Lorem ipsum

Pan z tramwaju

Nie zamierzam być kolejną męską mordą rzucającą rozstrzygające zdania na temat sytuacji kobiet w tym kraju. Dość już syfu narobiliśmy, panowie. Analizować „wyroku” TK też nie będę, bo wiele osób zrobi to lepiej i rzetelniej ode mnie. Czuję się jednak w pełni uprawniony, by powiedzieć kilka słów na temat technikaliów masowego wkurwienia. To jest protestu ulicznego.

Na początku proponuję, żebyśmy odpowiedzieli sobie na zasadnicze pytanie: Czy takie protesty są fajne?…

OK, to może inaczej. Co sprawiłoby wam większą przyjemność? Wieczór marki „Netflix and chill” czy wyjście na październikową pizgawicę, by z tysiącami wściekłych ludzi bronić prawa, którego respektowanie powinno być oczywistością, a jednak dla niektórych nie jest?

Zapewne znalazło się kilka osób, które wybrały drugą opcję. I w porządku, bo masochizm też może dawać spełnienie. Domyślam się jednak, że większość zdecydowałaby się na to piwo/winko i serial oglądany samotnie, w parze lub większym kolektywie. Problem w tym, że nie jest to kwestia wyboru. Każdy idący w takiej demonstracji zostaje do tego zmuszony. Zmuszony sytuacją. Zmuszony arogancją, pychą i cynizmem instytucji jawnie łamiącej zasady. Więc nie, protesty uliczne nie są fajne. Są ostatecznością.

A ostateczność ma to do siebie, że nie da się jej przesunąć na chodnik. Na początku listopada 2020 roku w kilkunastu miejscach w Warszawie zorganizowano blokady ulic. Nieprzejezdne było też skrzyżowanie Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej, gdzie znalazłem się też ja, zasilając swoją skromną, 59-kilogramową osobą grupę protestujących. Tramwaje w obu kierunkach Jerozolimskich ustawiły się w długiego, żółto-czerwonego robala łypiącego na miasto numerami: 7, 9, 22, 24, 25… Podobnie autobusy.

W pewnym momencie z tego ZTM-owskiego jelita wydostał się mężczyzna, po części już przetrawiony złością. Pan na oko po pięćdziesiątce, w kaszkiecie, jesionce, z teczką. Typowy warszawski homo urzędicus. Pominąwszy konwenanse, jął od razu przedstawiać swoje zażalenia względem protestujących, które można streścić pytaniem: Czy musimy tak blokować, kiedy normalni ludzie, w tym On, chcą wrócić do domów? Co ważne, nie był to żaden Sośnierz czy inny Bąkiewicz. Być może sam nie zgadzał się z decyzjami rządu i uważał, że należy ***** ***, ale w tamtej chwili chciał już być u siebie. Głos pana z tramwaju to głos białego kołnierzyka, którego jedynym pragnieniem po surrealistycznie ciężkim i nudnym dniu pracy jest znaleźć się w domu i złapać oddech. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji bliski był przeistoczenia się w polskiego Williama „D-Fens” Fostera.

Nietrudno zresztą postawić się na jego miejscu, skoro większość z nas ma doświadczenia związane z – jak to nazwał David Graeber – bullshit jobs. Kto zatem pana z tramwaju nie rozumie, ten nie ma serca. Ale kto uważa, że ma rację, ten jest po prostu głupi. Protesty uliczne zaczynają się wtedy, gdy wszystkie petycje i listy otwarte, wszystkie „Szanowny Panie Ministrze…”, „Jesteśmy oburzeni…”, „Domagamy się…”, „Żądamy…”, krótko mówiąc, wszystkie standardowe formy nacisku, przemakają niczym kartony roszone ciepłym moczem rządzących. Protesty uliczne zaczynają się wtedy, gdy bycie miłym i grzecznym nie przyniosło skutku. I nie, moi drodzy, ich celem nie jest samo skandowanie i obnoszenie transparentów, lecz przede wszystkim paraliżowanie instytucji mającej nas w dupie. Bardzo mi przykro, że tą instytucją jest państwo polskie.

Wydaje się wam, że to, co mówię, to truizmy? Cóż, ja też tak myślałem. Lecz przykłady pana z tramwaju, obrońców moralności grożących paluszkiem na hasło „Wypierdalać” i jeszcze kilkorga moich znajomych pokazują, że sprawa nie jest tak oczywista. Jeśli masowy protest będzie respektował czyjąś wygodę, nie zostanie zauważony, a jeśli nie zostanie zauważony, będzie tylko bezsensownym odmrażaniem tyłka. Wrócę więc do tego, co powiedziałem na początku – protest uliczny nie jest niczym fajnym. Dla nikogo. Ale to najskuteczniejsza broń społeczeństwa przeciw patologiom władzy. Miejmy więc nadzieję, że już niedługo nie będziemy mieli przeciw komu protestować.

warto przeczytać

W temacie protestów wywołanych zaostrzeniem prawa aborcyjnego w Polsce pisali też między innymi Paweł Gładysz, Paulina Piziorska i Katarzyna Osior-Szot.

(Ur. 1991) Poeta, prozaik, felietonista. Wzrost - 176 cm. Szczupły. Oczy koloru szarozielonego. Bez nałogów i obciążeń finansowych. Jego ulubiona liczba to 100000000. W przyszłości chce zostać samolotem.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %