stylistycznych. Pojawiające się niekiedy epitety, z uwagi na swoją nieliczność, stają się wyjątkowe. Taki sposób przeprowadzania narracji, zwłaszcza pierwszoosobowej, jest niezwykle klimatyczny i przywodzi na myśl odległe wspomnienia, które, mimo iż są głęboko pielęgnowane, po latach zdążyły się już zatrzeć. Kto wie, czy historia bohaterki–narratorki i Ylvy nie jest takim właśnie wspomnieniem? W końcu kobiety znały się od bardzo dawna – w dzieciństwie zaczęły tworzyć swoją relację, która wraz z upływem lat stawała się coraz silniejsza i trwalsza. Jakby to właśnie ona kształtowała ich życia i była najważniejsza, przez co inne związki, w tym z potencjalnymi partnerami, bledły w porównaniu z nią. Być może tak właśnie jest… Narratorka nie daje na to jednoznacznej odpowiedzi, ale czytelnik, analizując pozostałe związki bohaterek, sam może dojść do takich wniosków.

Nowela Bodil Malmsten jest zatem opowieścią o miłości pozbawionej wymiaru erotycznego, miłości platonicznej, miłości jako idei, przejmującej całe życie i bezpośrednio wpływającej na inne działania bohaterów. Ukazanie tegoż uczucia jako równie nieznanego i nieprzewidywalnego jak postaci syren, a przecież tak zakorzenionego w świadomości pojedynczych ludzi oraz całych społeczeństw, sprawia, że opowieść zyskuje wymiar uniwersalny. Wszak każdy z nas jest kochany na różne sposoby i w zupełnie innym natężeniu. Tylko od nas samych zależy, czy tak, jak Ylva i narratorka, pozwolimy tej miłości nieświadomie sterować naszym życiem, czy jednak będziemy się w jakiś sposób od niej dystansować, otwierając się w ten sposób na inne miłości, inne uczucia, inne doświadczenia. Bodil Malmsten przedstawia z jednej strony piękno takiego magicznego – można by rzec – uczucia, z drugiej zaś wskazuje na ciemne strony całkowitego zatracenia i poświęcenia się tylko jednej osobie. Człowiek przecież nie może zamykać się tylko na jedną miłość, choćby była ona najpiękniejsza na świecie. Powinien poznać różne oblicza uczuć, nie tylko samej miłości, by móc ją bardziej docenić i, przede wszystkim, świadomie jej doświadczać. Takie wnioski wypływające (sic!) z lektury opowiadania Jak syreny sprawiają, że w przyszłości być może niejednokrotnie będę do tej pozycji wracać, gdyż pod względem metaforycznym ma w sobie to, co cenię w historiach – czy to powieściach, czy wierszach – najbardziej, czyli uniwersalną prawdę o nas, o ludziach, ale także o otaczającym nas świecie. Pod pozorem zwyczajności skrywa się tu opowieść głęboko zakorzeniona w staroeuropejskiej kulturze i szeroko pojętej sztuce, poruszająca temat, który od wieków nurtuje nie tylko artystów, ale i psychologów, lekarzy i naukowców…

Miłość.

autorka: Bodil Malmsten

tytuł: Jak syreny [w:] Mistrzowie opowieści. Skandynawskie lato

przekład: Karolina Ancerowicz

wydawnictwo: Wielka Litera

miejsce i data wydania: Warszawa 2022

liczba stron: 400

format: 145 × 205 mm

oprawa: miękka ze skrzydełkami

Studentka poznańskiej polonistyki, miłośniczka rocka, dobrych książek i ciekawych filmów. Samotniczka, dla której największą frajdą jest zakopanie się wieczorem w łóżku przy angażującym serialu, układanie puzzli oraz rozmowy o poezji. Cicha dusza, próbująca odkryć wiele tajemnic (nie tylko literackich!). Fanka musicali oraz opery. Według niej muzyka, literatura i filmy sprawiają, że świat jest kompletny i bogaty w kolory, których na co dzień brakuje. Z zaangażowaniem śledzi rynek literacki w Polsce, nie tylko z racji badań naukowych, lecz także z własnego zainteresowania.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %